Tyle się mówi, że dzisiaj mężczyźni używają więcej kosmetyków niż ich przodkowie, ale czy zastanawialiście się kiedyś ile i czego faktycznie używano niemal sto lat temu? Na przykład do pielęgnacji włosów. Okazuje się, że w początkach rozwoju znanych nam szamponów funkcjonowało wiele rozwiązań, w tym domowe, z użyciem otrębów, żółtka, soku z cytryny lub nafty.

Fragment ilustracji z Gilbert A. Foan, „The Art and Craft of Hairdressing” 1950.
Wpis powstał przy współpracy z marką System Professional Men
Zainteresowany tematyką międzywojennych kosmetyków przeprowadziłem małe dochodzenie z pomocą dr n. med .inż. Katarzyną Pytkowską, zajmującą się tą kwestią naukowo. Dowiedziałem się, że w młodości naszych dziadków i pradziadków funkcjonowało wiele mylących mitów na temat pielęgnacji włosów. W związku z czym stosowano niekiedy dość dziwne techniki i środki. Powoli jednak pojawiały się pierwsze kosmetyki podobne do tych, których używamy dzisiaj.
Domowe metody
Jedną z najciekawszych spraw są niewątpliwie domowe metody poprawiania kondycji włosów. W wielu źródłach można natknąć się na informacje o stosowaniu jajka lub samego żółtka. Rzekomo świetnie sprawdzały się na włosy suche. Połysk proponowano nadawać włosom także poprzez mycie ich w wodzie deszczowej, gdyż jest miękka.
Interesująca jest też metoda mająca usunąć łupież: „Posmarować skórę na głowie i całe włosy olejkiem migdałowym, następnie posypać skórę otrąbkami migdałowemi tak, aby cała głowa była niemi pokryta, i wtedy rękoma mocno głowę i włosy wycierać. W końcu wyczesać z otrąbków włosy rzadkim grzebieniem, a następnie gęstym i szczotką”. [Lucyna Ćwierczakiewiczowa 1912]
Jeszcze w latach trzydziestych niektórzy byli bardzo negatywnie nastawieni do szamponów i zalecali samodzielne przygotowanie własnego. Dr Śmiarowska pisała: : „Odradzam stanowczo szampony do mycia włosów: najlepiej jest rozgotować 2 łyżki szarego mydła w 2-ch szklankach wody z kawałkiem sody i po zanurzeniu włosów w najgorętszej czystej wodzie w miednicy nacierać skórę głowy ciepłym tym płynem”. Niestety wiemy dzisiaj, że użycie „szarego mydła” mogło niszczyć włosy.

Opakowanie po szamponie w proszku
Częstotliwość mycia
Często możemy spotkać się z opinią, że kiedyś ludzie rzadziej się myli. Nie da się zaprzeczyć, że jest to prawda, ale wynika ona z tego, że nie znano wówczas odpowiednio dobrych środków, które nie szkodziłyby przy częstszym używaniu. Ówcześni mieli jednak spory dylemat, ponieważ zalecane przez różnych specjalistów terminy mycia mocno się między sobą różniły.
I tak jedni proponowali, żeby włosy normalne myć co 14 dni, a suche lub tłuste w większych odstępach czasu. Wierzono bowiem, że częste mycie pobudza gruczoły łojowe do produkcji tłuszczu. Inni natomiast zalecali mycie włosów delikatnych i suchych raz na tydzień, a tłustych i grubych dwa razy częściej. Natomiast jeszcze inni głosili, że gdy skóra jest tłusta włosy powinno się myć co tydzień lub dwa, a gdy jest sucha tylko raz w miesiącu. Niemniej byli też tacy, którzy zalecali mycie nawet co dwa, trzy dni.
Jak więc widać, choć propozycje znacznie się od siebie różnią, zazwyczaj wskazują na dłuższe terminy niż te, do których jesteśmy dzisiaj przyzwyczajeni. Wynika to z tego, że stosowane wówczas mydła miały negatywny wpływ na wygląd włosów.
