Kim byśmy byli, gdybyśmy nie potrafili niczego od podstaw stworzyć albo naprawić? Kiedyś luksusem było kupowanie wszystkiego i zlecanie wszelkich drobnostek innym osobom. Dziś dla wielu luksusem jest pozwolenie sobie na samodzielne wytwarzanie potrzebnych rzeczy i naprawianie tych uszkodzonych.

Dlaczego już nie uczą tego w szkołach?!
W złym kierunku to wszystko zmierza
Żyjemy w czasach, gdy praca własnych rąk nie należy do szczególnie cenionych i opłacalnych. Coraz więcej urządzeń produkowanych jest tak, żeby popsuć się po paru latach na dobre, bez możliwości naprawy. Niekiedy natomiast naprawa jest możliwa jedynie w specjalistycznym serwisie. Pozornie nie jest to wielka tragedia, gdyż ceni się nie posiadanie danego sprzętu, tylko jego nowej wersji. Jest więc okazja do wymiany.
Wiele produktów jest natomiast sprzedawanych tak tanio, że nawet nie opłaca się ich robić samemu czy naprawiać. Samodzielne wykonanie mebla, uwarzenie ulubionego trunku czy choćby upieczenie chleba to sporo czasu pracy i koszty, które są wyższe niż cena gotowego przedmiotu. Niestety zazwyczaj mamy do dyspozycji albo czas, albo pieniądze. Rzadko jedno i drugie na raz. Czy zatem praca własnych rąk ma jeszcze sens?
Ma, i to głęboki. Praca własnych rąk pozwala nam często uzyskać efekty lepsze jakościowo, rozwija umiejętności i daje ogromną satysfakcję.
Jakość
Rzecz jasna przy racjonalnym wykorzystaniu naszego czasu, wiedzy i pieniędzy nie będziemy w stanie wyprodukować zaawansowanych technologicznie maszyn albo skomplikowanych budowli. Możemy jednak skupić się na czymś mniejszym. Tutaj świetnym przykładem jest kuchnia. Tak, mężczyzna też ma czego tutaj szukać!
W przypadku jedzenia, przy odrobinie zdobytej wiedzy i poświęconego czasu, jesteśmy w stanie przygotować wręcz luksusowe produkty. Domowej roboty chleb, musli, wędliny czy nawet piwo będą wielokrotnie lepsze i zdrowsze niż ich odpowiedniki dostępne w sklepach. Przy większej skali będą również tańsze. Pamiętajcie, że jeszcze sto lat temu nasi przodkowie przygotowywali większość pożywienia w domu z półproduktów. I byli w stanie przyrządzić wszystko to, co znajdziemy dziś w marketach, tyle że lepiej.
Młody człowiek często bagatelizuje zalety samodzielnej pracy w kuchni. Przekona go może możliwość zaimponowania swojej dziewczynie na romantycznej kolacji. Natomiast gdy tylko zaczynamy myśleć o zdrowiu swoim i swojej rodziny, zdobywamy wiedzę i próbujemy swoich możliwości, okazuje się, że świat kulinarny staje przed nami otworem. Nagle większość produktów sklepowych przestaje być dla nas atrakcyjna.

Moje ostatnie prace w kuchni, ale to nie będzie nic do zjedzenia.
Rozwój umiejętności
Niebagatelne znaczenie przy samodzielnej pracy ma rozwijanie swoich umiejętności oraz zdobywanie wiedzy. Świetnym przykładem może być tutaj stolarstwo. Wychodząc od prób zmontowania prostych regalików do piwnicy, przez zabawki dla dzieci, po bardziej reprezentacyjne meble sporo się uczymy. Z jednej strony jest to wiedza z zakresu stolarstwa, którą później możemy przełożyć na wszelkie konstrukcje. Dzięki temu idea naprawiania, modyfikowania i budowania od podstaw staje się nam bliższa.
Ważniejsze może być natomiast to, że zyskujemy świadomość wartości różnych przedmiotów. Wartości, która wynika z poświęconego czasu i energii. Myślenie, że wszystko powinno się otrzymać tu i teraz staje się coraz odleglejsze, a spokojne oczekiwanie na efekt, bardziej pożądane. Tego typu praca uczy cierpliwości i pokazuje, że im bardziej się w nią zaangażujemy, tym lepsze efekty osiągniemy.
