Jest pewne zdanie, które zawsze staram się mieć z tyłu głowy: „jeśli coś robisz, rób to dobrze”. Nie da się być mężczyzną z klasą, jeśli nie wyznaje się tej prostej zasady.
Wysyłasz komunikat
Wielokrotnie pisałem o tym, że różne aspekty naszego zachowania to sygnały, które otoczenie chętnie odbiera i na ich podstawie wyrabia sobie o nas zdanie. Nasz strój jest komunikatem, nawet jeśli bardzo weźmiemy sobie do serca, że to wnętrze liczy się najbardziej. Nasze oczy i gestykulacja mówią, nawet jeśli uznamy, że liczą się tylko wypowiedziane słowa. Komunikatem jest też nasza praca, nawet jeśli wydawało nam się, że ważna jest tylko zapłata.
Niestety często uznajemy, że nasza praca dotyczy tylko nas samych. Pracujemy – otrzymujemy odpowiednie wynagrodzenie czy odpowiednią ocenę i tyle. Nie myślimy natomiast o tym, że nasza praca – zarówno nasz stosunek do niej, jak i jej efekt finalny – ma ogromny wpływ na to, jak inni postrzegają nas samych. Prawda jest taka, że mało co buduje pozytywną opinię o nas tak skutecznie, jak dobrze wykonana praca.
Starożytna prawda
Nie jest to żadne odkrycie z mojej strony. Źródła powiedzenia „jeśli już coś robisz, rób to dobrze” upatruje się w słowach Publiusa Ovidiusa Naso, czyli Owidiusza, rzymskiego poety żyjącego na przełomie er. Owidiusz napisał „Quidquid agis, prudenter agas et respice finem” co tłumaczymy „cokolwiek czynisz, czyń rozważnie i patrz końca”. To zdanie przypadło do gustu wielu poetom i filozofom następnych wieków do tego stopnia, że było wielokrotnie powtarzane i przetwarzane, aż dotarło do naszych czasów w znanej nam wersji.
Praca to bowiem rzecz uniwersalna od zarania dziejów. Człowiek niczego by nie osiągnął bez silnych rąk i wytężonych głów, które nie gloryfikowały powiedzonek w stylu „szlachta nie pracuje”. W końcu nawet rzetelnym szlachcicom nie można było odmówić pracowitości. Polecam na przykład przyjrzeć się fascynującej historii rodu Zamoyskich.
Rzecz jasna kulturowa wartość pracy rosła zawsze, gdy można było dzięki niej więcej osiągnąć. Wzrost jej popularności był więc bardzo wyraźny w czasach Rewolucji Przemysłowej, powstawania kapitalizmu i nowoczesnej demokracji. To wówczas pojawił się model kowala swojego losu – self made mana. Żywym przykładem tego modelu był Benjamin Franklin.
Praca szlifuje charakter
Rzadko myślimy o tym, że dzięki pracy zyskujemy nie tylko jej efekt, zapłatę lub ocenę, ale też sporo się uczymy. Pogłębiamy wiedzę z zakresu tej właśnie pracy, a co ważniejsze uczymy się samych siebie. Dowiadujemy się na ile nas stać, ile jesteśmy w stanie znieść i jak dobrzy jesteśmy w tym, co robimy. Dzięki temu praca pomaga nam budować poczucie własnej wartości.
Podnosząc sobie poprzeczkę w pracy możemy stale się rozwijać, stawiać przed sobą nowe wyzwania i sprawdzać się w coraz trudniejszych sytuacjach. W trakcie wykonywania większości prac trafiamy na nieprzewidziane przeszkody, zupełnie jak w innych aspektach życia! Możemy się uczyć sobie z nimi radzić, kombinować, szukać rozwiązań, współpracować z innymi ludźmi, panować nad sobą, nad własną złością i zmęczeniem.
