Media mają ostatnio o czym mówić. Jednym z takich gorących tematów jest romans gen. Dawida Petraeusa, szefa CIA, z jego biografką Paulą Broadwell. W wyniku afery głowa amerykańskiego wywiadu przeprosiła za stosunki pozamałżeńskie i ustąpiła ze stanowiska. Można narzekać na to jaka ta Ameryka jest pruderyjna, ale faktem jest, że małżeństwa oficerów to od dawna sprawa polityczna, a nie prywatna. Myślę, że to dobra okazja, by cofnąć się o kilkadziesiąt lat i przyjrzeć się romansom oficerów II RP.
Małżeństwa oficerów
Kiedy zacząłem badać historię oficerów polskich dziwiło mnie, że wojsko tak bardzo wpływało na ich decyzje o wyborze partnerki życiowej. Szczegółowe regulaminy określały nie tylko jakie warunki musi spełnić sam oficer, by wystąpić o zgodę na ślub. Mówiły dokładnie też o tym, jaka powinna być panna i ile powinny wynosić zarobki przyszłej pary młodej. W końcu zawierały reguły postępowania Komisji Małżeńskich, które miały zbierać informacje o parze i ostatecznie decydować czy do ślubu dojść może.
Od kandydata wymagano ukończenia 24 lat, w tym 5 lat służby w stopniu oficera. Para musiała posiadać łączne dochody wysokości gaży samotnego majora. Od narzeczonej oczekiwano zdanej matury, odpowiedniego poziomu towarzyskiego i nieposzlakowanej opinii. Ogładę oceniał dowódca na specjalnym obiedzie, na który zapraszał parę zakochanych. Zaś o przypadkach niemoralności donosić mieli oficerowie, którzy mogli znać kandydatkę. Czasami prowadziło to niestety do sporów honorowych.
Powody
Chociaż przepisy te utrudniały życie i niejednokrotnie rozbijały pary, nie służyły one dręczeniu oficerów, lecz miały głębszy sens. Przede wszystkim tłumaczono je potrzebą weryfikacji osób, które wstępują poprzez małżeństwo do „rodziny wojskowej”. Oficerowie chcieli bowiem tworzyć jednolite środowisko, wyróżniające się na tle reszty społeczeństwa. Niepowołana osoba mogła rozbijać spójność grupy, szkodząc solidarności oficerów i w dalszej perspektywie bezpieczeństwu kraju.
Drugą ważną przyczyną było ryzyko zubożenia rodziny oficerskiej po ślubie. Gaże bowiem, zwłaszcza zaraz po I wojnie światowej, były niewysokie i ledwo wystarczały na kawalerskie życie na stopie, jakiej oczekiwał korpus. Rodzina generowała dodatkowe koszty, co przy braku innych dochodów mogło prowadzić do biedy i psucia wizerunku oficerów. Stąd też warunek odpowiednio wysokiego stopnia, albo posagu, który zrównoważyłby różnicę w zarobkach.
Trzecią i najrzadziej wspominaną, a przecież tak ważną kwestią było zagrożenie szpiegostwa. Oficerowie mieli przecież dostęp do ściśle tajnych informacji, od których zależało bezpieczeństwo państwa. Poleganie na ich umiejętności dochowania tajemnicy to oczywiście podstawa. Nie wykluczała ona jednak dodatkowego zabezpieczenia w formie weryfikacji kandydatki na żonę.
Romanse
Zwłaszcza dla młodych i gorącokrwistych oficerów powyższe wymagania były trudne do spełnienia. Stąd też często zdarzały się przypadki nielegalnych ślubów, kończących się wydaleniem z armii, degradacją, karami ograniczenia wolności lub, w najlepszym razie, przeniesieniem młodego małżeństwa. Jeszcze częściej zdarzały się flirciki, romansiki, schadzki i poważne romanse. Panowało wręcz przekonanie, że młody oficer powinien flirtować jak najwięcej, a żenić się jak najrzadziej i najpóźniej.
