Mówi się, że gentleman powinien być niezależny, asertywny i postępować zawsze zgodnie z własnymi wartościami. Jednak są sytuacje, w których ta niezależność musi ustąpić wartościom i tutaj właśnie zaczyna się służba. Służba idei, czemuś większemu niż własny interes. Ludzi zdolnych do poświęceń dla idei zawsze było mało. Warto zadać sobie pytanie „czy jestem jednym z nich?”.
Czym jest służba
Zacznijmy od podstawowego pytania: czym jest służba? Ponieważ zdaje się, że obecnie to słowo mocno straciło na znaczeniu, odwołam się do wyjaśnienia sprzed wielu lat:
U podstaw zdrowej, prawdziwej męskiej i rycerskiej ambicji leży pojęcie najpierwszorzędniejszej wagi: służba.
Należy dobrze i starannie wmyśleć się w znaczenie słowa służba.
Ambicja dobrego pełnienia służby, ambicja obowiązku służby – oto co cechuje prawdziwą elitę narodu, prawdziwie wielkie i silne charaktery. Za wypełnianie obowiązku służby człowiek honoru nigdy żądać nagrody nie będzie. Już gdyby chcieć ustosunkowywać się jakoś do sprawy służby – to raczej należałoby piętnować tych, co się od służby uchylają niż nagradzać tych, co służbę pełnią!
Słowa te padły w czasie, gdy służba była dla nas ostatnią deską ratunku. Kiedy nie można było się spodziewać z niej żadnych zysków, prócz tego, co najważniejsze, a jednak mało lukratywne. Szczytne cele mają bowiem to do siebie, że pięknie brzmią, ale w ich osiągnięcie trzeba zainwestować ogromny wysiłek, a zyskać można wyłącznie własną satysfakcję.
Autor powyższych słów kontynuował wypowiedź tak:
Ten, komu zadowolenie daje sama świadomość pełnionej w dzisiejszych jakże ciężkich czasach służby, kto nie oczekuje z tego tytułu od życia i od otoczenia ani laurów ani beneficjów – ten składa tym samym dowód nie tylko rozsądku i czystości patriotycznych intencyj: składa także dowód wartości swego charakteru.
Powyższy cytat pochodzi z artykułu wstępnego „Biuletynu Informacyjnego” z 30 lipca 1942 roku. Jego autorem jest Aleksander Kamiński, autor „Kamieni na szaniec”, pedagog, harcmistrz, żołnierz AK i jeden z przywódców Szarych Szeregów. „Biuletyn” był natomiast tygodnikiem konspiracyjnym. Jednym z najważniejszych źródeł informacji w okupowanej Polsce.
Kamiński cytowane słowa kierował rzecz jasna do młodych Polaków pełniących swoją służbę walcząc w konspiracji z Niemcami. O ich bohaterskich czynach, których kulminacją było Powstanie Warszawskie, słyszeliśmy wszyscy.
Gdzie ta młodzież?
Niestety Powstanie Warszawskie jest jednym z najtragiczniejszych rozdziałów w naszej historii, ale nie zamierzam roztrząsać sprawy czy dobrze się stało, że wybuchło. Interesują mnie natomiast ci młodzi ludzie, często wręcz dzieci, którzy chwytali za broń i ginęli na barykadach naszej stolicy. Czytając o ich dokonaniach możemy szybko dojść do wniosku, że dzisiaj młodzież, czy generalnie społeczeństwo, zdegradowało się zupełnie i nie jest w stanie dorównać dawnym pokoleniom.
Jednak Kamiński trafnie zauważył w innym artykule z „Biuletynu”, że: „szczyty młodzieży przechodzą dziś we wszystkich warstwach społecznych okres tak silnego napięcia ideowego, tak bezgranicznego oddania Polsce, organizują z takim rozmachem pracę nad sobą – że pozazdrościć im mogą pokolenia poprzednie” (1942). Jak się okazuje, zazdrościć będą też kolejne. Niemniej poświęcenie tamtego pokolenia wynikało tylko po części z wychowania, między innymi z prężnie działającego harcerstwa i nadal żywych uczuć patriotycznych zrodzonych jeszcze podczas zaborów. Niezwykle ważnym impulsem była mimo wszystko też sama okupacja.
