Co jest najważniejszą rzeczą, jaką posiada gentleman? Zasady! Tak przynajmniej twierdzi Adam Granville, autor książki Gentleman. Mam zasady. W końcu w naszych czasach jest możliwe, żeby „prości ludzie” swoim majątkiem dorównali tym dobrze urodzonym, albo żeby ci ostatni zubożeli do niższego poziomu. Wówczas to właśnie trzymanie się wieloletnich zasad, pozwoli odróżnić się szlachetnym od „proletów”, jak nazywa ich autor.
Książkę tę trudno zaklasyfikować. Na pierwszy rzut oka wygląda jak podręcznik savoir-vivre’u dla mężczyzn, którzy chcieliby nawiązywać do ginącego już gatunku gentlemanów. Przy bliższych oględzinach okazuje się jednak, że mniej tu rad z zakresu dobrego wychowania niż szczegółowych informacji dotyczących przedmiotów z otoczenia ludzi z elit i ich życia towarzyskiego. Ilość danych zbliża tę książkę do encyklopedii.
Wydana przez wydawnictwo Bosz publikacja jest ogromna. Liczy sobie powyżej trzystu grubych, kredowych stron, w rozmiarze prawie A4. Opakowana w solidną oprawę książka prezentuje się iście imponująco. Osobiście, spodziewałem się, że będzie przepełniona pięknymi ilustracjami przedstawiającymi klasyczną modę męską oraz gadżety, bez których rasowy gentleman się obyć nie może, ale nie! Faktycznie większość stanowi treść i to dość solidnie przygotowana.
Jeśli jednak spodziewasz się, że znajdziesz w niej informacje typowe dla podręczników dobrego wychowania, możesz być zawiedziony. Książka ta wiele spraw zwyczajnie pomija, jest bowiem kierowana do ludzi którzy powinni podstawowe zasady już znać. Omawia natomiast szczegóły na temat szycia odzieży na miarę, doboru biżuterii, perfum i cygar, a nawet organizacji służby i ochrony we własnej rezydencji.
Z pracy tej dowiemy się zatem jak się zabrać za szycie ubrania u krawca i butów u szewca. Gentleman, według autora, nie nosi bowiem rzeczy kupionych w sklepie. Poznamy sekrety doboru kamieni szlachetnych do męskiej biżuterii i zasady jej noszenia. Rozwiane zostaną wątpliwości na temat posługiwania się herbami. Jest też rozdział poświęcony zasadom postępowania honorowego – dzisiaj! Znalazło się również miejsce dla biletów wizytowych w starym stylu. Wiele informacji dotyczy natomiast spraw, które obowiązują osoby kontrolujące służbę w rezydencji, zwłaszcza w kwestii przygotowywania przyjęć. Osobista ochrona omówiona jest w osobnym rozdziale.
Pióro autora jest lekkie i momentami dowcipne, więc publikację czyta się łatwo. Częste anegdotki i dygresje urozmaicają tekst. Mnie rozbawiła na przykład informacja o ułanach, którzy musieli na nocne randki nosić ze sobą haki do wciągania oficerek, bo tak jak ściąganie ich było trudne, to ponowne zakładanie prawie niemożliwe bez pomocy. Humor Granville’a dobrze ilustruje fragment, w którym opisuje on palarnię w rezydencji jako męski azyl podczas towarzyskich spotkań w szerszym gronie. Żeby mogli się do niej udać również niepalący mężczyźni, proponuje by trzymać w niej jakąś męską kolekcję, typu modeli czołgów. Dodatkową zaletą tej metody jest to, że na zaproszenie do obejrzenia zbioru nie odpowie żadna dama.
Fakt, że książka ta zbliża się ilością informacji do encyklopedii sprawia, że momentami czytelnik zastanawia się co w ogóle czyta. Szczegółowość danych dotyczących krawiectwa czy szewstwa może nużyć, ale czasem trafia się na opisy całkiem zaskakujące: „Kwasowość wody mierzona w skali pH ma pewien wpływ na wrażenia smakowe. Woda mająca pH 5-6,5 ma smak kwaskowaty, woda w przedziale 6,7-7,3 ma smak neutralny, w przedziale 7,3-7,8 lekko słodkawy, a powyżej 7,8 smak gorzko-mydlany. Są to oczywiście bardzo subtelne odcienie smakowe, na granicy wyczuwalności”. Niemniej kto wie, czy kiedyś taka informacja się nie przyda, więc czemu nie?
Podsumowując, z wieloma fragmentami tej książki trudno się utożsamiać, zwłaszcza jeśli nie ma się herbu, rezydencji i nie zamawia ubrań szytych na miarę. Niekiedy wydaje się zbyt snobistyczna. Dla przykładu, poza konkretnymi wyjątkami, gentleman nie może pić piwa! Wielką zaletą tej pracy jest natomiast jej polskie zakorzenienie. Adam Granville to bowiem pseudonim, a autorem jest Polak. W książce pojawiają się zatem polskie przykłady osób godnych naśladowania.
