Spędzając ostatnio nieco więcej czasu w domu, mam okazję znów zająć się moją kolekcjonerską pasją. To zajęcie uczące między innymi pokory, cierpliwości i porządku. Daje też mnóstwo niespodziewanej wiedzy i umiejętności, o których wcześniej byśmy nie pomyśleli. Nie wspominając nawet o skarbach, które zbierzecie. Pomówmy dziś o korzyściach płynących z kolekcjonowania.

Te motyle

Z pewnością znacie dowcip, w którym dziewczyna opowiada koleżance o minionej randce. Jej towarzysz na koniec spotkania zaprosił ją do siebie na oglądanie swojego zbioru znaczków albo motyli, a dziewczyna później żaliła się przyjaciółce, że faktycznie pokazał jej tę kolekcję. Mam wrażenie, że ten dowcip mówi parę trafnych rzeczy o kolekcjonowaniu.

Przede wszystkim to zajęcie wydaje się dziś dość niemodne. Jeśli już jakieś kolekcje budzą zainteresowanie, to drogich samochodów, zegarków czy cennych dzieł sztuki. Z kolei dla zbierania błahostek mamy mało zrozumienia. Szkoda, gdyż moim zdaniem to zajęcie jest nie tylko szlachetne, ale też uszlachetniające. Sam od ponad dwudziestu pięciu lat kolekcjonuję monety obiegowe i choć liczyłem na to, że mój zbiór będzie kiedyś cenny, dziś widzę, że jego wartość jest zupełnie inna niż wcześniej zakładałem.

Pozwólcie, że na przykładzie kolekcjonowania monet pokażę Wam jak wiele można zyskać zbierając nawet pozornie bezwartościowe przedmioty. Zacznę od mojej historii.

Jak to się zaczęło

Mój pierwszy krok w kierunku zbierania monet był bardzo przypadkowy. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych otrzymałem od mojego dziadka klaser na monety z kilkunastoma egzemplarzami z Polski. To były zwykłe PRL-owskie bilony, które każdy z nas miał w domu w sporych ilościach oraz kilka starszych, z międzywojnia. Pamiętam dobrze, że na klaserze była też naklejka z kaczorem Daffym ściskającym worek pieniędzy.

Zachęcony zacząłem zbierać inne polskie monety najpierw od rodziny, a potem nawet kupiłem kilka na targu staroci. Jeszcze mając około 13 lat zacząłem czytać na temat monet i zastanawiałem się jak można zdobyć bardziej wartościowe okazy. Niestety mój zapał został szybko ostudzony. Mniej więcej w momencie gdy pierwszy raz zainwestowałem kieszonkowe w ciekawsze bilony, moja kolekcja została skradziona. Wszystko co było w niej cenne straciłem. Zostało raptem parę powtarzających się egzemplarzy w zapasowym klaserze.

Przez kolejnych kilka lat, niejako z rozpędu zbierałem stare monety z różnych krajów Europy, które zostawały z wyjazdów, ale nie miałem do tego zapału. Dopiero kiedy kończyłem liceum otrzymałem nowy bodziec. Chłopak mojej siostry dowiedział się, że odkładam do szuflady monety obiegowe i wręczył mi swoją monetę z Iraku. Byłem w szoku, bo europejskie bilony są do siebie bardzo podobne. Tu natomiast miałem piękną monetę z falowanym brzegiem, a egzotyczności dodawała jej palma daktylowa na awersie.

Moja pierwsza moneta z Iraku.

To wtedy uznałem, że monety same w sobie mogą być piękne, a do tego dają namiastkę wrażenia podróżowania i poznawania innych krajów. Zobaczyłem, że zbieranie pieniędzy ze świata może być ciekawsze niż kolekcjonowanie tylko polskiej waluty. Ponadto doceniłem bilon obiegowy, jako ten, który był faktycznie w użyciu. Płacono nim na targach, ludzie nosili go w portfelach, ma więc swoją historię, w przeciwieństwie do współczesnych edycji wypuszczanych specjalnie dla kolekcjonerów.

Mój mikro zbiór miał dla mnie także znaczenie z tego względu, że poszczególne monety pochodziły z podróży moich bliskich, znajomych i moich własnych. Dzięki temu byłem z nim nieco bardziej związany. Dlatego postanowiłem właśnie w ten sposób kontynuować rozwój kolekcji i do dziś zapisuję w specjalnym notesie każdego, kto przekazał mi jakąś monetę ze swojego wyjazdu. Zasadę niekupowania monet zdarzyło mi się jednak parę razy złamać. W takim modelu kolekcjonowania trzeba bowiem umieć poskromić chęć zakupu wszystkiego przez Allegro, a nie zawsze mi się to udawało. Zwłaszcza, że sporo czasu może minąć do zasilenia kolekcji kolejnym egzemplarzem.