<<Zobacz też: Męski azyl, męska pasja – stolarstwo>>
Satysfakcja
Powyższe to praktyczne zalety pracy wykonywanej własnymi rękoma, ale wydaje mi się, że najważniejszą jest duchowa zaleta. W dzisiejszych czasach większość z nas siedzi cały dzień przed komputerem, przy telefonie, ewentualnie z książkami w ręku. Robimy codziennie to samo i nie widzimy satysfakcjonujących efektów. Stan konta się zgadza, ale co my tak naprawdę stworzyliśmy?
Podjęcie się wykonania czegoś od samego początku do końca jest wyraźnie nagrodzone namacalnym efektem. To właśnie przynosi satysfakcję, której nie da się porównać do tej, wywołanej podwyżką czy premią. Możliwość spróbowania i poczęstowania kogoś własnym wyrobem, zaproszenia do skorzystania z własnoręcznie wykonanej konstrukcji czy użycia własnych kosmetyków, nawet jeśli efekt jest nieco gorszy od sklepowego, jest bezcenna!
Właśnie dzięki takim doświadczeniom człowiek czuje, że potrafi cokolwiek zrobić. Że poświęcone na to godziny i pieniądze nie poszły na marne. Zyskał bowiem namacalny, dobry jakościowo produkt i nauczył się czegoś nowego. Może więc być z tego dumny.
<<Zobacz też: Potęga rytuałów w życiu gentlemana>>

To jest konik, którego główną bryłę wykonałem z jednego kawałka drewna. Jest to jedno z moich ulubionych dzieł.
Moje doświadczenia
Gdy byłem małym dzieckiem „pomagałem” mojemu dziadkowi zbudować altankę na ogródek działkowy. To jakoś obudziło we mnie przekonanie, że dobrze jest zrobić coś samemu. Doskonale pamiętam jak jakiś czas później naprawiłem moją pierwszą rzecz – spłuczkę w toalecie. Przy okazji ucząc się jak działa to urządzenie.
Wiele lat później przyszedł czas na spróbowanie sił w stolarstwie. Od tamtej pory wykonałem wiele zabawek dla dzieci i kilka małych mebli, a ostatnio zbudowałem nawet tymczasowy taras przy moim domu. Kuchni też się nie bałem i chętnie sprawdzam się na kolejnych polach. Dotychczasowym szczytem moich osiągnięć kulinarnych było uwarzenie piwa. Natomiast teraz spróbowałem przygotować moje pierwsze kosmetyki. Również niepopularna wśród mężczyzn maszyna do szycia pozwoliła mi wykonać kilka przedmiotów, które przyniosły mi wiele satysfakcji, a innym radości.
Obecnie dziesięć razy zastanawiam się czy coś można naprawić zanim to wyrzucę albo czy można to zrobić samemu, zanim to kupię. I w razie nawet małej szansy powodzenia, próbuję swoich sił. Osobiście uważam, że praca własnych rąk daje ogrom korzyści na przeróżnych polach. Ma też zdecydowanie pozytywny wpływ na poczucie własnej wartości. Bo kimże jest człowiek, który nie potrafi niczego stworzyć od podstaw?
Możecie się pochwalić wykonanymi własnoręcznie przedmiotami? A może macie jakieś ambitne plany na najbliższy okres?
PS Chętnych zapraszam także do dyskusji na ten temat na forum.
Zobacz też odcinek Starych Prawd na ten temat:
To mnie zmotywowałeś Łukaszu. Z chęcią od teraz zacznę coś więcej działać na tym polu gdyż jest dokładnie tak jak mówisz. Dziękuje 🙂
Trzymam kciuki! Nie krępuj się z pisaniem tutaj lub na forum o efektach.
Ten konik jest absolutnie przeuroczy. Gratuluję. Uwielbiam takie ręcznie robione zabawki w stylu retro. Mają w sobie jakieś takie ciepło i serce. Czasami mogą być oryginalną alternatywą dla wszechobecnych multimedialnych, hałaśliwych i męczących cudeniek z reklam.