Jednym słowem praca to nieustanny trening charakteru. Ale jak każdy trening, powinna być odpowiednio dobrana do naszych możliwości, żeby nas rozwijała, a nie utrzymywała w miejscu. Podnoszenie poprzeczki jest bardzo istotne. Dlatego Owidiusz pisał „…patrz końca”. Miej na uwadze dokąd prowadzi droga, którą zmierzasz. Miej jakiś cel w tym co robisz i choćbyś miał nigdy go nie osiągnąć, dąż do niego.
Z pracą wśród ludzi
Powyższe to tylko wewnętrzne korzyści płynące z rzetelnej pracy, ale ona niemal zawsze jest wykonywana z ludźmi i dla ludzi. Efekty naszych starań są zazwyczaj znane przynajmniej wąskiemu gronu osób. Niestety często obawiamy się oceny naszej pracy (niechlubna scheda po naszym systemie szkolnictwa) i wolimy unikać zbytniego upubliczniania jej efektów. Jednak nie ma nic lepszego od szukania tej oceny!
Jeśli już podchodzisz poważnie do swojej pracy, starasz się, dajesz z siebie wszystko, szukasz wyzwań i pracujesz rzetelnie, możesz jedynie zyskać na ocenie. Rzecz jasna zawsze znajdzie się grono „wszystkowiedzących”, którzy świetnie znają się na niekonstruktywnej krytyce, ale nimi nie trzeba się przejmować. Częściej trafimy na ludzi, którzy mogą nas docenić, pochwalić, a nawet skorygować i wskazać odpowiednie kierunki rozwoju, a tym samym silnie zmotywować do dalszych wysiłków. To jest bezcenne i stanowi jeden z głównych powodów, dla których prowadzę bloga!
Co więcej ludzie potrafią zauważyć osobę rzetelną, z którą warto współpracować, której warto powierzyć jakieś zadanie albo blisko której zwyczajnie warto się trzymać, bo wiadomym jest, że w trudnej sytuacji nie zawiedzie. Rzetelność w pracy rzutuje bowiem na cały charakter człowieka i całe jego życie.
Cierpliwy marsz pod górę
Można tutaj mówić o efekcie kuli śniegowej. Człowiek rzetelnie pracujący i rozwijający się przyciąga innych ludzi, lepsze zadania i lepsze nagrody. To daje możliwość do rozwijania skrzydeł, osiągania większych sukcesów i docierania dalej niż się wcześniej marzyło.
Rzecz jasna to nie nastąpi szybko, a nawet gdyby nastąpiło, osobiście wolę nie ufać łatwo osiągniętym sukcesom i nie spoczywać na laurach. Prawdziwy sukces musi mieć solidne, wypracowane fundamenty, po których nie boimy się stąpać.
10 zasad, które warto wyznawać
Pamiętaj:
- Zawsze, gdy podejmujesz się jakiejś pracy, dawaj z siebie wszystko, choćby to było najbardziej błahe zajęcie.
- Zawsze kończ to, co zacząłeś.
- Nigdy nie podejmuj się pracy, jeśli wiesz, że nie jesteś w stanie jej wykonać.
- Rozwijaj się, eksperymentuj z technikami pracy, ucz się nowych rozwiązań, dąż do lepszych efektów.
- Nigdy nie przechwalaj się, że potrafisz coś zrobić, jeśli faktycznie w to nie wierzysz. To dotyczy też terminów!
- Uprzedzaj o możliwych problemach, wadach i opóźnieniach najszybciej jak się da.
- Nie drepcz w miejscu. Jeśli dana praca już niczego Cię nie nauczy, zmień ją na bardziej wymagającą.
- Wyznacz sobie ambitny cel i staraj się do niego dążyć.
- Od czasu do czasu zrób dla kogoś coś bezinteresownie.
- Bądź cierpliwy w oczekiwaniu na pochwały i sukcesy.

Od pucybuta do milionera to bardzo ambitny plan, ale faktem jest, że najwięksi często zaczynali młodo i skromnie.