Cierpliwość

O dziwo, to zajęcie nieźle szlifuje charakter. Kolekcjonowanie zdecydowanie wymaga trzymania swoich zapędów na wodzy. Kiedy dziś spoglądam na moją kolekcję mogę być z niej dumny bo obejmuje już nieco ponad połowę krajów świata i zawiera kilkaset egzemplarzy. A przecież zaczynałem od paru monet z sąsiednich krajów europejskich.

Nie wydarzyło się to jednak z dnia na dzień, tylko przez około dwadzieścia lat konsekwentnego działania. Pokazuje mi to dobitnie, że niekiedy nie trzeba podporządkowywać życia do celu. Niektóre cele można osiągać też mimochodem, wykorzystując okazje i pamiętając o swojej drodze. To bardzo ważne, bo brak cierpliwości u kolekcjonera szybko zakończy hobby albo pchnie go do kupienia sobie całego zbioru za jednym zamachem. Ale taki zbiór potem nie będzie cieszył.

Rzecz jasna sam bym swojej kolekcji nie zebrał. Zawsze odkładam własne znaleziska i w każdym kraju zaglądam na targi staroci, gdzie można znaleźć starsze monety, ale też pytam bliskich i znajomych czy jakieś drobniaki nie zostały im z ich wyjazdu. Szalenie cieszą mnie chwile, gdy ktoś sam odzywa się do mnie, że coś mi przywiózł, pamiętając o moim hobby. Bywają nawet znajomości nawiązane wyłącznie przez to zainteresowanie.

Porządek

Kolekcjonowanie uczy też porządku. Gdy masz kilkaset egzemplarzy, po prostu musisz wymyślić jakiś sensowny sposób ich przechowywania. W moim wypadku udoskonalenie tej sfery trwa niemal od samego początku. Przechodziłem przez foliowe klasery, które oblepiały monety jakąś mazią, a także przez plastikowe kapsle i holdery, czyli kartoniki z okienkiem. Niestety zawsze brakowało mi w nich kontaktu z samymi monetami. Lubię je bowiem wziąć do ręki, poczuć, przyjrzeć się dokładnie. I mam wrażenie, że znalezienie idealnego balansu między bezpieczeństwem zbioru, a możliwością fizycznego kontaktu z nim, to podstawowy dylemat większości kolekcjonerów.

Monety w kapslach.

Obecnie rozwijam system pudełek z przegródkami. Niestety trudno tu o jakieś dedykowane rozwiązania, muszę więc wykazać się kreatywnością. Niedawno ukończyłem dwa pudełka na monety z Afryki, w których każdy kraj może mieć swoją przegródkę. (Przygotowałem osobny film z procesu tworzenia tych pudełek. Jeśli Was to interesuje, znajdziecie go poniżej.) Europa też nie ma najgorzej w innych dwóch pudełkach, ale już pozostałe kontynenty przechowywane są bardziej prowizorycznie i czekają na swoją kolej. Pudełka nie są idealnym rozwiązaniem, bo istnieje w nich ryzyko lekkiego przetarcia monety, ale łatwość dostępu jest tu dla mnie ważniejsza.

W brew pozorom ten problem jest jednak bardziej zadaniem niż kłopotem. To właśnie kwestia przechowywania i powiązany z nim temat katalogowania pozwalają na stały kontakt z kolekcją. To właśnie wtedy możemy się cieszyć zbiorem, doglądać go i uczyć się z niego. Na początku artykułu napisałem, że w czasie izolacji wreszcie mogę zająć się kolekcją i właśnie to miałem na myśli. Przeglądanie, porządkowanie i spisywania okazów z kolekcji to całkiem spora część tego zajęcia. Nie zawsze jest to więc poszukiwanie nowych egzemplarzy, czego oczywiście teraz zrobić nie mogę.

Mogłoby się wydawać, że kolekcjoner zbiera, żeby móc się od czasu do czasu pochwalić komuś efektami swojego hobby, ale mam wrażenie, że i to jest dalekie od rzeczywistości w większości wypadków. Te wspominane motyle, znaczki czy też moje monety, ale także plany miast, radia tranzystorowe, kapsle czy flagi państw – to zbiory interesujące wyłącznie garstkę zapaleńców, którzy zazwyczaj mają okazję wymienić się doświadczeniami tylko na forach internetowych. Lepiej nie liczyć, że przypadkowy gość okaże zainteresowanie Twoją kolekcją. Zainteresowanie należne, którego byś oczekiwał wobec nakładu pracy, jaką w nią włożyłeś.