Żyjemy w czasach relatywnego spokoju i dobrobytu w przekonaniu, że nic nam nie zagraża. Możemy poświęcić się konsumpcji i planowaniu własnej przyszłości. Czy jesteśmy gotowi służyć w razie potrzeby? Przypomnę, że za prawdziwą służbę nie ma co oczekiwać nagród, można być za to pewnym poświęceń. Czy ja bym się stawił do takiej służby? … Każda odpowiedź na to pytanie będzie czystą teorią i życzę nam wszystkim, żebyśmy nie musieli poznawać jej wersji praktycznej.
Poznaj ich!
Nie jestem szczególnym zwolennikiem masowych obchodów rocznic wydarzeń historycznych. Zwłaszcza tych tragicznych. Uważam jednak, że historię trzeba znać, bo trzeba mieć świadomość przeszłości. Tylko wtedy będziemy mogli docenić naszą współczesność i obecne zagrożenia. Dlatego właśnie rocznicę Powstania Warszawskiego spędzam czytając wspomnienia powstańców. Nie batalistyczne fakty zebrane przez historyków wojskowości. Tylko pojedyncze historie zwykłych ludzi, którzy w swoich oczach spełniali swój obowiązek, pełnili służbę.
W ten sposób poświęcam ich mojej pamięci i staram się zrozumieć czym tak naprawdę była ta służba. To właśnie dlatego nie potrafię odpowiedzieć czy potrafiłbym ją pełnić. Wiem bowiem jak dużo ryzykowali oni i ich rodziny.
Wam też polecam sięgać za wspomnienia powstańców. Na przykład na stronie Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 znajdziecie obszerną bibliografię tytułów poświęconych temu tematowi oraz powstańcze relacje świadków dostępne online. Myślę, że warto poświęcić na to choć jeden wieczór.
Jeśli polecacie jakieś konkretne wspomnienia, podajcie ich tytuł i autora w komentarzach. Wiele osób na pewno z nich chętnie skorzysta. Ja rozpocznę od polecenia książki „Zośka i Parasol” Kamińskiego, którą właśnie czytam.
Pracujmy nad sobą
Powinniśmy się rozwijać. Poznawanie dobrych manier, dress code’u czy pracowanie nad swoimi pasjami jest bardzo ważne. Pamiętajmy jednak też o rozwoju wewnętrznym. Warto na przykład zadawać sobie niewygodne pytania i szukać na nie odpowiedzi. Więc pomyśl, czy jesteś gotów na służbę dla idei i nie bałbyś się stracić tego wszystkiego co masz?
Dzisiaj wystarczy jeść jabłka, żeby walczyć z Rosją! 🙂 #jedzjablka
Taki sam PR jak: jutro wyłącz fonię w telewizorze na 70 sekund (albo ktoś za ciebie kupi reklamę w telewizorni celem wyłączenia tejże na 70 sekund).
PS odnośniki — tak w tekście, jak w komentarzach — są kompletnie niewidoczne.
Dzisiaj gospodarka światowa odgrywa na tyle dużą rolę, że jabłka to też dobry pomysł, ale rzecz jasna tylko tym się nie wygra. Na pewno nie z takim wprawionym agresorem, jak Rosja.
Bardzo wartościowy wpis, sam często się zastanawiam, ile, w razie potrzeby byłbym w stanie dać z siebie. Najbardziej boje się jednak że nie będę miał żadnej możliwości działania, co złego może się wydarzyć wydarzy się zbyt szybko, na za dużą skalę, chwila i pozamiatane.
Na szczęście nie musisz mieć od razu na myśli żadnej wojny, powstania, etc.
Mam też nadzieję, że gdyby co tym razem nie zabraknie rozsądku: „poszli nasi w bój bez broni” i bez szans to polska tradycja, ale nie każda tradycja wymaga podtrzymywania. Są takie, które krępują — przeto warto je odrzucić.
To ja z kolei bardziej boję się zbyt skutecznej propagandy. To już nie to, co było w czasach II WŚ czy PRL. W dzisiejszych czasach dotarcie do wartościowych informacji i umiejętne ich przetworzenie jest moim zdaniem bardzo trudne i łatwo dać się wywieść na manowce.