Jesteśmy kowalami swojego losu
Co jakiś czas trafiam na komentarz, że bzdurą jest twierdzenie, iż możemy sterować swoim życiem i sporo osiągnąć, bo w rzeczywistości sukces odnoszą jedynie ludzie „ustawieni”. Może być mi tylko żal osób tak myślących. Rzecz jasna nie ma co oczekiwać, że z dnia na dzień zostaniemy prezydentem Stanów Zjednoczonych, ale spory sukces na własną miarę jest jak najbardziej w zasięgu naszych rąk.
Gentleman, mężczyzna z klasą musi pracować nad swoim charakterem. Praca ta jest obliczona na wiele lat i wymaga dużego samozaparcia. Co więcej, dotyczy ona wszystkich aspektów życia. Każdy z nas musiał się kiedyś obudzić i stwierdzić, że czas się za siebie zabrać, trochę pomóc szczęściu. Czas się stać kowalem swojego losu.
Jest początek roku. To dobry moment, żeby poważnie porozmawiać ze sobą samym. Niech ten rok będzie Waszym rokiem!
Temat jak najbardziej na czasie. Zwłaszcza na początku roku, gdzie można podjąć z nową energią stojące przede mną wyzwania. Z własnego doświadczenia wiem, że im zadanie, praca wydaje się trudniejsza do zrobienia tym trudniej się za nią zabrać. Robię wszystko, tylko nie zajmuję się właściwym zadaniem. Z tym, co Łukaszu pisałeś jakoś koresponduje mi następujący tekst: http://haloziemia.pl/sky-is-not-the-limit/
To pierwszy komentarz, od kiedy rozpocząłem czytać bloga.
Bardzo dobry tekst. Zresztą Konrad to świetny bloger, więc nie ma co się dziwić. Dzięki za link! Czytając jego wpis przypomniał mi się sezon 2002/2003, w którym Małysz przestał stawać na podium w skokach narciarskich. Medal wygrywał od czasu do czasu i nie pobijał rekordów skoczni. Nie był jednak nastawiony na jednostkowe efekty, nie szedł walczyć ze skocznią czy innymi zawodnikami. Po prostu skakał najlepiej jak potrafił, jakby skakał tam sam. W efekcie skakał cały czas bardzo dobrze (bez liczenia na szczęście) i w ogólnej klasyfikacji wygrał. Bardzo mi tym wówczas zaimponował. PS Skoro to pierwszy komentarz, oficjalnie witam na… Czytaj więcej »
Odnośnie tego amerykańskiego etosu ciężkiej pracy – urzekł mnie obraz roztoczony w dziele życia Jacka Londona, „Martinie Edenie”. Mieliśmy tam dwa archetypy self-made mana. Z jednej strony człowieka pracowitego (kompletnie zapomniałem jego nazwiska), który dzięki skrupulatnej pracy zyskał to, do czego dążył – szacunek społeczeństwa. Jednak jednocześnie ta skrupulatność i surowość wobec siebie go wciągnęły, przejęły nad nim władzę, z wiekiem stawał się coraz bardziej surowy, zaś owocami swoich starań nie potrafił się cieszyć. Z drugiej zaś był główny bohater, który pracował szaleńczo, nie mając jednak na uwadze społeczeństwa w ogóle – potrafił tygodniami chodzić w łachmanach, źle się odżywiać,… Czytaj więcej »
Myślę, że tutaj niezwykle ważne jest zachowanie pamięci o wadze relacji międzyludzkich. Rodzina i przyjaciele nie mogą być zrzuceni na dalszy plan, bo nie dla pracy się żyje. Ona jest tylko drogą do celu, a nie samym celem. Nie może jak czołg przejechać po empatii.
Pracoholizm to poważna choroba, potrafiąca niszczyć związki i odbierać radość czerpaną z efektów swojej pracy.
Ten tekst zdecydowanie nie jest/nie miał być gloryfikacją pracy dla niej samej.
Mimo, że Anthony de Mello, autor tych słów, czerpał w swoich rozmyślaniach z różnych, mogących się niektórym nie podobać źródeł, to jest w tych słowach ogromna prawda, a już na pewno w pierwszej części: „Co jest w życiu dobre? Umiłowanie pracy, którą lubisz wykonywać dla niej samej, umiłowanie śmiechu i bliskości z ludźmi, do których się nie przywiązujesz, nie uzależniasz emocjonalnie, choć ich towarzystwo przynosi ci radość.”