Nauka

Wspomniałem też, że kolekcja może uczyć i jest to kolejny bardzo ważny aspekt tego hobby. Niezależnie co zbierasz, możesz z tego wyciągnąć jakąś wiedzę. Zbierając monety z całego świata poznaję geografię, również tę historyczną. Uczę się rozpoznawać godła państwowe, oficjalne nazwy krajów i waluty.

Co więcej musiałem choć pobieżnie rozeznać się w panujących na naszej planecie kalendarzach. Na przykład w krajach arabskich nie tylko liczy się czas od hidżry, czyli emigracji Mahometa z Mekki do Medyny, ale też stosuje się kalendarz księżycowy liczący dni nieco inaczej niż nasz. Jest tam obecnie rok 1441. Z kolei w Iranie przez jakiś czas starano się wprowadzić kalendarz, w którym w naszym 1976 był rok 2535 – i taki też mam na monecie. A w Nepalu funkcjonuje kalendarz słoneczno-księżycowy wedle, którego mamy obecnie 2076 rok. Takie rzeczy trzeba wiedzieć, żeby nie uznać za średniowieczne monety współczesne i nie zastanawiać się skąd mamy pieniądze z przyszłości.

Arabskie monety to nie tylko problem innych znaków, ale też innej rachuby czasu (u góry z lewej 4 Qirsh z Arabii Saudyjskiej, z 1376, czyli naszego 1956). Moneta pośrodku rzecz jasna nie pochodzi ze średniowiecza. Niektóre kraje stosują obie daty, ale nie zawsze zapisują je naszymi cyframi, jak współczesne Maroko u góry z prawej.

Niemniej, żeby odczytać liczby arabskie musiałem je też poznać. Choć stosujemy ten system w naszej matematyce, same znaki różnią się nieco. Umiejętność odczytania daty i nominału z tych monet daje dużo satysfakcji. A na świecie jest mnóstwo alfabetów, które będą bardzo trudne do rozszyfrowania.

W ten sposób wiedzeni ciekawością odnośnie naszego zbioru zaczynamy zagłębiać się w przestrzenie wiedzy, które nigdy nie były nam bliskie, ale takie stały się bo dotyczą czegoś dla nas ważnego.

U dołu z lewej moneta z Nepalu, z datą 2063, a z prawej dwie z Iranu – 2537 i 2535. U góry zaś przykłady innych alfabetów.

Jeśli więc będziesz zbierał plany miast, zainteresuje Cię pewnie nazewnictwo ulic i przyczyna ich takiego, a nie innego ułożenia. Sięgniesz więc po historię okolicy. Kolekcjonując PRL-owską elektronikę prędzej czy później nauczysz się ją naprawiać albo będziesz wiedział kto, co i dlaczego zaprojektował oraz wyprodukował. Zbierając kolejne wydania „Pana Tadeusza” mimochodem poznasz techniki introligatorskie itd.

Oczywiście nie każda z tych informacji będzie przydatna w życiu. Na przykład obecnie potrafię po portrecie królowej Elżbiety II powiedzieć mniej więcej z jakiego okresu pochodzi moneta i z pewnością jest to wiedza z kategorii bezużytecznej. Nie zmienia to jednak faktu, że czasem fajnie jest być takim zapaleńcem. Z kolei część wiedzy i umiejętności może się przydać w życiu codziennym i zawodowym. Ale jak już wejdzie się w ten świat, daje on wystarczająco satysfakcji nawet bez związku z innymi zajęciami.

Królowa Elżbieta II w najróżniejszych odmianach. U dołu z prawej jej pierwszy portret menniczy, a po środku u góry ostatni. Zwróćcie uwagę, że na górnym prawym nie ma korony. To podobno jej własna decyzja, przy aktualizowaniu portretu w tym kraju. Zgodnie z tą wersją, chciała wydawać się bardziej przystępną osobą.

Jeśli więc kolekcjonujecie lub kolekcjonowaliście coś, gratuluję i trzymam kciuki za Wasze zabiory. Napiszcie koniecznie w komentarzu co to jest i czego się dzięki temu nauczyliście. Jestem tego strasznie ciekaw. Jeśli zaś jeszcze tego nie robicie, gorąco zachęcam. W gruncie rzeczy to nie ważne co się zbiera. Kolekcjonowanie to wielka frajda, sama w sobie. I jeszcze mając w pamięci moją historię, polecam gorąco zaszczepiać swoim dzieciakom i wnukom tego typu pasję przez prezenty mogące być początkiem fajnej kolekcji. Uważam bowiem, że zdecydowanie jest to hobby z klasą.

Pozdrawiam i trzymajcie klasę!