Od pięćdziesięciu lat możemy oglądać przygody Jamesa Bonda, tajnego agenta w służbie jej królewskiej mości. Zaś od paru dni w kinach króluje jego najnowsza część „Skyfall”. Wiele się zmieniło od pierwszych filmów serii i bardzo dobrze. Stare „Bondy” są ciężkie w odbiorze, jednak w nowych coraz mniej jest brytyjskiego gentlemana. Szarmanckość zastępuje brutalność ukryta w klasycznej elegancji.
Cała seria
Lubię ikony kultury, a James Bond jest jedną z ciekawszych, zwłaszcza w kontekście męskiego stylu i bycia gentlemanem. Utarło się przekonanie, że ten szpieg jest kwintesencją dobrego wychowania, a jednocześnie potrafi skutecznie wykonywać śmiertelnie niebezpieczne zadania.
Wracając jednak współcześnie do pierwszych części serii, trudno o sympatię dla głównego bohatera, jak i samego filmu. Bond jest po prostu straszliwym szowinistą i zimnokrwistym mordercą z przerośniętym ego. Długo można by wymieniać jego grzeszki, które dyskredytują go jako gentlemana. Nie jest to oczywiście wina Connerego czy Moora, tylko scenarzystów i czasów w jakich powstawały te produkcje. Z kolei akcja tych filmów jest prowadzona tak nieudolnie, że łatwo zasnąć podczas oglądania.
Tym bardziej jest to ciekawe, jak taki Bond stał się ikoną kultury popularnej. Produkcje z tą postacią w roli głównej nie są bowiem ponadczasowe, ale sama idea 007 już tak. Sekretem serii filmów z Jamesem Bondem nie jest to, że opowiadają one trzymające w napięciu historie o genialnym agencie, tylko to, że oferują styl życia, o którym większość z nas marzy. Luksus, szybkie samochody, piękne (i niestety łatwe) kobiety… to jest to co wzniosło Bonda na wyżyny. Jeśli zaś chodzi o wartką akcję, to wiele innych produkcji bije tę serię na głowę. Cokolwiek jednak było, teraz to nieważne, gdyż wszystko się zmieniło.
Nowy Bond
„Skyfall” faktycznie prezentuje nowego Bonda. Zdecydowanie mniej w nim gadżetów (niespodzianki od Q odeszły w niepamięć), seksu z kim popadnie (porównajcie z „Dr No”!) czy luksusu. Nawet w temacie szalonych pościgów i wielkich wybuchów widać zmianę. Na samym początku najnowszego filmu twórcy wprowadzają nas w dawny świat bijatyk, strzelanin i prędkości, by ostatecznie tak wyhamować akcję, jak to w Bondach nie bywało. Trzymają za to w napięciu i budują atmosferę zagrożenia lepiej niż kiedyś. Nie sposób się nudzić.
Nowy Bond jest zdecydowanie mniej szarmancki, a staje się coraz bardziej brutalny. To chyba największa zmiana w w tej serii. Postępuje stale od „Casino Royale”, więc najprawdopodobniej agenta gentlemana będziemy oglądać coraz rzadziej. Pozostaną tylko idealnie dopasowane garnitury, koszule i płaszcze (jeśli interesuje Was temat ubioru Bonda, zajrzyjcie do Szarmata). Oznacza to, że widz (przynajmniej w punktu widzenia producentów) nie chce już oglądać mężczyzny z klasą, tylko maszyny do zabijania, która na drodze do celu mocno cierpi i krwawi.
Koniec stylu i elegancji
To wielka szkoda, ponieważ ciągle obserwujemy zwrot ku szybkości, zmianie i negacji zasad. Spokojne życie gentlemana tradycjonalisty, kierującego się dawnymi regułami nie jest już dobrym tematem, nawet w podtekście. To, że Bond ubiera się konserwatywnie, goli brzytwą (!!!) i bywa w kasynach, niewiele zmienia. Zapowiada się, że w kolejnych latach będziemy chodzili na 007, jak na dobrą akcję, a nie dawkę szyku. Szkoda, że twórcom nie udało się połączyć tych spraw.
Co prawda końcówka filmu sugeruje coś zgoła innego – powrót do korzeni, tych najstarszych. Nie wiem jednak jak ją interpretować. Przez cały film przewinęło się wiele elementów z pierwszych części serii w kontekście ironicznym, wiele z nich przekreślono. Ta końcówka jest pewnym światełkiem w tunelu. Czas pokaże czy to tylko żart, czy może klasa powróci.
Gry komputerowe i czarne charaktery
Na koniec dwie myśli: w „Skyfall” widać wyraźnie, jak gry komputerowe inspirują kino. Scena w kasynie, przywiodła mi na myśl momenty z „shooterów” (z czasów gdy jeszcze w nie grałem), tuż przed akcją. Wyspa, na której mieszkał Silva, nieodparcie kojarzyła się z projektami z serii „Bioshock”. Natomiast końcowe sceny z użyciem śmigłowca, to po prostu cytat z różnych gier, w których jednym z „b0ssów” była właśnie taka maszyna. Cóż, znak czasów.