To ja polecę „Pamietniki z Powstania Warszawskiego”. Ksiazka chwyta za serce jak mało która…
Służba to nie tylko walka. Mnie właśnie w harcerstwie uczono że ta jest… relatywnie prosta. Kiedy sytuacja jest trudna a napięcie wielkie, kiedy można mówić o wielkich czynach człowiek łatwiej podejmuje decyzje. A konspiracja to droga bez powrotu. Nie można było powiedzieć sobie „dziś mi się nie chce”. Dlatego w harcerstwie zwłaszcza pionie wędrowniczym kładziono spory nacisk na osobiste pole służby. Coś co trzeba robić regularnie, coś małego a często męczącego. To również świetne budowanie charakteru. Ja byłem zuchmistrzem. Poza prowadzeniem własnej gromady jako osobiste pole służby wybrałem pracę z dzieciakami w pobliskim szpitalu dziecięcym. Przychodziłem raz w tygodniu. Czasem… Czytaj więcej »
Masz zupełną rację. Dlatego często patrzy się z takim podziwem na Niemców (pytanie czy słusznie?), że potrafią wytrwale pracować na swój sukces. My ewidentnie potrzebujemy silnego impulsu do działania. Dobrym przykładem będą działania rządu w sprawie emerytur. Nikt się nie buntuje, bo wszystko rozgrywa się na jakichś liczbach i papierkach. Natomiast ACTA błyskawicznie nas zmotywowała.
Chwała młodym ludziom, którzy poświęcili swoje życie w celu ratowania naszej Ojczyzny. Ich bohaterstwo jest niepodważalne i zasługuje na pochwałę. Ale z drugiej strony pojawia się problem właśnie tej „służby”. Jest rzeczą wielką oddać swoje życie w takiej sprawie, natomiast zbrodnią jest takie szafowanie młodymi ludźmi, jakie miało miejsce w okresie od rozbiorów do II WŚ. Mit „żołnierza – powstańca”, który się ukorzenił w polskiej mentalności przez wszystkie powstania powodował jedynie olbrzymie straty wśród „kwiatu młodzieży polskiej inteligencji”, bo nic nie było ważniejszego niż oddać życie w zbrojnej walce z najeźdcą, a także olbrzymie straty materialne polskiej ludności jako kara… Czytaj więcej »
> nic nie było ważniejszego niż oddać życie w zbrojnej walce z najeźdcą
Jest taka anegdota o generale Pattonie, który podczas spotkania ze „swoimi chłopcami” miał spytać: „a czy ty żołnierzu byłbyś w stanie oddać życie za ojczyznę?” Młody wojak na to, że jasne, że owszem, co Patton skwitował „pamiętaj synu, że ty masz żyć, a zginąć ma twój wróg”.
Tyle w kontekście chęci umierania za kraj.
Dokładnie. Do naszej mentalności narodowej jakoś nie może dotrzeć, że nie może istnieć Polska (nie ważne, czy wolna, czy podległa innemu narodowi) bez Polaków! Bo to my stanowimy „duszę” tego kraju, a nie ziemie, lasy, góry czy rzeki. Bez ziemi Polska może się odrodzić, jak to już było w naszej historii. Bez Polaków nigdy nie powróci.
Książkę Ziemkiewicza odradzam. Kłamie.