Dziękuję! Przyznaję, udał się.
Rowniez bardzo lubie styl retro i wszystko co z nim zwiazane.
Pisanie przy użyciu komputera zabija swoistą magię, która płynie z tworzenia słów i zdań. Z kolei pisanie ręczne prowadzi do wielu skreśleń, poprawiań i zazwyczaj do przepisania całego testu do elektronicznego edytora, żeby potem gdzieś te zapiski wrzucić albo przechować. Ehh… konflikt tragiczny. To już Antygona miała łatwiej 😉
Feler z pisaniem odręcznym jest taki, że… właściwie nikt tego nie przeczyta (mam na myśli zasięg, nie kuropazurstwo).
Mówiąc wprost: jest jakaś per.www.ersja w tekstach publikowanych w internetach, w których mówi się o magii manuskryptu 😉
W sumie to ręczne pisanie jest dzisiaj tylko dla siebie. Mam tu na myśli notatnik, dziennik, kalendarz. Ewentualnie listy.
Raczej nie da się już tego zmienić.
Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Pamiętajmy, że kiedyś, żeby kupić samochód trzeba było zadłużyć się na całe życie, tak jak dziś np. na budowę domu. Jakość wykonania tego samochodu była o wiele lepsza niż dzisiejszych i miałeś go na praktycznie połowę życia zawodowego(np Mercedes W124). Dziś rzeczy mają krótki termin ważności, są mniej trwałe, ale pamiętajmy, że płacimy też za oszczędzony dżentelmena czas(który może poświęcić na rozwój osobisty lub dla rodziny etc.). Z drugiej strony większe możliwości dają Nam większe ryzyko popełnienia błędów, na które mężczyzna nie może sobie pozwolić(konsumpcjonizm, kredyty, praca jedynie po to, aby zwiększyć stan… Czytaj więcej »
Właśnie ta możliwość kupienia wielu rzeczy kiepskich zamiast jednej dobrej jest kłopotliwa. Chcemy więcej i więcej, nie cenimy tych rzeczy, nie dbamy o nie. Wydajemy mnóstwo pieniędzy i zadłużamy się. Problem też w tym, że często nie mamy wyboru. Jak tu kupić niezawodny samochód na dwie dekady?
Podobnie jest z meblami. Obecnie te sieciowe mają więcej z papieru niż z drewna. Byle szklanka herbaty może je zniszczyć.
Jakość była i jest w cenie
Chciałem zwrócić uwagę na łatwość/dostępność.
Z meblami to można sobie jeszcze poradzić. Osobiście wyszukałem komis, który jednocześnie zajmuje się renowacją i umeblowałem mieszkanie solidnymi stuletnimi meblami z litego drewne w cenie mniej więcej równej 1/3 tego co zapłaciłbym za tandetę z Ikei. A że meble po renowacji to wyglądają jak nowe. Jedyny „problem” to taki że są bardzo ciężkie i ich przestawienie nie jest już proste.
Z przekory zapytam, czy to nie własnoręczna, wielogodzinna praca nad kawałkiem drewna nie jest jednym z najlepszych sposobów na rozwój osobisty?
Owszem można czytać, edukować się, ciągle teoretyzować, ale sądzę że nawet najbardziej wnikliwa teoria nie jest tak wartościowa, jak doświadczenie pięciogodzinnego skrobania papierem ściernym kawałka drewienka, który po tych pięciu godzinach odsłania pęknięcia w swojej strukturze.
Myślę, ze to już kwestia indywidualnych predyspozycji. Niemniej jednak chyle czoła przed Pana samoświadomościa.
Cały czas uczą rzemiosła, tylko rodzice nie chcą wysyłać dzieci do zawodówek, bo patologia, bo nie będzie matury. Wystarczy znaleźć majstra który ma papiery na szkolenie ludzi i pójść z synem, córką do zawodówki i powiedzieć że jest np. modystka która chcę przyjąć uczennicę, ze szkoły będą fundusze na naukę, i po 3 latach, można otwierać własną pracownie i gotowe. Nie trzeba iść do Mc czy z pieluchą do biedronki na kasę, ani emigrować z kraju. Ja się uczę szewstwa, niestety tylko 8 miesięcy, ale to dlatego że zacząłem w wieku 19 lat. Za chwilę otwieram warsztat dzięki dofinansowaniu unijnemu.
