Międzywojenne Zeppeliny były największymi i najsprawniejszymi sterowcami jakie kiedykolwiek produkowano. Te majestatyczne giganty przestworzy z powodzeniem konkurowały z samolotami i statkami pasażerskimi. W 1929 roku olbrzymi Graf Zeppelin dokonał wyczynu, dzięki któremu na stałe zapisał się w historii – obleciał cały glob w 21 dni, zapewniając swoim pasażerom nieziemską przygodę i wspaniały luksus.

Graf Zeppelin na jeziorze Badeńskim
Giganty przestworzy
Pierwsze sterowce zaczęto konstruować już w połowie XIX wieku. Były początkowo bardzo zbliżone do zwykłych balonów, ale wyposażenie ich w śmigła, silniki i stery pozwalało na zdecydowanie skuteczniejsze sterowanie. Najwcześniejsze modele (ciśnieniowe) nie miały wewnętrznego szkieletu, przez co sam balon mógł zmieniać kształt zależnie od ciśnienia i naporu powietrza. Nieco bardziej dojrzałe sterowce (półszkieletowe), były usztywniane od spodu, co dawało większą stabilność maszyny.
Najbardziej zaawansowanymi są jednak solidne sterowce szkieletowe, z których największą karierę zrobiły Zeppeliny – maszyny projektu niemieckiego hrabiego Ferdinanda von Zeppelina. Pierwszy tego typu sterowiec, Luftschiff Zeppelin 1, wzniósł się w powietrze w 1900 r. Miał 126,8 m długości i 11,6 m średnicy. Zeppeliny były produkowane do 1940 roku i były najokazalszymi sterowcami na świecie. Jeden z nich: LZ 127 Graf Zeppelin, to szczególny okaz.
<<Zobacz też: Sport skrzydlatych rycerzy>>
LZ 127 Graf Zeppelin
Wybudowany w 1928 roku Graf był ogromnym sterowcem. Mierzył 236,6 m długości i 30,5 m średnicy, ważył 58 ton, a jego pojemność wynosiła 105 000 m³. Wymiary były ograniczone rozmiarami hali, w której go budowano. Wykorzystano tam każdy fragment wolnego miejsca. Między sterowcem a ścianami i dachem pozostawało jedynie metr lub mniej przestrzeni, co utrudniało prace i wyprowadzanie giganta.
Gotowy sterowiec rozwijał prędkość do 128 km/h i mógł przelecieć 10 000, a nawet 12 000 km bez lądowania. W gondoli przewidziano 20 miejsc sypialnych dla podróżnych oraz 40 dla załogi. Oczywiście był to bardzo drogi środek transportu. Stać na niego było wyłącznie najbogatszych. Dlatego też wnętrza były zaprojektowane specjalnie dla takich pasażerów.
Wnętrza
Wszelkie pomieszczenia użytkowe znajdowały się w gondoli podwieszonej pod sterowcem. W części dla pasażerów umieszczono sześć kabin dwuosobowych i dwie czteroosobowe. Podobnie jak w Orient Expressie, stewardzi na dzień składali górne łóżko, zmieniając je w oparcie dolnego, a na noc znów rozkładali i słali oba. W tylnej części znajdowały się ubikacje damska i męska, oraz dwie łazienki. Za nimi mieściły się sypialnie załogi.
W środkowej części znajdowała się elegancka sala służąca za jadalnię i salon. Pomieszczenie to nie było ogrzewane, więc w chłodniejszych klimatach trzeba było okrywać się ciepłymi kożuchami, ale za to z okien roztaczał się oszałamiający widok. Tuż przed jadalnią umiejscowiona była kuchnia. Wyposażono ją we wszystkie udogodnienia mające usprawnić przyrządzanie wykwintnych posiłków dla wymagających podróżnych. W przedniej części znajdowały się oczywiście pomieszczenia nawigacyjne.

Kajuty na Grafie Zeppelinie. Z lewej steward śle łóżko na noc. Z prawej kajuta ze złożonym górnym łóżkiem.
Największy to za mało
Graf Zeppelin był wówczas największym sterowcem na świecie. Zaraz po próbnym locie przebył Atlantyk. Ta maszyna miała jednak przynieść sławę firmie, więc potrzebne było osiągnięcie, którego jeszcze nikt nie dokonał. Zdecydowano się na odbycie podróży dookoła świata. Jak się później okazało nie dość, że zrobił to jako pierwszy i do dziś jedyny sterowiec, zrobił to też najszybciej w historii!