Romanse te, choć chętnie przytaczane jako przykłady barwnego życia oficerów, nie przyczyniały się do uświetniania obrazu korpusu. Zdarzały się przypadki rozbijania małżeństw, konfliktów honorowych, a nawet zabójstw i samobójstw. Nie trudno się domyślić, że nieformalne relacje nawiązywane były często w miejscach gdzie zazwyczaj się przebywało, a więc w samym garnizonie, a wybrankami były żony innych oficerów. Byli bowiem tacy, co nie uznawali zasady głoszącej, że „żona kolegi to świętość”.
Tragedie
Tragedia wywołana odkryciem romansu miała miejsce między innymi w garnizonie 6 pułku piechoty. Młoda żona kapelmistrza i matka małych dzieci nawiązała bliższą relację z jednym z żonatych kapitanów. Sprawa wyszła na jaw, honor obu wojskowych został podważony, a dobre imię młodej żony kapelmistrza zbrukane. Kochanka ostatecznie popełniła samobójstwo osierocając swoje dzieci. Sytuację próbowała ratować żona kapitana przenosząc się do kapelmistrza, by zaopiekować się małymi, ale kapelmistrz postanowił ze służby odejść, a sąd honorowy wydalił kapitana z wojska.
Powyższa sytuacja skutecznie niszczyła spokój w garnizonie. Były też przypadki mącenia poza nim. W Poznaniu pewien oficer został przyłapany w łóżku z kochanką przez jej męża. Mąż naubliżał intruzowi i spoliczkował go. Tego wymagał od niego honor i zwyczaje, ale pech chciał, że nie wiedział, iż trafił na oficera. Ten ostatni (wciąż nagi!), uznając, że był to atak na honor munduru, zastrzelił mężczyznę na miejscu ze swojej broni służbowej. Kodeks wprawdzie również tego wymagał, ale chyba jego twórcy nie przewidzieli takiej sytuacji.
Bezpieczeństwo
Ze statystyk wynika, że problemy małżeńskie i romanse należały do jednych z najczęstszych przyczyn targania się na swoje życie. Etos oficerski nie pochwalał romansów, ale w pewnym wieku oczekiwano flirtowej perfekcji. Obycie z pannami było jednym z doświadczeń kształtujących nietuzinkowy charakter oficerów. Dokładając do tego problemy finansowe i kryzysy małżeńskie okaże się, że oficerowie byli silnie narażeni na pokusy, a ich zaspakajanie mogło prowadzić do poważnego zagrożenia.
Nie tylko bowiem mężczyźni byli i są szpiegami. W okresie II wojny światowej propagowano wiele plakatów przestrzegających żołnierzy przed rozmawianiem o sprawach wojska w towarzystwie niepowołanych osób. Takimi mogły być także piękne kobiety. Poniżej dwa przykłady takich plakatów:

Brytyjski plakat z czasów II wojny światowej

Brytyjski plakat z 1942 r. – Harold Forster
Choć wydaje się, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach z Bondem, to faktycznie służby wywiadowcze wielu państw szkolą kobiety, by wydobywały ważne informacje z mężczyzn piastujących wysokie stanowiska. Doskonałym miejscem na zdobycie ich zaufania jest ich własne łóżko. Na przykład we wrześniu ukazał się w Izraelu, szeroko komentowany, wywiad z pięcioma takimi agentkami Mossadu.
Co gorsza, nawet nieudana próba wydobycia danych może dać korzyści, gdyż wyciek informacji o pozamałżeńskich stosunkach niekiedy doprowadza do utraty posady, a to destabilizuje instytucję i daje możliwości do nadużyć lub wprowadzenia do niej swojego człowieka. Fantazja? Nie sądzę i rozpatrywałbym rezygnację gen. Petraeusa jako efekt podobnych obaw.