Jasna sprawa. Jeśli zasugerowałem, że tekst miał być gloryfikacją pracy samej w sobie to przepraszam, nie taka była moja intencja – chciałem po prostu podzielić się myślą, która automatycznie mnie naszła i która wydała mi się na tyle ważna, aby ją zostawić w formie komentarza pod właśnie tym tekstem 🙂
Niemniej ten komentarz był dla mnie bodźcem, żeby spojrzeć na własny artykuł nieco inaczej i faktycznie ktoś mógłby sobie pomyśleć, że gloryfikuję pracę dla niej samej. Chciałem to tylko wyjaśnić 🙂
Myślę, że to jeden z lepszych artykułów ! Gratuluje, i oby tak dalej ! 🙂
Pozdrawiam
Dziękuję. Nieskromnie powiem, że pisząc miałem podobne wrażenie. A szczerze mówiąc zaskoczyło mnie to, bo głębię tematu dostrzegłem dopiero podczas pisania.
Bardzo inspirujący tekst, który warto sobie zapisać w zakładkach i wracać do niego, by przypomnieć sobie o kilku rzeczach. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko za niego podziękować i życzyć miłego wieczoru!
Świetny tekst. Kilka z rad wydaje się oczywistych, jednak tak wiele osób nie potrafi ich stosować..
Pisząc, że tekst świetny wyglądałbym jakbym używał skrótów „Ctrl + C” i „Ctrl + V”, a za takiego nie chcę być uważany, ale każdy może i powinien skopiować pewne dawno przeczytane gdzieś zdanie którego Ja osobiście używam w każdej sytuacji w której łapię sam siebie na „odpuszczaniu tematu”, a mianowicie: Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu. A co do tekstu, to za długo już czytam bloga żeby „nadspektakularnie” zaskakiwał mnie sposób w jaki opisujesz pewne problemu, ale cały czas zaskakują mnie właśnie same zagadnienia na które wpadasz i opisujesz. Jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział: „Sztuką jest… Czytaj więcej »
„Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu.” Świetny tekst! Idealnie tutaj pasuje.
Zapomniałeś napisać o pieniądzach – że kiedy ktoś wykonuje swoją pracę rzetelnie (rzetelnie z przekonania i z zamiłowania), to dla takiej osoby wynagrodzenie, jakkolwiek jest ważne i nie należy go lekceważyć, nie stoi ponad wykonywaną pracą; to właśnie ta pracowitość, oddanie i jakość wykonywanej pracy są na pierwszym miejscu.
Fragment o pieniądzach ostatecznie usunąłem, ale dokładnie tak jest. Kiedy przykładamy się do swojej pracy, najlepiej wiemy ile jest warta i potrafimy ją wycenić. A cenić się powinniśmy.
Ad. „Z pracą wśród ludzi”…To ja powiem tak:) Przez kilkanaście lat pracowałam w korpo, i nie mam dobrej opinii na temat jakości pracy większości ludzi. Dziś promowane jest głównie to co łatwe, i nawet jeśli jest powierzchowne i byle jakie, to najważniejsze, żeby było wygodne. I widać to również w stosunku do pracy. A przecież rzadko jest też tak, że robimy coś, co dotyczy tylko i wyłącznie nas samych. Z reguły nasze działania powiązane są z działaniami innych, którzy być może czegoś od nas oczekują, bo są w jakiś sposób zależni od naszych działań. Pracując rzetelnie wyrażamy szacunek dla współpracowników,… Czytaj więcej »
Szacunek dla wkładu pracy innych jest szalenie ważny. Szkoda, że pominąłem ten wątek w tekście. Dziękuję za uzupełnienie!