Gotów? Służyć? Dzisiejsza młodzież? żartujesz, prawda? Na początku, żeby nikt nie miał wątpliwości – tak, jestem przedstawicielem współczesnej młodzieży polskiej, tegoroczny maturzysta. Czemu uważam, że dziś służba to żart? 1. współczesne wychowanie. Po zmianie ustroju w kraju, coraz to nowsze pokolenia wychowywane były, i niestety nadal są w duchu pokoju. Uczą sie tego co jest, bez umiejętności przewidywania, bez znajomości konsekwencji globalnych, bez najmniejszej nawet znajomości wydarzeń z przeszłości -> a jeżeli już jakaś nauka historii pojawia się w szkole, to jedynie wybrane postacie i wydarzenia, te które najlepiej odpowiadają aktualnej władzy i jej, swego rodzaju, „propagandzie”(każdy rzad jakąś prowadzi,… Czytaj więcej »
Ja już za przedstawiciela młodzieży się nie uważam, bo maturę pisałem jakąś dekadę temu, ale znowu nie czuję się tak stary, aby się nie wypowiedzieć. Nie zdziwiłbym się, gdyby w razie wojny pokolenia Polaków karmione Sienkiewiczem, Kościuszką, Piłsudskim i całym mitem umierania za Polskę wbrew pozorom ofiarnie ruszyły bronić swojej ojcowizny. Nic w nas Polakach nie popycha do czynu jak bronienie „swojego” przed „obcym” za wszelką cenę. Wcale nie mówię, że to źle i życzyłbym sobie tego, aby faktycznie tak mogło się stać. Ale jak słusznie zauważyłeś liczy się przemyślany wysiłek w celu osiągnięcia efektu, a nie maszerowanie na rzeź… Czytaj więcej »
No właśnie z tymi autorytetami do naśladowania jest u nas krucho z naszej winy. W każdym potencjalnym bohaterze doszukujemy się plam, aż uznamy tę osobę albo za kontrowersyjną, albo nawet za zdrajcę.
Zawsze żałowałem, że zrobiono to z Wałęsą. Gdybyśmy go schowali pod dywan po uzyskaniu niepodległości, byłby wzorem i inspiracją, a przecież tutaj nie chodzi o szczegóły, chodzi właśnie o inspirowanie do działania. Niestety ten przykład spaliliśmy.
Polacy chyba mają nadzieję na znalezienie nieskazitelnej jednostki, ale to będzie raczej trudne do zrobienia.
Ten konfident sam się spalił. A co do autorytetów, to dobrze to podsumował Andrzej Gwiazda podczas niezależnych obchodów 25 rocznicy sierpnia: 'W 80 roku wygraliśmy, bo nie mieliśmy autorytetów, które mogłyby nas zdradzić”.
Polecam książkę „Dziewczyny z powstania” Anny Herbich, dzięki której można spojrzeć na powstanie z trochę innej strony 🙂
Bardzo dobrze, że przy okazji takich rocznic pamięta się o bohaterskich ludziach, których młodość a czasem wręcz dzieciństwo upłynęło zupełnie nie tak jak powinno. Zamiast uczyć się, randkować, marzyć i szumieć przypadło im zaznać codzienności wypełnionej wojną, przemocą, brutalnością krwią i śmiercią, które dzisiaj trudno sobie nawet wyobrazić. Zasługują na naszą pamięć i szacunek bez względu na historyczne czy polityczne oceny. Jakoś nie mam specjalnych wątpliwości, że i dzisiaj Polacy w razie potrzeby zdobyliby się na podobne poświęcenie. W sytuacjach kryzysowych zdolni jesteśmy do rzeczy nadzwyczajnych. Tylko dlaczego wyłącznie w kryzysowych? Polacy zwyciężyli pod Grunwaldem, zdobyli Kreml, przeszarżowali przez Somosierrę,… Czytaj więcej »
Faktycznie jest to ciekawa rozbieżność. Może wynika ona z tego, że bardzo cenimy sobie naszą ziemię, tradycje i kulturę, w tym niezależność. Natomiast zupełnie nie ufamy politykom i władzy, dlatego też możemy ją hurtowo oszukiwać.
„Polska jest chyba jedynym znanym mi krajem, w którym można uważać się za patriotę nie biorąc udziału w wyborach, wyłudzając różne świadczenia, uchylając się od płacenia podatków, jeżdżąc „na gapę”, łamiąc i naginając dla prywaty rozmaite przepisy…”
W dużej mierze jest to wynik utrzymującego się od lat, szalenie „opiekuńczego” stosunku aparatu państwowego do swoich obywateli… skądinąd tworzonego przez część tych obywateli.
Może tak. Może nie. A może po prostu „bomisiowość”… Nadmierna roszczeniowość. „Czy się stoi, czy się leży, się należy”…
Dodałbym jeszcze nieumiejętność odpowiedzi na pytanie „Dlaczego się należy?”