Druga sprawa to Javier Bardem w roli Silvy, głównego przeciwnika Bonda. Ostatnio pisałem, że urzekł mnie młody Benicio Del Toro, jako wróg 007 z „Licencji na zabijanie”. Wniósł sporo świeżości, w porównaniu ze standardowymi przeciwnikami chcącymi podbić cały świat. Bardem natomiast stworzył genialną postać, do której Del Toro daleko. Zaprezentował zdecydowanie najlepszą grę aktorską w całym filmie.
Słowo na koniec
Podsumowując, nowy Bond jest świetny. Wolę go zdecydowanie od tej postaci z początku serii. Mam tylko cichą nadzieję, że ostatecznie twórcom uda się znaleźć sposób by w tej postaci połączyć tradycję i zasady z przemocą i szybkością. Zastanawia mnie bowiem, czy porzucenie dawnego stylu gentlemana nie okaże się początkiem końca Bonda. Bo czymże on będzie bez zasad, jak nie pospolitym bohaterem filmów akcji?
Źródła zdjęć: www.007.com
Nie ma już Bonda. Zastąpił go jakiś, sądząc po gębie, rosyjski mużyk, podstawiony zapewne przez KGB. Nawet nie wie, że dżentelmen nie pokazuje się publicznie nieogolony.
Ja widziałem dziś, jako film sensacyjny dobre kino, jako Bond, kontynuacja takie sobie, przegadane,ale zabawne 🙂
Mi jednak brak gadżetów i luksusu.W momencie gdy pojawia sie TO AUTO cała sala zrobiła ACH -takie, że wreszcie coś co znają i kochają fani!
Boje się że kolejnym agentem 007 będzie murzyn,hindus,albo kobieta…
Mnie się nie podobało jak te stare!
Pozwólcie panowie, że dorzucę trzy grosze z kobiecej perspektywy. Nie lubię starych filmów z tej serii. Mizoginiczni bohaterowie są dla mnie niestrawni i nie rozumiem kobiet, które z zapałem padają im w ramiona. Drażnię się z kolegami nazywając ich „Kenami”. I są dla mnie (Bondowie, nie koledzy) 😉 mniej więcej tak interesujący, jak te plastikowe zabawki. Daniel Craig jako James Bond nie jest Kenem. To pełnokrwisty bohater z przeszłością, która kocha, cierpi i walczy ze swoimi słabościami. Jest bezwzględny – ale przede wszystkim dla samego siebie. Nie chcę niegrzecznie spojlować, powiem tylko tyle, że jego postawa w „Skyfall” jest dla… Czytaj więcej »
Uważam tak samo. 🙂 Nigdy nie byłam fanką bondowskiej serii, choć naturalnie znam chyba wszystkie jej części (kto nie? ;)). I też z zadowoleniem przyjęłam zmianę 007 w człowieka bardziej niejednoznacznego, skomplikowanego, pełnowymiarowego po prostu. Przy okazji chciałabym zwrócić uwagę na coś jeszcze: od jakiegoś czasu superbohaterowie zaczęli być kimś więcej, niż herosami w trykotach (Batman czy Spiderman) tudzież wiecznymi chłopcami, chyba tylko przez przypadek posiadającymi ciało dorosłego mężczyzny; a taki do niedawna był James Bond. Chłopiec, tylko bawiący się „poważniejszymi” zabawkami, na większym placu zabaw, z podobnymi sobie kolegami; no i nie brzydzący się dziewczyn. 😀 Tak samo wspomniani… Czytaj więcej »
Ja osobiście nie spieszę się z obejrzeniem Skyfall. Nowe Bondy moim zdaniem straciły już… Bonda. Nawet 'wstrząsane nie mieszane’ zostało zastąpione innymi trunkami. Pamiętam, że po obejrzeniu Casino Royale bardzo długo nie mogłam dojść do siebie. Nie mogłam po prostu uwierzyć, że cała 'legenda’ Bonda zamienia się w zwykły film akcji. Tak jak napisałeś: Bond był szczególny i niesamowity przez swój urok, gadżety, szybkie samochody i piękne kobiety (zawsze wydawało mi się, że były łatwe tylko dla 007). Były też elementy, które sprawiały, że wiadomo było: tak, to jest Bond (np zakończenia – if you know what i mean). W… Czytaj więcej »
Mi niestety nie podoba się Craig jako Bond. Może podświadomie mam zakodowane, że Agent 007 jest brunetem i obraz bieżącego Bonda jakoś zakłóca mój sposób postrzegania tej postaci. No ale mniejsza o cechy zewnętrzne Bonda, mimo, iż są ważną częścią tej postaci. O gustach się ponoć nie dyskutuje.
Co do nowego filmu, to wolę się nie wypowiadać. Zawiodłam się w kinie, jak dla mnie za słaba akcja. A może z każdym nowym filmem zrobiłam się bardziej wymagająca.
Ja z kolei z czasem coraz bardziej lubię ten film. No i ten utwór Adele… Jak do niego wracam myślami to aż chcę znów pójść do kina.
Bez wątpienia jest inny niż wcześniejsze Bondy. Może też mi, po obejrzeniu poprzednich części, zmienił się gust i wolę teraz coś innego?