Dokładnie. Zupełnie nie doceniamy wartości fachu. Wszyscy chcą być humanistami. Ale nawet z tym byłoby dobrze, gdybyśmy pamiętali o rozwijaniu praktycznych hobby. To nie tylko dobra odskocznia, ale też nauka.
Nie zgadzam sie do konca z brakiem fachowcow i pogladem, ze wszyscy chca byc humanistami i posiadac papiery wyzszej uczelni. Czytalam ostatno, ze trend idzie w odwrotna strone. Po modzie studiowana od lat 90 i mysleniu, ze kazdy musi miec skonczone studia wyzsze, dzisiejsze mlode pokolenie zwraca sie bardziej w strone kierunkow praktycznych. Studiowanie juz nie jest wcale takie popularne. Dodajmy, jeszcze niezwykle niska jakosc oraz wartosc dyplomow wyzszej uczelni w Polsce. Coraz wiecej mlodych osob chce byc murarzami, szewcami, hydraulikami itp. Jezeli chodzi o negatywna opinie wokol ZSZ nie ma sie za bardzo czemu dziwic. Do zawodowek najczesciej ida… Czytaj więcej »
Również dochodzą mnie słuchy o tej zmianie. Ona zresztą zaczyna się w głowach naszego pokolenia, które zdało siebie sprawę, że nie jest najlepiej. Mam nadzieję, że to będzie postępowało. Może też do zawodówek będzie coraz trudniej się dostać? Może rozwiną się prestiżowe zawodówki?
Tak Klaudia, ale mówisz tutaj o młodych, a nie o rodzicach. Na przykład, w Szczecinie tylko majster u którego mam przeszkolenie ma możliwość przyjęcia osoby na ucznia(tj. jeśli nie ma skończonych 18 lat). Zawsze jak jakaś matka lub ojciec mówi o swoich dzieciach, albo że drogo usługa kosztuje, to majster mówi aby przysłać syna na ucznia. Żaden z nich nie powiedział że przyśle, tylko stoją, patrzą się i nie wiedzą co odpowiedzieć. To rodzice dalej myślą że TYLKO studia mogą dać szansę na pracę. Co do młodych to się zgadzam, nie wiem jak w innych miastach, ale u nas dopiero… Czytaj więcej »
Trudno sie dziwic rodzicom, ze maja takie podejscie. W Polsce nie jest zbyt popularne wysylanie dzieci na nauke zawodu do wykwalifikowanych rzemieslnikow prowadzacych prywatne zaklady. Aby zdobyc fach idzie sie albo do zawodowki albo technikum. Jak juz powiedzialam wczesniej do Zasadniczych Szkol Zawodowych nie ida orly w nauce ani tez ososby z wzorowa ocena z zachowania. Spoleczna postrzeganie zawodowek jest zdecydowanie negatywne. Rodzice moga sie obawiac, ze ich dziecko moze na przyklad wpasc w zle towarzystwo w Szkole Zawodowej. Juz bardziej powazane sa technika. Potrafia one ksztalcic na wysokim poziomie. Na przyklad w moim miescie jest Technikum Elektroniczne, ktore od… Czytaj więcej »
Z zawodówką to prawda, cały czas idą tam dzieciaki które myślą że gówno potrafią w życiu i są od dziecka wychowywane na „margines społeczny” przez swoich rodziców. Czasami niektórzy są bardziej odporni na towarzystwo, z uświadomionym celem w życiu i dają sobie radę. A z takimi rodzicami co nie chcą dziecka wysłać do technikum, czy rozwijać jego pasje, tylko spełniać własne ego będziemy mogli porozmawiać jak dzieciaki skończą studia i będą na bezrobociu siedzieć.
