Kiedy myślimy o początkach roweru, najczęściej przychodzi nam na myśl bicykl z gigantycznym przednim kołem. Muszę Was zaskoczyć, bicykl to tylko etap pośredni. Jeszcze zanim pewien Francuz w latach 60-tych XIX wieku wpadł na pomysł wykorzystania pedałów do napędzania kół, funkcjonował trochę prymitywniejszy rodzaj roweru. Z powodu jego ekstrawagancji, nazywano ten pojazd „dandy horse”, czyli koniem dandysa.

Na trop tego wynalazku trafiłem przy okazji zbierania materiałów do wpisu o dandysach. Jak się okazuje nazwa była całkiem adekwatna. Mężczyzna na takim pojeździe wyglądał iście dziwacznie, ale często przecież tak bywa z nowymi wynalazkami. Początkowo są niedopracowane i dziwią, z czasem dostosowują się do naszych oczekiwań i powszednieją.

Pierwszy welocyped

Dandy horse to rodzaj roweru biegowego. Dzisiaj produkuje się ich miniaturki dla dzieci, do nauki utrzymywania równowagi i przygotowywania się do późniejszego przejścia na „dorosłe” rowery. W języku polskim rowery bez łańcucha ani hamulców nazywa się welocypedami – tym więc był. Wynalazek ten powstał w głowie Niemca, barona Karla Draisa, który opatentował go w 1818 roku.

Wygląd

Rower wyglądem nie różnił się od współczesnego, tak bardzo jak bicykl. Wykonany był z drewna. Posiadał najczęściej oba koła tej samej wielkości i ramę, której częścią było siodło. To ostatnie było zrobione z ładnie wyprofilowanej, drewnianej belki, niekiedy obitej skórą dla większego komfortu. Nie było to bowiem siedzenie przypominające te ze współczesnych rowerów. Pod tym względem porównanie do konia było zasadne. Dandy horse posiadał również prymitywną kierownicę ułatwiającą sterowanie.

Jego najważniejszą cechą był napęd. „Rowerzysta” siedząc na ramie odpychał się od ziemi własnymi nogami. Tak idąc lub biegnąc rozpędzał koła i przy relatywnie małym wysiłku pokonywał większe odległości. Był to powód, dla którego rowery te trzeba było produkować pod wzrost konkretnego klienta (siodełka regulowane były wciąż pieśnią przyszłości). To z kolei dodatkowo podrażało cały projekt.

Była też „damka” – czyli „dandy horse” dla kobiet. (Źr. Science museum)

Reakcje

Wynalazek spotykał się z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony, jako novum, był przyjmowany jako pewna ekstrawagancja godna raczej dandysa niż konserwatywnego gentlemana. Z drugiej powstał konflikt między pieszymi a „rowerzystami”. Z oczywistych względów użytkownicy dandy horse’ów woleli korzystać z w miarę równych chodników niż z wyboistych dróg.

Specyfikacja brytyjskiej wersji „dandy horse’a”, autorstwa Johnsona, z 1818 r. (1857).

W efekcie dochodziło do wielu potrąceń i wypadków. Zdarzało się, że z tego powodu władze zakazywały poruszania się na tych welocypedach. Zdarzenia takie nie mogły pracować na budowanie pozytywnej opinii o nowym wynalazku. Nie ma zresztą czemu się dziwić. Kultura jazdy na rowerze i odpowiednie przepisy musiały się dopiero wytworzyć.

Śmierć temu tworowi przyniosło wynalezienie pedałów i powstanie bicyklu w latach 60-tych XIX wieku. Później wynalezienie łańcucha i kół zębatych, dzięki którym powstały znane nam obecnie rowery. Trochę niespodziewanie projekt ten wrócił do sklepów właśnie jako zabawka edukacyjna dla dzieci. Ciekawe czy ktoś wpadnie na pomysł, by spróbować sprzedaży również wersji dla dorosłych. Może byłby to dobry gadżet dla współczesnych hipstersów?