Do pewnego momentu w historii Europy wojna była grą władców. Przynosiła sławę im samym oraz dowódcom i rycerzom/oficerom, którzy w honorowych bataliach przelewali krew. Pytanie tylko czyją krew? No właśnie! Zdecydowaną większość poległych i rannych stanowili szeregowi żołnierze, którzy w wojnie nie mieli większego interesu i, o których pamięć ginęła błyskawicznie. Przyczyniały się do tego zarówno dzieła historyków jak i artystów sławiące wyczyny możnych a nie maluczkich.

Zmieniło się to wraz ze zmianą oficjalnego traktowania wojen jako rozgrywek królów na wojny o sprawy narodu. Ta przemiana w wielkim stopniu ujawniła się podczas wojen czasów Rewolucji Francuskiej oraz Wojen Napoleońskich, a później między innymi w wojnie francusko-pruskiej (1871). Obywatel zaczynał bić się za swój kraj, a nie za władcę. W wojnach coraz większą rolę odgrywali ochotnicy. Państwa potrzebowały tych ochotników, dlatego też dbały, żeby mieli oni odpowiednie motywacje do wstąpienia w szeregi armii. Żołnierz, znany czy nieznany, stał się bohaterem i przestano go ignorować.

"Kompania braci" to współczesny przykład propagowania wojny poprzez relacje między mężczyznami.

Tutaj pojawia się „mit doświadczenia wojennego”, który właśnie w pierwszej połowie XIX wieku został po raz pierwszy rozpropagowany na szerszą skalę. Jest to przekonanie, że na wojnie mężczyźni doświadczają szczególnej więzi – braterstwa, której nie doświadczą nigdzie indziej, że w bitwie chłopcy stają się mężczyznami. Panujące tam proste zasady i bliskość śmierci, sprawiała, że człowiek stawał się lepszym zarówno fizycznie jak i duchowo – moralnie, uczył się odwagi i samokontroli, a przede wszystkim był prawdziwie wolny, gdyż tylko śmierć nad nim panowała [osobiście trudno mi zrozumieć ten ostatni argument, ale stosował go np Fryderyk Schiller w Reiterlied].

Wielką rolę w propagowaniu idei „mitycznego doświadczenia wojennego” odgrywali artyści, zwłaszcza romantycy, a późnej ekspresjoniści i futuryści, dla których wojna była sposobem przyspieszenia postępu, drogą do nowoczesności. To właśnie włoscy artyści byli jednym z głównych sympatyków przystąpienia Włoch do I wojny światowej. Władze państwowe natomiast wykorzystywały dobrą atmosferę wspierając te głosy nazywając je patriotycznymi. Po Wielkiej Wojnie na szeroką skalę stosowano zabiegi upamiętniania poległych żołnierzy, tym samym budując wokół wojny otoczkę romantyzmu. Ważną rolę pełniły tu cmentarze wojskowe, gdzie nawet szeregowcy doczekiwali się własnych podpisanych nagrobków. W 1920 roku, kolejno Francja, Anglia i Włochy (Niemcy nieco później) odsłaniały groby Nieznanego Żołnierza. Towarzyszyła tym wydarzeniom cała gama symbolicznych aktów, takich jak ekshumacja zwłok żołnierzy z pól bitewnych poza krajem, przewiezienie ich do stolicy i ponowny pochówek w nowym miejscu. Uczestniczyli w tym zarówno wojskowi, weterani jak i rodziny poległych.

Wszystkie zabiegi jakie stosowano przy upamiętnianiu żołnierzy na wojnie służyły kreowaniu „mitu doświadczenia wojennego” na tak zwanym „froncie domowym”, gdzie rodziny czekały na powrót swych mężczyzn z okopów, a młodzi chłopcy, marzyli o udowodnieniu swego męstwa w bitwie. W końcu cały ten system działał tak dobrze, że wielu ochotników zgłaszało się do wojska nie by walczyć za sprawę, lecz by stać się „prawdziwymi mężczyznami”. Takie podejście charakteryzowało w większej mierze elity społeczne, wykształcone i wymagające od siebie honoru i cnót, niż warstwy robotniczo-chłopskie. Jednak to ci pierwsi, swoją twórczością, wpływali później na masowe wyobrażenie o doświadczeniu wojny.

Tę samą politykę uprawia się do dzisiaj. Polecam przyjrzeć się jej choćby poprzez filmy amerykańskie (Kompania braci, Byliśmy żołnierzami, Szeregowiec Ryan itp.). Mimo naturalistycznego ukazywania brutalności wojny, bardzo zręcznie podkreślają relacje jakie rodzą się między towarzyszami broni.

Źródło: George L. Mosse, Fallen Soldiers: Reshaping the Memory of the World Wars, New York, Oxford 1990.