Polacy nie zdobyli Kremla. Zostali nań zaproszeni przez bojarów. I jak najbardziej można być patriota nie popierając władzy, nie biorąc udziału w szopce wyborczej i nie pochwalając okradania obywateli podatkami. Biorąc pod uwagę nasza wolnościowa tradycję powiedziałbym, ze tylko w ten sposób można być polskim patriotą.
Nie biorąc udziału w „szopce wyborczej” można być patriotą o ile jest się zwolennikiem innego ustroju niż demokracja. W przeciwnym razie nie popieranie władzy powinno być najsilniejszym motywem do udziału w wyborach.
Wybory nie mają nic wspólnego z demokracją. To oligarchia partyjna w otoczce socjotechnicznej.
Lenin?
😉
Dokładnie tak samo jak leninowskie.
Przykro mi, ale nie przekonał mnie Pan. Niczego sensownego nie zbuduje się na wiecznym „byciu przeciw” wszystkiemu. I wbrew pozorom nie ma to nic wspólnego z wolnością.
Tylko jeśli dla kogoś „coś sensownego” to łagry.
Szkoda, że tak Pan uważa. Wolność to nie tylko anarchia.
Cóż jedni klaszczą gdy ukochany wódz prowadzi na Kowno, inni walczą by władzy wyrwać z gardła prawa dla obywateli.
Prawa, które ci obywatele później pogardliwie odrzucą w imię kolejnego buntu, bo nowe Państwo okaże się oczywiście równie „złodziejskie” jak poprzednie… Historia znów zatoczy koło i wszystko zacznie się od nowa… To właśnie cali my, Polacy (westchnienie).
Nienie, to nie my Polacy, to de Tocqueville: Wiele się musi zmienić, by wszystko zostało po staremu.
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/aa/Alexis_de_tocqueville.jpg/260px-Alexis_de_tocqueville.jpg
On myślał „tylko” o Rewolucji Francuskiej, terrorze jakobińskim i Cesarstwie, ale później było tak samo.
Sugerowałbym jednak pouczyć się historii. To nie obywatele odrzucili Konfederację Warszawską. To władza zrobiła wszystko (z wojną domowa włącznie – vide „noc jezuitów”) aby nie dopuścić do uchwalenia przepisów wykonawczych. To tylko jeden przykład.
Smętne dzieje Konfederacji Warszawskiej tudzież innych dziejowych zawieruch mają służyć dziś za usprawiedliwienie bojkotowania wyborów, wyłudzania zasiłków, łamania prawa itd.? Jeżeli tylko takie wnioski Pan wyciągnął, to obawiam się, że to jednak Pańska nauka poszła w las, nie moja. Podziały polityczne istnieją we wszystkich cywilizowanych demokratycznych krajach. I bynajmniej nie służą tam do negowania obywatelskich obowiązków ani struktur państwowych. To kwestia świadomości i mentalności, nie historii czy polityki.
Smętne dzieje równouprawnienia, praw pracowniczych, wolności wyznania, słowa, praw obywatelskich, są , mimo ich notorycznego naruszania przez władzę, tym, co umożliwia nam w miarę znośne funkcjonowanie. Oczywiście, być może Szanowna Pani wolałaby zasówać 16 godzin na dobę przy maszynie od 12 roku życia. Każdy ma prawo do bycia masochistą. Nie istnieje współcześnie żaden „cywilizowany demokratyczny kraj”. Najbliżej do tego ma Szwajcaria. Jedynym obywatelskim obowiązkiem jest obowiązek oporu wobec naruszania praw obywatelskich. To kwestia biologii.
Nie jest możliwy kraj, w którym na obywatelstwo składają się wyłącznie prawa. Równouprawnienie w Szwajcarii kulało bardzo długo. Prawa pracownicze są elementem naszego porządku prawnego i znajdują się pod ochroną naszego prawa. Pogoń za Utopią jest bezcelowa i z założenia nie ma końca. Nie przekonamy się, drogi Panie Boruto. Jedyna część wspólna naszej wymiany zdań będzie taka, że każde z nas uważa stanowisko drugiego za głęboko masochistyczne. I chyba nic więcej tu na razie nie wypracujemy. Innymi słowy: pozostaję przy swoim zdaniu, ale dam już Panu spokój.