Wiedząc czego można się spodziewać po Gentlemanie, nie powinniśmy się zawieść. Książka ta jest na pewno dobrym wyborem dla osób lubiących dbać o szczegóły własnego wizerunku. Jest to też doskonały pomysł na prezent dla niejednego mężczyzny. Solidne przygotowanie od strony merytorycznej i wizualnej sprawia, że po zakupie publikacja ta wywalczy sobie reprezentacyjne miejsce na regale.
Książkę udostępniło do recenzji Wydawnictwo Bosz.
Adam Granville, Gentleman. Mam zasady, Bosz, Warszawa 2011.
O co chodzi z tym piwem?
Wedle autora książki, piwo ogólnie nie przystoi gentlemanowi. Powinien on pijać bardziej wyszukane trunki.
Dopuszcza co prawda portera na rano, albo ewentualnie czeską Coronę na wieczór, ale to raczej w wypadku gdy gość nalega.
Prawdą jest, że obraz rubasznego piwosza kiepsko się ma do wyobrażenia o gentlemanie, ale kulturalne piwko z kumplami, nie powinno, moim skromnym zdaniem, nikomu zaszkodzić!
P.s. przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, komentarz utknął gdzieś w spamie.
Ksiazka jak najbardziej wartosciowa i godna polecenia – oczywiscie dla nieco bardziej zaawansowanych czytelnikow (swietna jako uzupelnienie „Genetelmana” autorstwa B. Roetzla). Aczkolwiek prawda jest ze momentami autor przesadza i zbyt mocno nawiazuje do sztywnych zasad dzentelemnstwa z XIX w. I choc jest pare niedociagniec (moim zdaniem przy takiej konewncji ksiazki za brakmozna uznac np. rozdzial o fortepianach przy calkowitym braku chocby akapitu o koniach!) to dobrze, iz sie taka publikacja pojawila – malo takich pozycji w Polsce i po polsku mozna znalezc.
Zgadzam się co do braku koni. Przydało by się też coś o psach i w ogóle o polowaniach. Nie wyobrażam sobie etosu brytyjskiego gentlemana bez polowań.
W rozdziale na temat zasad honorowych znajduje się interesujące zdjęcie z menzury (pojedynku) korporanta z warszawskiej Korporacji Akademickiej Sarmatia z członkiem burschenschaftu Saxo Silesia, zrobione kilka lat temu w Niemczech. Było to najprawdopodobniej jedyne po II Wojnie Światowej tego typu wydarzenie z udziałem polskiego korporanta. Miejmy nadzieję, że nie ostatnie.
Pozdrawiam Sarmatów!
Cum Ave Fraterno!
Ciekawi mnie, dlaczego masz nadzieje na kolejne menzury? Przecież to jak oczekiwanie konfliktów. Czy chodzi o to, żeby „się działo”?
Menzura jest bardzo konkretnym dowodem gotowości do dawania satysfakcji honorowej z bronią w ręku (a nie tylko jej werbalnego deklarowania). Niekoniecznie musi wiązać się z konfliktem.
To piękny zwyczaj pozwalający na weryfikację tego czy ktoś jest gentlemanem i człowiekiem honorowym nie tylko na poziomie deklaracji ale także czynów.
Na Wikipedii znalazłem zdjęcie umieszczone w książce z kilkoma dodatkowymi informacjami: http://pl.wikipedia.org/wiki/Menzura_(pojedynek)
OK, doczytałem. Zdaje się, że menzura jest raczej zwykłym rytuałem inicjacyjnym, a nie związanym z rozwiązywaniem konfliktów honorowych rodzajem pojedynków. Chętnie poznałbym to zjawisko lepiej.
Chciałbym przypomnieć, że pojedynki w dawnych czasach nie były „pięknym zwyczajem”, a ostatecznością, do której uciekano się z konieczności. Wielu poważnych gentlemanów przekonywało, że prawdziwy gentleman po prostu nie dopuszcza do powstania sprawy honorowej, a więc i do pojedynku. Choć byli i tacy co stawali na ubitej ziemi dość chętnie.
Dla zainteresowanych link do filmiku przedstawiającego menzurę, niestety po włosku:
http://www.youtube.com/watch?v=KVbPX-UdJPM&context=C4ddec10ADvjVQa1PpcFNY2F6KxYYQP4TVdlofwzq6Rs-HbI95l0o=
Faktycznie niektóre niemieckie korporacje traktują menzurę jako swoisty rytuał inicjacyjny pozwalający uzyskać prawo noszenia barw danej korporacji – czyli uzyskania de facto pełnego członkostwa.
W rozstrzyganiu spraw honorowych stosowana jest bardzo sporadycznie, o ile zawiodą inne polubowne próby rozstrzygnięcia sporu.
Dla chcących się dowiedzieć więcej na temat menzury, postępowania honorowego i kodeksów honorowych polecić mogę kontakt z Korporacją Akademicką Sarmatia w Warszawie – jako jedyna warszawska korporacja posiadają własną, przyzwoicie wyposażoną salę szermierczą i kilku doświadczonych fechmistrzy. Czasem organizują spotkania otwarte. Posiadają zdaje się własną stronę internetową i profil na FB.
W opisie książki wkradł się błąd. Wydawnictwo nie jest z Warszawy. Powinno być „BOSZ, Olszanica 2011”.
Pozdrawiam.