Trzeba być szaleńcem by wybrać się w podróż przez pustynię rowerem. Trzeba też mieć ogrom szczęścia by przebyć w ten sposób Afrykę wzdłuż, tam i z powrotem i nie zginąć. Prawdopodobnie szaleńców, którzy podjęli się takich wyczynów było więcej, ale tylko kilku to przeżyło. Jednym z nich był Kazimierz Nowak, który w latach 1931-1936 przemierzył Czarny Ląd. Wyruszał jako naiwny marzyciel, a wracał jako mędrzec.

Kazimierz Nowak na pustyni

Podróże gentlemanów

Odbycie długiej podróży to jedna z tych rzeczy, które kojarzą mi się z dawnymi gentlemanami. Zazwyczaj to bowiem tylko oni mieli pieniądze na takie wyprawy. W dawniejszych wiekach panowało przekonanie, że młody mężczyzna powinien gdzieś wyjechać, by się nauczyć świata i języka. Pod koniec XIX wieku akcent kładziono już na przeżycie przygody i stanie się prawdziwym, niezależnym mężczyzną.

O tym, jak ważnym elementem w życiu mężczyzny była podróż, świadczy popularność wśród elit klubu gentlemanów Travellers Club w Londynie, a wśród mniej zamożnych choćby uznanie literatury podróżniczej (Arthur Conan Doyle, Henry Rider Haggard, Karol May, Juliusz Verne etc.). Wielu chciało przeżyć swoje życie jak postać z książki, a tylko nielicznym się to udawało. Stawali się zresztą później inspiracją dla kolejnych pisarzy, jak na przykład T. E. Lawrence.

Kazimierz Nowak 1897-1937

Kazimierz Nowak

Za postać o podobnym zapale należy uznać poznaniaka, Kazimierza Nowaka. Urodził się w 1897 roku. Od młodości był zapalonym podróżnikiem rowerowym. Zarabiał na życie jako korespondent prasowy, fotograf i urzędnik. Wszystko co robił było nastawione na odbycie wymarzonej podróży przez całą Afrykę.

Co ciekawe, Nowak nie wpisuje się w stereotyp brytyjskiego podróżnika. Nie był bowiem kawalerem. Miał żonę i dzieci. Mówi się nawet, że na Czarny Ląd wyruszył by zarobić na ich utrzymanie. Mam jednak wrażenie, że była to tylko kwestia poboczna. Zapewne fakt posiadania zobowiązań wymusił na nim znalezienie sponsora i czasopism chętnych do płacenia za jego relacje. Dla podróżnika liczyła się bowiem tylko Afryka.

Kazimierz Nowak w dżungli

Listy

Jego zachwycającą podróż możemy śledzić dzięki zbiorze listów z całości wyprawy. Jest to niesamowita i wciągająca lektura. Ze znanych mi pisarzy podróżniczych tylko Tony Halik wypada lepiej, a Kapuścińskiego postawiłbym na równi. Jest to bowiem zapis autentycznej podróży, trwającej przeszło pięć lat. Nie jakaś wycieczka. Autor podczas tej wyprawy zmienił się diametralnie, dojrzał, zmądrzał… Czuć to w jego słowach.

Podczas lektury pierwszych kilkudziesięciu stron zastanawiałem się, jak on w ogóle to przeżył. Zapadając się w piaskach pustyni (z rowerem w ręku!!!) umierał z pragnienia i gorąca. W dżungli cudem unikał śmierci z łap lwa. Również do napotkanych tubylców miał szczęście. Nie był z niego żaden dobrze przygotowany podróżnik. Ewidentnie nie wiedział co robi i z czym ma do czynienia. Trochę nawet mnie irytował.

Kazimierz Nowak podczas naprawy roweru

Punkt zwrotny

Zirytował mnie jeszcze bardziej, gdy dotarł wreszcie do planowanego celu podróży, czyli najbardziej wysuniętego na południe przylądka Afryki. Wówczas (po 2,5 roku rozstania z rodziną) pomyślał sobie, że żona pewnie nie będzie zadowolona, ale postanowił nie wracać statkiem, tylko znów pieszo, rowerem, czółnem itp. Nadal uważam, że jako mąż i ojciec kontrowersyjnie się zachował.

Jednak od tego momentu w jego słowach zacząłem dostrzegać mądrość. Dało się już zauważyć, że po tych latach podróży poznał Afrykę gruntownie, rozumiał problemy jej rdzennych mieszkańców i kolonizatorów. Dostrzegł, przed nimi, zbliżający się upadek imperium kolonialnego. Wiedział jak przeżyć, gdzie szukać pomocy, jak wybrnąć z trudnych sytuacji. Była to bardzo pocieszająca refleksja. Nieczęsto można zaobserwować taką przemianę. Jego listy faktycznie pokazują jak podróż uczy człowieka. To bardzo cenne.

Kazimierz Nowak rozmawia z pigmejskim szamanem

Podróżnik

Kazimierz Nowak osiągnął niewyobrażalne i zobaczył to, o czym wielu z nas marzy. Rzeczywiście przejechał przez pustynię rowerem, chociaż gdyby nie życzliwi beduini, niechybnie słuch by po nim zaginął. Zajeździł zresztą kilka takich rowerów podczas całej podróży, którą niekiedy musiał kontynuować pieszo, czółnem lub łodzią, konno i na wielbłądach. Łącznie ponad 40 tysięcy kilometrów! W zdecydowanej większości samotnie.

Przebył najpiękniejsze zakamarki Czarnego Lądu i dotykał przyrody, którą większość z nas pozna jedynie przez ekran telewizora. Mieszkał wśród ludów nietkniętych europejską cywilizacją. Obserwował ich styl życia, rytuały, polowania… Uczył się ich kultury i języka. A wszytko to w ostatnich chwilach istnienia tego świata. Tuż przed tym jak niepokoje zalały tę ziemię krwią.

Niestety wyprawa do Afryki wycieńczyła go. Jego organizm, wyniszczony malarią, poddał się zapaleniu płuc i to w niecały rok od powrotu do rodziny.

Kazimierz Nowak na pustyni

Inspiracja

Nie opisałem tutaj poszczególnych przygód Nowaka. Mam bowiem nadzieję, że zachęciłem Was do sięgnięcia po jego listy. Zainteresują zarówno tych, co do podróży się dopiero szykują oraz tych, co już swoją odbyli. Dzisiaj życiowe wyprawy nie są domeną tylko gentlemanów, ale jeśli cechą gentlemana jest mądrość i światowość, to trudno mi wyobrazić sobie taką osobę bez przebytych setek mil w swoim życiu.

Listy Kazimierza Nowaka są nie tylko świetną lekturą podróżniczą i inspiracją. Pokazują przede wszystkim, jak w pełni korzystać ze swoich wypraw. Uczą też, że w podróży nie chodzi o dotarcie do egzotycznego miejsca, ale o bycie w nim, o zintegrowanie się z nim i poznanie od podszewki. Takich podróży Wam życzę.

Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936, wyd. Sorus, Poznań 2011.