Z uwagi na sponsora wyprawy, podróż miała zacząć się w Stanach Zjednoczonych, w Lakehurst, niedaleko Nowego Jorku. Wybrano kierunek wschodni, ponieważ tam wiały korzystniejsze wiatry. Z tych względów Graf, sterowiec z bazą w Niemczech, miał do przebycia znacznie dłuższą trasę niż „tylko” dookoła ziemi. Musiał bowiem przelecieć Atlantyk do Lakehurst, później wrócić nad Niemcy i po doleceniu do Lakehurst od zachodu, lecieć dalej do bazy w Niemczech.
Wielka podróż
Kapitanem Grafa został następca von Zeppelina, dr Hugo Eckner – nazwany później „Magellanem przestworzy”. 1 sierpnia sterowiec wyruszył z bazy w Friedrichshafen w Niemczech do Lakehurst. Na miejscu znalazł się już 4 sierpnia. Oficjalny start wyprawy dookoła świata nastąpił 7 sierpnia 1929 roku.
Pierwszy etap (7 – 10 VIII) kończył się powrotem do Friedrichshafen. Drugi (15 – 19 VIII) wiódł prosto do Tokio. Był to najdłuższy odcinek, mający 11 247 km i trwał niemal 102 h. Trzeci etap (23 – 26 VIII) miał swoją metę w Los Angeles i 9653 km. Przy okazji po raz pierwszy dokonano przelotu nad Pacyfikiem bez śródlądowania. Czwarty odcinek (27 – 29 VIII) wiódł przez całe Stany Zjednoczone, z powrotem do Lakehurst okrążając tym samym ziemię. Jednak jego podróż kontynuowano do Friedrichshafen (1 – 4 IX) – kolejne 8478 km.
Cała trasa liczyła sobie aż 49 618 km. Graf Zeppelin przebywał w powietrzu 450 godzin, a średnia prędkość podróży przekroczyła 100 km/h.
Wielka przygoda
Oczywiście osiągnięcia tej maszyny są imponujące, ale czyż nie interesuje nas bardziej jak wyglądała ta wyprawa z perspektywy podróżnego, a dokładnie jednej dziennikarki i19 dziennikarzy z wielu krajów? Wyobraźcie sobie tylko ten ogromny balon pod którym znajduje się nasza gondola. Choć duża, jak na standardy sterowców, to i tak jest tylko łupiną w porównaniu do całości. Ten wygląd przyciągał wielkie tłumy w każde miejsce, w którym pojawiał się Graf.
W środku zaś wspaniałe luksusy, pięknie wykończone kajuty i pomieszczenia publiczne. Doskonale wyszkolona obsługa zapewnia, że podróż przebiegnie komfortowo. Pomiędzy posiłkami podawana jest kawa, herbata i kanapki. Do wykwintnego obiadu najlepsze wino. Wystawne kolacje. W wolnych chwilach pasażerowie puszczają sobie muzykę z gramofonu, tańczą, śpiewają. Czasem karty, niekiedy partyjka szachów. Wieczorami bawią się w salonie wraz z komandorem Ecknerem. Oczywiście obowiązują stroje i maniery wieczorowe.
Niemniej to, co za oknem jest prawdziwym kluczem programu. Podróż urozmaicana przelotami nad sławnymi konstrukcjami znajdującymi się na trasie: między innymi nad mostem Golden Gate i Statuą Wolności. Z okien podziwiać można oceany, równiny, góry i miasta Hiszpanii, Francji, Niemiec, Polski, Rosji, Japonii i Stanów Zjednoczonych.
Każdy z czterech postojów wyprawy trwał od jednego do kilku dni i to nie tylko, by uzupełnić zapasy, lecz również żeby trochę zwiedzić i się zabawić. Z oczywistych względów dłużej pozostano w Tokio. W stolicy Japonii, pasażerowie niecodziennego statku powietrznego zostali przywitani przez tłum liczący ok. 250 000 osób i zaproszeni na przyjęcie do cesarskiego Pałacu Letniego przez samego cesarza Hirohito!
Podróż sterowcem na takie odległości ma też swoje minusy. Przede wszystkim jest się skazanym ciągle na te same osoby. W takich warunkach trudno jest unikać ludzi, za którymi nie przepadamy. Innym mankamentem jest to, że gdy zakładamy kilka dni bez lądowania trzeba oszczędzać wodę. Zaleca się nie mycie się przez jakiś czas. Co Wy na to?
<<Zobacz też: Każdy mężczyzna powinien odbyć swoją podróż>>
Gdzie się podziały tamte sterowce?
Graf Zeppelin był wielkim sukcesem. Przeleciał ponad 1,5 mln km bez żadnego wypadku z udziałem pasażera. Niestety w 1937 roku nastąpiła katastrofa jeszcze większego i bardziej luksusowego sterowca LZ 129 Hindenburga. Od tego wypadku coraz bardziej sceptycznie podchodzono do tego środka transportu. Później, na okres wojny, Niemcy uziemili swoje ogromne Zeppeliny i rozebrali je ostatecznie w 1940 roku.