Niestety wiele osób woli pracować byle jak i łatwo. Tym bardziej nasze starania mogą nas pozytywnie wyróżnić. Ja sam wiem jak oceniam ludzi, którzy wykonują dla mnie jakieś zlecania. Tych, którzy robią to fachowo, z poświęceniem, nawet jeśli nie są tani, trzymam się kurczowo. W mojej pracy staram się być kimś, kogo inny chcieliby trzymać się kurczowo.
Gratuluję artykułu, ale przede wszystkim gratuluję podjętego tematu. Praca jest bardzo ważnym elementem w życiu człowieka. Zgadzam się w pełni z tym, że kształtuje ona jego charakter. Z resztą pisał oraz mówił o tym sam Jan Paweł II, który poniekąd opierał na pracy swoją doktrynę. Pozdrawiam i czekam na następny artykuł.
No właśnie praca jest tak ważna, a coraz głośniej młodzi ludzie wołają, że jest ona dla nich niczym. Może zawsze ktoś tak krzyczał i dzisiaj nic nadzwyczajnego się nie dzieje, a ja po prostu się tego uczepiłem, ale warto od czasu do czasu sobie przypomnieć takie proste prawdy.
Dziękuję za ten tekst, doskonała porcja motywacji na rozpoczęcie tego roku! U mnie z rzetelnością pracy bywa różnie, bo choć stawiam sobie właściwe cele, często brak mi sił i samozaparcia by konsekwentnie dążyć do ich spełnienia. A zatem do pracy – kolejny rok, kolejne szanse 🙂 Oby ten był lepszy od poprzedniego.
Ja osobiście nie potrafię się motywować w oderwaniu od innych. Dlatego zawsze wraz z celem wyznaczam sobie przykład osoby, która już ten cel osiągnęła. Potem po prostu staram się rywalizować z nią, dogonić, a nawet przegonić. Przynajmniej wiem, że cel jest realny i mam jak oceniać postępy.
Powodzenia w nowym roku!
Praca jako taka jest ważna, ale najważniejsze żebyśmy nie marnowali swoich talentów, lub jak kto woli, robili zawodowo to, co daje nam satysfakcję i możliwość osiągnięcia mistrzostwa w swojej dziedzinie. A jak nie, to spotka nas to, co owego sługę który powierzony przez swego pana talent zakopał w ziemi, zamiast go wykorzystać do pomnażania swoich dóbr: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który… Czytaj więcej »
Jasne! Tutaj jest jeszcze taki problem, że w szkole mało się inspiruje uczniów, żeby myśleli o swojej przyszłej pracy czy karierze zawodowej. Idą potem na studia wiedzeni ulubionymi przedmiotami, zachętą nauczycieli lub rodziców albo wizją najwyższych zarobków po danym kierunku. Dopiero po kilku latach okazuje się, że nie mają zapału do danej pracy albo nie wiedzą co po studiach chcą robić. O nieszczęśliwych w pracy wówczas bardzo łatwo.
Zgoda. Moim zdaniem jednak, ciężar tego żeby wyłapać u dziecka jego predyspozycje, ukierunkować je oraz zadbać o ich rozwijanie, ciąży głównie na rodzicach. Problem polega na tym, że łatwo jest sprawę zaniedbać, spychając swoje obowiązki na byle jaką szkołę, durnowatą telewizję, internet czy grupę rówieśniczą.
Wychowywanie dzieci w dzisiejszych czasach to bardziej sztuka niż konieczność.
„Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro. Pracuj tak, jakbyś miał żyć wiecznie”
(rzekomo Adam Bachleda-Curuś)
– moje motto na nowy rok 😉
Bardzo ważny artykuł, zwłaszcza dla młodych osób. W ostatnim roku wydana została książka rozprawiająca się z mitem „Jak znajdę zawód, który będzie moją pasją, to wszystko samo się ułoży”. Cal Newport udowadnia w niej, że pasja jest pochodną mistrzostwa w danej dziedzinie, do którego dochodzi się poprzez długotrwałe i świadome rozwijanie umiejętności. Dla zainteresowanych – http://www.amazon.com/Good-They-Cant-Ignore-You-ebook/dp/B0076DDBJ6
Z pozdrowieniami
Myślę, że podobnie jest z miłością. Przy wyborze partnerki trzeba jakoś tam się dobrać, ale największa praca dokonuje się już po zawarciu związku, kiedy się docieramy. Pewnie nie ma czegoś takiego jak idealny związek od początku, bez żadnego dopasowywania się do siebie.