Źródła:
Bartosz Kruszyński, Małżeństwa oficerów służby czynnej Wojska Polskiego w okresie II Rzeczypospolitej, w: Od najazdów pogańskich dotąd są państwa Waszej Królewskiej Mości spokojne…, red. Zbigniew Pilarczyk i Maciej Franz, Toruń 2008.
Skibiński Franciszek, Ułańska młodość 1917-1939, MON, Warszawa 1989.
wiadomo że wszyscy faceci zdradzają wiec ten artykuł jakoś mnie nie dziwi
Powiało pesymizmem. Na szczęście życie jest bardziej skomplikowane.
Zastanawia mnie zawsze sprawa honoru i romansów czy seksu pozamałżeńskiego. Widzę tu bowiem sprzeczność – skoro w dawnych czasach było większe przyzwolenie na prostytutki, a jednocześnie mężczyźni byli bardziej honorowi. Czy złamanie przysięgi małżeńskiej (składanej przed Bogiem i najważniejszymi dla gentlemana ludźmi) nie powinno pozbawiać honoru i powodować pogardę w oczach innych? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Wg kodeksów honorowych zdrady małżeńskie mężczyzn nie były szczególnie krytykowane, o ile nie czyniły one szkody dobremu imieniu żony. Czyli czego oczy nie widzą, tego… Z kolei, jeśli małżonka zdradzała, to był to wielki dyshonor dla męża i wymagał zdecydowanego działania. Fakt, że wówczas należało wyzwać intruza, świadczy o tym, że samo wejście do cudzego łoża nie czyniło go niehonorowym. Gdyby tak było, nie można by go wyzwać. Pojedynki toczyli wyłącznie ludzie honoru. Jednak w takich wypadkach, kiedy rozsadzało się spójność społeczności poprzez zdrady, mogło to być odczytane jako coś groźniejszego. Na przykład w wypadku romansu oficera z żoną innego… Czytaj więcej »
Przecież każdego dnia miliony osób się zdradzają, czemu się więc dziwić, że do takich sytuacji dochodziło wtedy.
Nie ważne kto zdradza, kobiety i mężczyźni są tacy sami, a że służby wywiadowcze szkolą do tego kobiety, myślę, że zdajemy sobie z tego sprawę.
Cóż, wydawało mi się tylko, że skoro honorowy mężczyzna coś przyrzeka, za wszelką cenę pragnie pozostać słownym i danego słowa nie łamać. Tak samo jak żołnierz, który niechcąc wypełnić rozkazu, do czego jest zobowiązany, popełnia samobójstwo. Zdaję sobie sprawę, że życie jest trudne i przyrzeczenia nie łatwo dochować, ale należy mieć chyba świadomość wagi danego słowa. Jeśli coś obiecuję, staję na głowie (i – jeśli muszę – zaczynam pracować nad sobą, unikam okazji itd.), aby kogoś nie zawieść. Jeśli wiem, że nie dam rady trwać w tym, co mam obiecać, powstrzymuję się od przysięgi. Mimo wszystko wierzę, że można pozostać… Czytaj więcej »
Bokobrodzie, mieszasz trochę sprawy. Honor to co innego jak religia, wierność małżeńska, a nawet prawo. Słowo gentlemana liczyło się oczywiście, ale to słowo honoru miało największe znaczenie. To są dwie różne sprawy. Złamanie słowa honoru czyniło niehonorowym. Niedotrzymanie zwykłego słowa już nie. Dla przykładu, klient krawca mógł nie płacić mu miesiącami, bo dług nie był honorowy, ani zaciągnięty u drugiego gentlemana. To był trochę dwulicowy świat, ale też nie można generalizować. Byli różni ludzie, jak i dzisiaj. Chyba też my tak bardzo się nie zmieniliśmy. Słowo dane dziecku (albo np. urzędnikowi) wciąż traktuje się inaczej niż słowo dane przyjacielowi. To… Czytaj więcej »