Mydło vs. szampon
Po użyciu mydła włosy stawały się matowe, bardziej łamliwe, a gruczoły łojowe zwiększały swoją aktywność. Konieczne było zatem inne rozwiązanie. Tym rozwiązaniem miały być szampony (lub „szampuny”, „szampiony”, „shampoony”, „shampony”, jak je niekiedy nazywano). Z początku przyzwyczajeni do domowych produkcji konsumenci i eksperci byli sceptycznie nastawieni do nowego wynalazku.
W okresie międzywojennym pojawiły się na rynku dwa główne rodzaje szamponów: w proszku i w płynie. Te w proszku były przeważnie sprzedawane w jednorazowych saszetkach z jedną lub dwiema porcjami (35-50 g proszku). Szampon należało przed użyciem rozpuścić w letniej wodzie i tym roztworem umyć włosy. Dostępne były też szampony w proszku do użycia na sucho. Proszek po nałożeniu i wmasowaniu wyczesywano. Niestety czasami usunięcie białego proszku było dość trudne.
Przełomem było pojawienie się pod koniec lat 30. szamponów w płynie. Pierwsze były oparte na mydle, a później powstały zbliżone do współczesnych, niealkaiczne, czyli kwaśne. Dopiero one potrafiły umyć włosy, nie pozostawić na nich matowych śladów i do tego natłuścić je. Od współczesnych różniły się jednak zbyt drażniącym działaniem. Mimo to nie wszyscy byli przekonani do tych kosmetyków: „Szampon który nie piecze i nie daje obfitej piany, uważany jest powszechnie za bezwartościowy. Nawet przy użyciu szamponów kwaśnych trzeba czasem zastosować olej kokosowy, by wywołać na skórze głowy pewne zaczerwienienie”. [Gatefosse 1939]
W tych czasach nie stosowano jeszcze podziałów między szamponami do różnych rodzajów włosów. Nie było też szamponów stricte dla mężczyzn, choć taki podział jest uzasadniony.
Pozostałe kosmetyki
Rzecz jasna tematu nie można wyczerpać pisząc o samych mydłach i szamponach. Mężczyźni w okresie międzywojennym używali także innych preparatów do pielęgnacji włosów. Były to środki usuwające nadmiar tłuszczu (bez mydła lub innych środków powierzchniowo czynnych), wody, pasty, pomady, olejki, brylantyny oraz bandoliny.
Wody miały odświeżać, odkażać i nadawać zapach włosom. Niekiedy dodawano do nich mydło, żeby się pieniły. Czyściły raczej słabo, ale stosowane między rzadkimi myciami, pomagały zachować higienę skóry głowy i włosów. Niektóre miały działać przeciwłupieżowo, odżywczo, oczyszczająco, a jeszcze inne zapobiegać łysieniu (nieskuteczne!).
Olejki służyły natłuszczaniu włosów i nadawaniu im zapachu. Olejki do włosów dawno zniknęły z rynku, ale ostatnio wracają z nieco innym przeznaczeniem – do brody. Obecnie testuję ich działanie i niebawem napiszę o nich kilka słów.
Pomady i brylantyny służyły nadaniu włosom mocno natłuszczonego wyglądu. W początkach XX wieku, taki wygląd był modny, ale ten trend niebawem przeminął. Stało się tak, kiedy pojawiły się skuteczniejsze środki do czyszczenia włosów i ich naturalny połysk stał się bardziej atrakcyjny. Co ciekawe brylantyny uważano za środki do pielęgnacji, a nie stylizacji włosów. Wiązało to się z częstym używaniem do mycia włosów mocno wysuszającego mydła. Brylantyny przeciwdziałały wysuszeniu.
Natomiast bandoliny to poprzednicy znanych dzisiaj żeli do stylizacji włosów. Wytwarzano je np. z gumy tragantowej, żelatyny, karagenu itp. W przeciwieństwie do brylantyn, nie natłuszczały włosów. Wszystkie usztywniające środki do włosów wpłynęły na nasze wyobrażenie o międzywojennych męskich fryzurach. O tych ostatnich, już niedługo będę pisał w osobnym artykule.