Tak samo nie ma pracy, którą kochalibyśmy od początku do końca, bez wkładanej energii w wykonywanie jej coraz lepiej.
Nie wydaje się, żeby dogmat pracy był warunkiem sine qua non dżentelmeństwa. Historia i literatura obfituje w dziesiątki przykładów patentowanych próżniaków i awanturników (w sensie francuskiego „aventure”), którzy ze względu na stan posiadania mogli sobie pozwolić na „nicnierobienie” nie przestając być z tej przyczyny gentleman’ami. Wystarczy poczytać choćby „Portret Doriana Graya”. „Quidquid agis…” jest uniwersalną maksymą etyczną – przypomnieniem, że każdy czyn rodzi owoce, należy więc „czynić” z rozwagą i świadomością skutków. Zawężanie znaczenia sentencji Owidiusza wyłącznie do imperatywu dobrej roboty jest nadużyciem. Wypowiedział ją przecież człowiek starożytności – czasów, w których praca (w sensie działalności fizycznej i zarabiania pieniędzy)… Czytaj więcej »
To racja, że z kultury znamy wielu dawnych gentlemanów, którzy pracą bynajmniej się nie parali, ale to jeszcze nic nie znaczy. Są bowiem rzeczy w byciu gentlemanem dzisiaj, których nie warto importować z przeszłości. Ta jest jedną z nich. I zgodzę się, że Owidiusz rozumiał swoje słowa nieco inaczej. Niemniej kiedy czytamy je my, korzystamy z własnych doświadczeń i skojarzeń i odczytujemy te słowa niejako na nowo. Nadajemy im nowy sens, a Owidiusz niestety niewiele z tym będzie mógł zrobić. Dla mnie najważniejsze jest to, że takie odczytanie tych słów może motywować i wyznaczać nam dzisiaj pewną pożyteczną drogę. I… Czytaj więcej »
Nie do końca zgodzę się z faktem, że ludzie w czasach Owidiusza praca była pogardzana. Choć faktycznie nie mógł mieć na myśli pracy w sensie fizycznym, szewca czy innego murarza dajmy na to, w społeczeństwie rzymskim olbrzymie było poszanowanie dla obowiązków – owego negotium znanego choćby z powiedzenia otium post negotium. W szereg negotium włączało się właśnie rzetelne wypełnianie obowiązków.
Akurat stosunek starożytnych do pracy jest doskonale znany. Oddzielali oni „vita activa” (pracę fizycznie zmieniająca rzeczywistość) od innych rodzajów ludzkiej działalności. Uprawianie nauki, filozofii, polityki, poezji, wypełnianie obowiązków rodzinnych i obywatelskich nie było uznawane za pracę. Sprowadzanie każdej prawie bez wyjątku aktywności człowieka do poziomu, nazwijmy to, „rzemieślniczo-robotniczo-wytwórczego” jest znakiem czasów nowożytnych lub nawet współczesnych. Widać to doskonale w nazewnictwie – wystarczy choćby wspomnieć „inteligenta pracującego” lub „pracownika naukowo-dydaktycznego”. Inną kwestią jest sposób w jaki zastanawiamy się nad tym, „co poeta miał na myśli”. Jeżeli będziemy to robić abstrahując od kontekstu historyczno-społecznego, możemy zabrnąć na manowce relatywizmu, gdzie będziemy w… Czytaj więcej »
Rzecz jasna jest takie ryzyko i trzeba trzymać się jakichś realnych ram, ale wydaje mi się, że w moim wywodzie nie zabrnąłem za daleko. Te słowa są obecnie powszechnie tak interpretowane.