> Równouprawnienie w Szwajcarii kulało bardzo długo. Uwielbiam takie dyskusje! Co do Konfederacji Helweckiej to trzeba pamiętać, że nie byłoby jej bez Kongresu Wiedeńskiego — tego samego, który ugotował polskie starania o niepodległość (i nie tylko) — i który miał konserwować pewne układy w ówczesnej Europie. A istnienie takiej Szwajcarii miało gwarantować zainteresowanym państwom jeszcze lepszą konserwację układu (w prostym tłumaczeniu: chodziło o zakaz „skracania sobie drogi” przez Alpy. Druga sprawa do wojna domowa 1847 r., bez której nie wykształciłyby się zręby szwajcarskiego podejścia do demokracji i wolności. Trzecia sprawa to właściwie ciekawostka: potrzeba owego status quo była tak silna,… Czytaj więcej »
Jako argumentu na to, że w Szwajcarii kiedyś było lepiej? 🙂 Niewykluczone, choć – przepraszam za wyrażenie 🙂 – sondował Pan w tej materii tylko reprezentantkę starszego pokolenia. Zna Pan to przecież: „Przed wojną to nawet zęby lepiej bolały”
:-).
Tak czy owak, serdecznie dziękuję za interesujące wprowadzenie do szwajcarskiej historii.
> Jako argumentu na to, że w Szwajcarii kiedyś było lepiej?
Jako argumentu w dyskusjach o parytetach i suwakach.
Zaś za „starsze pokolenie” powinienem chyba się na Panią obrazić. Coś mi mówi, że ta kobieta miała wówczas mniej-więcej tyle lat, co ja dziś.
Starsze pokolenie… Dobre sobie.
Starsze od nas, Panie Olgierdzie. To spora różnica. W ramach rekompensaty wyznam Panu, że też donaszam już czwarty krzyżyk…
Chylę kapelusza 🙂
Są elementem, bo zostały wywalczone w fabrykach i na ulicach.
Ale są. Walka się już skończyła. Teraz wystarczy je szanować i ich przestrzegać. Także przez szacunek dla tych, którzy o nie walczyli.
Nie, nie wystarczy. Należy ich bronic i walczyć o kolejne.
To jest nieprawda, powielana przez komunistyczną historiozofię nieprawda. Prawa pracownicze nie zostały wywalczone przez nikogo i nigdzie, a na pewno nie w fabrykach i na ulicach. To co śniło się Marksowi, a Leninowi się przyśniło, że zrealizuje, tak naprawdę zapoczątkował Bismarck (którego generalnie było stać na utopienie tego wszystkiego w morzu krwi), a później podchwyciła rzesza coraz bardziej socjaldemokratyzujących się rządów i parlamentów. Natomiast w krajach, gdzie faktycznie doszło do walki o te prawa, generalnie się tylko pogorszyło. Wystarczy poczytać „Rewolucję rosyjską” Pipesa, by uchwycić jaki spadek dobrobytu chłopstwa oznaczała realizacja postulatów rewolucyjnych. (O robotnikach trudno coś mówić, bo w… Czytaj więcej »
Przykro mi, ale nieprawda jest to co Ty wypisujesz. Wszystkie osiągnięcia zostały wywalczone akcją bezpośrednią. Zaprzeczanie temu jest, poza przekłamywaniem historii, pluciem na groby tych, którzy w tej walce oddali życie.
Poproszę zatem o przykłady owych osiągnięć socjalnych — czy też, mówiąc po ludzku: wzrostu dobrobytu — wynikającego z akcji bezpośredniej (nb. użycie tego zwrotu pachnie mi „Action directe” — nie polecam.
Być może uda się mnie przekonać. Nie jest to trudne jeśli dysponuje się argumentami, ponieważ na argumenty merytoryczne jestem raczej nieodporny. Czysta erystyka robi na mnie wrażenie wyłącznie jako jeszcze jeden rodzaj sztuki i kultury.
