Pisałem już o popularności pojedynków nie raz. W latach dwudziestych mówiono o „pojedynkomanii”, a także o „terrorze kodeksów honorowych”. Pojedynki dotykały również urzędujących parlamentarzystów, co nie było najlepszą reklamą władzy, która sama ustanowiła kodeks karny uznający pojedynki za przestępstwo. W 1928 roku pewne zatargi honorowe wstrząsnęły posłami, zwłaszcza lewicowymi. 16 listopada 1928 zebrała się Komisja Porozumiewawcza aby wydać oświadczenie potępiające ten proceder. Oto jej argumenty:

Komisja Porozumiewawcza dla Obrony Republiki i Demokracji stwierdza, że rozstrzyganie sporów honorowych przez pojedynki jest przeżytkiem feudalnym, nad którym najwyższy czas przejść do porządku dziennego.

Tak zwane kodeksy honorowe, nie uznające honoru chłopów i robotników, nie mogą być obowiązujące dla ludzi, wychowywanych w demokratycznej Rzeczypospolitej.

Zatargi pomiędzy ludźmi godnymi szacunku winny być rozstrzygane i załatwiane jedynie przez orzeczenia osób trzecich, zaś zadaniem poważnych działaczy publicznych jest poświęcenie całego wysiłku dla ich właściwej pracy społecznej, a nie wikłanie się w formalistyce tzw. kodeksów honorowych, wydawanych samozwańczo przez wstecznych i nieodpowiedzialnych „prawodawców”.

Wobec  powyższego Komisja Porozumiewawcza potępia zarówno wyzwanie na pojedynek, jak przyjmowanie wyzwań pojedynkowych.

Co ciekawe, nawet jeśli większość posłów zgadzała się z tymi argumentami, postawieni w trudnej sytuacji zapewne woleliby bronić honoru w tradycyjny i sprawdzony sposób. Zresztą krytyka pojedynków miała już wtedy długą tradycję, a jej argumenty wiele się nie zmieniały w czasie. Póki istniała zamknięta elita istniał taki właśnie sposób obrony własnego honoru i nikt go wyplenić nie dał rady.

Cytat za: Jerzy Rawicz, Do pierwszej krwi, Warszawa 1974, s. 202.