Oddzielali przede wszystkim otium [affairs to engage in activities that were considered to be artistically valuable or enlightening (i.e. speaking, writing, philosophy)] od negotium (one’s daily business), ale czy zasadnym jest twierdzenie, że to drugie w jakikolwiek sposób było pogardzane, skoro do najsłynniejszych słów piszącego w tej samej epoce Wergiliusza zalicza się frazę „labor omnia vincit”, zaś ten sam Owidiusz często przywoływał pracę (labor czy opus) w kontekście miłosnym, co bardzo ładnie wyłuszczył Gregory Sadlek w pracy „Idleness working” (którą znam niestety tylko fragmentarycznie). Owszem, powiedzieć, że Rzymianin miał wielką estymę do pracy fizycznej byłoby po prostu nieprawdą, ale też… Czytaj więcej »
Starożytni Rzymianie (podobnie zresztą jak my, współcześni) dostrzegali oczywistą różnicę między „otium” czyli spędzanym prywatnie czasem wolnym, a „negotium” – porą codziennych zajęć w przestrzeni publicznej. Otium można było przewałkonić (otium otiosum) bądź spędzić pożytecznie, np. rozwijając się intelektualnie (otium negotiosum). Negotium zaś, to pojęcie na tyle szerokie, że obejmuje zarówno fizyczne przekształcanie otoczenia (vita activa), jak i doskonalenie się poprzez służbę publiczną, naukę i sztukę. Opozycja otium-negotium nie dotyczy hierarchizacji czynności lecz wyznacza przestrzenie ich realizacji. Używanie pojęcia „negotium” w zawężonym znaczeniu jest, najłagodniej rzecz biorąc, naginaniem faktów do tezy (nie wspominając o kwestionowaniu zasadności twierdzeń, których nie wygłosiłem).… Czytaj więcej »
Jako przedstawiciel generacji (ale to zabrzmiało…), która jako pierwsza zaludniła polskie korporacje i filie międzynarodowych koncernów napiszę przewrotnie – pracuj z głową. Solidnie, rzetelnie ale nie wkładaj w to serca i duszy. Te ostatnie zachowaj dla pracy, którą wykonujesz dla siebie i pod swoją 'marką’ czy nazwiskiem. Znam zbyt wielu +/- 40 latków, którzy wypalili się emocjonalnym zaangażowaniem i pracą do późnych godzin wieczornym 'dla dobra korporacji i wyrobienia śrubowanych z kwartału na kwartał targetów’. Gro z nich ma tą samą opinię – nie było warto, bo czują że nie zostało to docenione. Takie można odnieść wrażenie z licznych prywatnych… Czytaj więcej »
Cenna rada! Ten błąd popełniałem ja i wielu znanych mi pracowników uniwersytetu. Gdy po studiach zostawało się na uczelni, traktowało się ją niemal jak rodzinę, a potem okazywało się, że ona wcale nie ma nas za krewnych. Chciało się wkładać serce, ale zawsze obijało się o zimną biurokrację. Trochę szkoda, ale tak to już funkcjonuje.
Zawsze uśmiecham się, gdy sięgam pamięcią do kilku wydarzeń, kiedy w sytuacji kryzysowej dla pracodawcy byłem zobligowany do dawanie z siebie 200% normy. W ostatniej dekadzie były takie ze dwa-trzy okresy, trwały od kilku miesięcy do ponad półtora roku. Nie będzie wielką niespodzianką jeśli napiszę, że po zakończeniu takich 'sytuacji kryzysowych’ za ponadprzeciętny wkład własny nie usłyszałem nawet zwykłego 'dziękuję’.
A o sytuacjach na uczelniach wiem to i owo od zaprzyjaźnionych doktorantów, mocno specyficzne miejsce z mocno specyficznymi stosunkami międzyludzkimi.
Świetny artykuł, dobra robota, utożsamiam się z nim w 100 % napisane tak prosto, rzeczowo – idealnie
Uwielbiam wracać do tego artykułu. Zawsze dodaje mi sporo motywacji do pracy!
Bardzo się cieszę! Dla mnie to też ważny artykuł.