System Professional Men
Mimo że nasz rynek oferuje coraz więcej różnorodnych kosmetyków do włosów, wcale nie uważam aby gentleman z międzywojnia miał się czego wstydzić. Sam również mógł skorzystać z szeregu preparatów o różnym przeznaczeniu. Na szczęście dzisiaj wiemy o wiele więcej o skórze i włosach, dzięki czemu mamy zdecydowanie lepsze możliwości. Gdzieś pomiędzy panami sprzed wojny, a nami byli mężczyźni, którzy stosowali jak najmniej kosmetyków, ale to już mija.
Co więcej coraz liczniejsze grono mężczyzn dochodzi do wniosku, że lepiej jest używać dobrze dobranych kosmetyków z wyższej półki, niż podbierać partnerce to, co akurat kupiła sobie. Dobrym początkiem będzie rozmowa z fryzjerem. To właśnie w zakładach fryzjerskich często można kupić odpowiednie preparaty. Ja sam od lat stosuję takie środki z polecenia.
Tego typu marką jest właśnie należący do Wella System Professional Men. To profesjonalne kosmetyki do włosów, które znajdziecie tylko w wybranych salonach fryzjerskich. W ich ofercie są zarówno szampony, toniki, preparaty do cieniowania, żel, pasta matująca itd. (może Was zainteresuje, że swoją fryzurę utrzymuję właśnie pastą matującą). Warto zerknąć na pełną ofertę, bo wybór jest spory. Sam dopiero co zacząłem używać tych kosmetyków i już pozytywnie mnie zaskoczyły, ale więcej o nich napiszę następnym razem.
Już niedługo wspólnie podejmiemy temat modnych dawniej fryzur i rozpoczniemy bardzo ciekawy konkurs. Szczegółów dowiecie się niebawem.
***
Za pomoc w powstaniu artykułu serdecznie dziękuję dr Pytkowskiej! Zachęcam Was do odwiedzenia jej bloga Cosmetic and Household Museum (prowadzony w języku polskim i angielskim).
Wybrane źródła:
R. M.Gatefosse, Produkty kosmetyczne, Kraków 1939.
Julja Świtalska, Kosmetyka pana, Warszawa po 1930.
Bardzo ciekawie opisane 🙂 Ja tylko dodam że jestem ciekawa tych przedwojennych kosmetyków. Sama zaczęłam niedawno stosować olejek do włosów, i paradoksalnie dzięki temu włosy się znacznie mniej przetłuszczają.
Mam jeszcze jedno pytanie, ponieważ gentelman z którym mam przyjemność spędzać czas wolny ma już lekką siwiznę, co jest najlepsze do pokrycia siwych włosów w naturalny, mało widoczny sposób? Można na pewno używać farby do włosów ale czy to jest najlepsze rozwiązanie, i jak często trzeba jej używać, bo przecież robią się odrosty.
Tak się składa że mam w swoim towarzystwie panów o których wiem że farbują włosy ale zastanawiam się czym 🙂 Ponieważ chciałabym tę metodę polecić.
Szczerze mówiąc nie wiem po co farbować siwe włosy. Uważam, że mężczyźni doskonale znoszą siwienie. Sam siwieję powoli od ok. 10 lat i nigdy nie chciałem nic z tym robić.
Podobno zresztą szpakowaci mężczyźni podobają się kobietom. Nie jest tak?
Alternatywą dla farb (jeżeli już ktoś koniecznie musi) mogą być odsiwiacze. Zamiast sztucznego barwienia pobudzają siwy włos do ponownej produkcji melaniny. Co do reszty, zgadzam się w pełni z kolegą Łukaszem. Przyjemnie jest siwieć z godnością 😉
Bardzo ciekawy artykuł, ale wolałabym, żeby wpisy sponsorowane były oznaczane jako reklama.