Każda zdobycz socjalna jest wynikiem walki. Erystyką są bajeczki o dobrych panach wyzwalających swoich niewolników.
Nic nie szkodzi, nie ma sprawy, wiedziałem.
Niestety Twoje wypowiedzi wskazują, że nic nie wiedziałeś i nic nie wiesz. Nie widzę też szans na poprawę.
Lubię jak ktoś mi mówi, że mało wiem, zawsze wówczas liczę na szansę na dokształt.
Jeszcze raz zatem proszę o wskazanie choćby dwóch przypadków „zdobyczy socjalnych” wywalczonych zbrojnie. Albo państwa dobrobytu, które stało się takim wskutek wojny domowej, powstania, rebelii czy innej zarazy.
Czego nie rozumiesz w słowie „każda”? Jakiego państwa dobrobytu? Jakiej wojny domowej?
Dobrze, będę upraszczał: proszę o wyjaśnienie co się kryje za zdaniami „każda zdobycz socjalna jest wynikiem walki” oraz „Wszystkie osiągnięcia zostały wywalczone akcją bezpośrednią. Zaprzeczanie temu jest, poza przekłamywaniem historii, pluciem na groby tych, którzy w tej walce oddali życie”. Interesuje mnie zwłaszcza: o jaką walkę chodzi? co to za akcja bezpośrednia? gdzie są te groby? które dokładnie zdobycze socjalne wywalczono w ten sposób?
Mogą być nawet przepisane akapity z akolitów Bakunina, Lenina i całej reszty, byle byśmy przeszli do faktów, proszę.
Przepraszam, ale jeśli ktoś nie rozumie języka polskiego, to ja nic na to nie poradzę. Chodzi o walkę jaka społeczeństwo prowadziło w imię swoich praw. Jeśli ktoś nie zna pojęcia akcja bezpośrednia, to powinien się dokształcić, a nie zabierać głos. Wystarczyłoby sprawdzić nawet w idiotopedii. Akcja bezpośrednia to każda forma walki prowadzona bezpośrednio przez obywateli. Manifestacja, strajk, blokada, głodówka, bojkot, sabotaż. Każda zdobycz została w ten sposób wywalczona. Gdzie są groby? Np grób Jolanty Brzeskiej zamordowanej trzy lata temu za obronę praw lokatorów jest na warszawskim południowym cmentarzu komunalnym.
> „Manifestacja, strajk, blokada, głodówka, bojkot, sabotaż.”
A coś normalnego, coś spoza arsenału młodocianego chuligana ciskającego butelką z benzyną?
Żałosny jesteś.
O, wyśmienicie, domyślałem się tego.
Towarzyszu Boruta, zdaliście egzamin, jednak z oceną zaledwie dostateczną. Burżuja należy w mordę prać przy pierwszej próbie kontaktu, najlepiej zaraz po tym jak zaoferuje wam sznur, na którym można go powiesić. Wy wdaliście się w niebezpieczne deliberacje, które mogły was zaprowadzić na manowce dialektyki burżuazyjnej. Zawiodła was czujność rewolucyjna. Komsomoł wam to wybaczy, ale na oficera NKWD to za mało.
Q.E.D.
E.O.T.
Na dostanie w mordę to sobie w tej chwili parteigenosse olgierd zasłużyliście. 🙁
Ja dołączę do kobiecego głosu i polecę kilka innych książek tego rodzaju:
* „Dziewczyny wojenne” Łukasza Modelskiego
* „Sierpniowe dziewczęta ’44” Patrycji Bukalskiej
* „Bohaterki Powstańczej Warszawy” Barbary Wachowicz
* „Wspomnienia wojenne” Karoliny Lanckorońskiej
Świetny artykuł. A o tym, że duch w narodzie nie ginie świadczą najlepiej kibice piłkarscy, którzy na polu patriotycznym są stale aktywni, co oczywiście media mętnego nurtu ukrywają.
Aktualnie czytam „Warsaw boy” autorstwa Andrzeja Borowca, bardzo miło mi się zrobiło gdy zobaczyłem tą książkę w pewnej angielskiej księgarni. Czy książka jest dobra? Dowiem się z jakiś czas gdy przeczytam więcej.