Co ciekawe, katastrofa Hindenburga była przede wszystkim bardzo medialna. Wydarzyła się przy licznych świadkach, sfilmowano ją, a nawet została zrelacjonowana na żywo przez speakera radiowego. Z punktu widzenia liczby ofiar nie przedstawiała się zbyt donośnie. Zginęło wówczas 13 pasażerów i 22 członków załogi, z 97 osób na pokładzie, oraz jedna osoba z obsługi naziemnej. Reszta przeżyła. W ogólnym rozrachunku samoloty były o wiele bardziej śmiercionośne, ale to w nie inwestowano więcej.
<<Zobacz też: Gentleman w obliczu katastrofy Titanica>>
Dzisiejsze sterowce służą już jedynie celom reklamowym (dobry nośnik) oraz turystycznym (krótkie przeloty). Nie rozpatruje się ich już jako pożytecznych przy transporcie liniowym albo w wojsku. Są też o wiele mniejsze i mają słabsze możliwości niż stare i sławne Zeppeliny. Niestety nic nie zapowiada, że tamte olbrzymy wrócą. Pozostaną pewnie dinozaurami przestworzy, które będziemy mogli jedynie wspominać z rozrzewnieniem.
Chętnym polecam film dokumentalny z elementami fikcji, w całości poświęcony tej podróży: link YT.
Dobry artykuł .
Mnie bardzo rajcuje perspektywa tego, aby kiedyś zainwestować w sterowce! Przecież to nadal może być luksusowa forma transportu powietrznego, bezpieczniejsza od samolotów, jeszcze bardziej bezpieczna niż samochody. Moim zdaniem jakby dobrze to ustawić finansowo to koszty by się pokryły i nawet możnaby sporo zarobić.
Bardzo jestem zdziwiony, że nie znalazł się jeszcze żaden przedsiębiorca, który chciałby w coś takiego zainwestować.
Obawiam się, że to nigdy nie nastąpi. Znane nam dzisiaj statki powietrzne są na wskroś lepsze – wygodniejsze, bardziej ekonomiczne, szybsze i bezpieczniejsze. Bo ogromnych rozmiarów balon wypełniony helem wcale do bezpiecznych nie należy. To właśnie katastrofa Hindenburga w Lakehurst w 1937 r. była najważniejszym wydarzeniem, które zraziło ludzi do podróżowania sterowcami i przyśpieszyła ich naturalną śmierć. Nowoczesny samolot zużywa zaledwie kilka litrów paliwa na 100 km w przeliczeniu na jednego pasażera, natomiast sterowiec by przewieźć kilka osób potrzebował ogromnych ilości helu i ogromnych ilości paliwa. Dzisiaj podróżuje się szybko. Rejs sterowcem można by więc traktować jedynie w kategoriach przygody.… Czytaj więcej »
Nie do końca mogę się zgodzić. Statystycznie sterowce były bezpieczniejsze od samolotów. Potrzebują też mniej miejsca na lądowanie, dzięki czemu mogłyby docierać do większej liczby miejsc. To, co zaoszczędziłoby się na prędkości samolotu, straciłoby się na dalszych dojazdach do mniejszych miejscowości.
To oczywiście tylko hipotetyczne rozmowy i myślę, że wielkie sterowce mogłoby się dzisiaj sprawdzić tylko do przewozu dóbr prosto do magazynów. Na transport publiczny bym nie liczył.
No cóż, pewnie faktycznie sterowce były statystycznie bardziej bezpieczne od współczesnych im samolotów. Co do miejsca na lądowanie, wydaje mi się, że jednak sprowadzenie dużego sterowca na ziemię nie jest łatwym zadaniem. Utrzymanie go na ziemi podczas gwałtownego wiatru z resztą też nie. Problemem sterowców zawsze pozostanie bardzo słaby stosunek ładowności do wymiarów. Do trudno dostępnych miejsc dociera się za pomocą śmigłowców. Jest to kosztowny sposób przemieszczania się, ale skuteczny i wciąż szybki. A przy znaczeniu szybkości wciąż będę się upierał. Nadal nie potrafię więc wyobrazić sobie sterowca jako praktyczny środek transportu. Za to sterowiec jako ekskluzywna loża zawieszona na… Czytaj więcej »
Według tego myślenia podróżowanie statkami wycieczkowymi też niema sensu.
Bilety na taki statki są bardzo drogie a spędza się na ich pokładzie czasami tygodnie. Taki sterowiec daje więcej frajdy bo pole widzenia jest dużo większe.
Są próby i nawet niektórzy wizjonerzy wypowiadają się o tym bardzo entuzjastycznie, ale póki co sterowce nie wracają.
Przykład: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zeppelin_NT