Dziękuję. Co do drugiej uwagi słowa tuż pod pierwszym zdjęciem „Wpis powstał przy współpracy z marką System Professional Men” to właśnie oznaczenie wpisu sponsorowanego. Od lat stosuję ten system. Może Pani przeoczyła tę linijkę.
Ok, nie zauważyłam, zwracam honor.
Dawniej ludzie się nie myli z trochę innych powodów, niż brak odpowiednich środków. Uważano, że przez pory w skórze mogą dostać się choroby, dlatego też warstwa brudu miała funkcję ochronną. W zamian za to zmieniano koszule (czyli część garderoby noszoną bezpośrednio na skórę), ale to też zdecydowanie za rzadko jak na dzisiejsze standardy :).
a nie zabrnąłeś za bardzo w czasie?
Też mam wrażenie, że chodzi o czasy bliższe Oświeceniu niż początkowi XX wieku.
Koncepcja wnikania chorób przez pory to bardziej średniowiecze niż międzywojnie.
Dobry wpis, takie najbardziej lubię na tym blogu. Dziś niby mężczyźni bardziej dbają o siebie i używają więcej kosmetyków niż kiedyś, a ja dobrze pamiętam, że mój dziadek używał kremu Nivea w niebieskim pudełku i nikt nie brał tego za oznaki zniewieścienia, zaniku męskości i upadku europejskiej cywilizacji. Jak dodamy do tego przyrządy i kosmetyki do golenia, grzebienie itp. to wyjdzie na to, że nie miał wcale mniej różności do pielęgnacji niż babka.
Dokładnie! Sam przez tradycyjne golenie wypchałem sobie już szafkę na kosmetyki i przyrządy.
Booooże..
Jacy to ludzie potrafią innym skutecznie uprzykrzyć życie. Tego nie można, tamtego nie można. To co w końcu facetom można, bo odnoszę wrażenie, że nic? Dajcie spokój. :/ Im więcej różnorodności tym lepiej. 🙂
Olejki wcale nie zniknęły z rynku, zawsze był obecne. Teraz wystarczy przejść się do sklepu, żeby stwierdzić, że jest to jakiś „nowy” model pielęgnacji włosów, nie tylko brody jak piszesz. I nie zgadzam się również, że włosy myto rzadko ze względu na brak dobrych, łagodnych produktów. Byc może napisałeś tak, bo popłynąłeś na wpisie sponsorowanym, w którym nie raz wracasz do terminu „dobre, profesjonalne produkty” 😉 Otóż dlaczego dawniej rzadziej myto włosy, przyczyna jest złożona. Wpływ na to prawdopodobnie miał fakt, iż rzadziej myte włosy proporcjonalnie rzadziej się natłuszczały. Inaczej postrzegano higienę włosów, mycie ich mydłem traktowano jako taki sam… Czytaj więcej »
Nie bardzo rozumiem te docinki. Czy wynikają one po prostu z tego, że to wpis sponsorowany, czy jest tam jakiś głębszy sens?
Wniosek o częstotliwości mycia włosów wysnułem z opracowania naukowego. Mycie włosów mydłem częściej byłoby szkodliwe. Tak, jak zresztą napisałem, po wejściu na rynek delikatnych szamponów, częstotliwość ta wzrosła, a z nią zmalała tolerancja dla świecących się włosów.
Łukasz, przez Twojego sponsora wpis jest po prostu szpetny 😉 Wybacz, ale rozśmieszyła mnie forma tej współpracy na blogu o tytule „Czas dżentelmenów” 😉 A wierzę, że można współpracować tak, żeby sponsorowane wpisy wyglądały szlachetnie, tzn. tak jakby sponsor jak najmniej zjadł sponsorowanego 😉 To że Twój wniosek jest wysnuty z opracowania naukowego, od razu nie oznacza, że ten sam wniosek wysnuł autor tegoż opracowania. A w swoim wpisie, chyba ze względu na jego lakoniczność, w ogóle nie poruszyłeś kwestii stosowania octu w pielęgnacji włosów. A ocet ma do mydła bardzo dużo. I widać, że ta zależności nie odbiła się… Czytaj więcej »