Gratuluję wyboru. Kłania się żona szewca-ortopedy, już na emeryturze.Kilka dni temu gadaliśmy o tym, ze szewstwo to zanikający zawód. Jednak zawsze będą osoby, które zapragną butów zrobionych na miarę. Z różnych powodów będą potrzebować. Obuwie dobrych marek warto też naprawiać- fleczki, drobne reperacje Życzę powodzenia i wytrwałości.
uwielbiam majsterkować i próbować coś naprawić.
co ok. 6 mies. szukam i sprowadzam sobie auto, uszkodzone oczywiście. staram się szukać aut z powierzchownymi uszkodzeniami blacharskimi i mechanicznymi, nie konstrukcyjnymi. dzięki temu oszczędzam na nich ok. 30-40% tego co bym musiał wydać w PL na takie auto (zarejestrowane już) + wiem co kupiłem i jak to zrobiłem. sprzedając przedstawiam zdjęcia w jakim stanie auto przyjechało i miałem już 4 takich klientów i wszyscy byli zdumieni moją szczerością i zadowoleni
Podziwiam. Samochody to akurat moja słaba strona. Prócz wymiany podstawowych elementów głębiej się nie zapuszczam. Zazdroszczę przede wszystkim umiejętności oceny stanu używanego samochodu.
bo z tego co śledzę Twojego bloga to masz w miarę nowego francuza. Te auta nie są zaprojektowane do własnoręcznych napraw 🙂 Takie dłubanie przy aucie to można zacząć na jakimś starszym mercu, fiacie czy najlepiej na jednośladzie. Zastanawiałeś się nad motocyklem, myślę że spodobałaby Ci się restauracja jakiejś starszej maszynki. Synowi złożyć polską motorynkę albo sobie jakiś motocykl nie będzie zbyt wielkim wyzwaniem przy cenie części i dostępności materiałów n.t.. To nie musi wtedy być od razu niezawodny sprzęt na dalekie wyprawy. Sukcesem będzie zrobienie niedzielnego wypadu 🙂 A jeśli zadbasz o stronę wizualną to może być to na… Czytaj więcej »
Dementuję. Nie mam francuza. Jeździłem i testowałem, to tak.
Natomiast myślę nad motocyklem. Miał być na ten sezon, ale raczej ten plan poczeka jeszcze trochę.
Ja się nie zgodzę z tezą, że robienie czegokolwiek samodzielnie to wielce uszlachetniająca czynność. Dorabiamy ideologię „rozwoju i samorealizacji” do rzeczy, które są po prostu życiem codziennym. Zapytaj człowieka pracującego w zakładzie 8 godzin czy woli kupić chleb czy robić go przez godzinę lub dwie? 99% woli go kupić. Dlaczego? Ponieważ to się po prostu nie opłaca. Do tego „nasi przodkowie umieli samodzielnie przyrządzać mięso i inne przetwory”. Dlaczego tak było? Nikt z nich przecież nie realizował się w kuchni! Po prostu – musieli to robić, żeby mieli co jeść. Wtedy każdy robił jedzenie wyłącznie dla siebie, a stołowanie się… Czytaj więcej »
To chyba należę do tego jednego procenta, który woli pomęczyć się trochę i czerpać przyjemność z własnego piwa. Niekoniecznie się nie opłaca. Jeżeli rynek oferuje produkty które nie spełniają moich oczekiwań, sam próbuję coś zrobić. W dzisiejszych czasach mamy po prostu wybór. Wybieramy gotowe produkty ze sklepu, albo sam próbujemy coś wytwarzać.
Zdaję sobie w pełni sprawę, że osoby pracujące fizycznie i na co dzień wytwarzające różne przedmioty nie znajdą tutaj nic dla siebie. Ale zapewniam, że jest ogrom ludzi, którzy spędzają całe dnie przy komputerach i nie widzą efektów swojej pracy. Do tego wcale nie trzeba pracować w korporacji. Co gorsza, młode pokolenia coraz mniej interesują się fachem.
Po prostu stwierdzam, że jeśli nie będziemy wytwarzali, zabrniemy w ślepą uliczkę.
Takie czasy, że nie musimy nic wytwarzać. Tym bardziej trudno jest się do tego zmotywować.
Moim zdaniem osoby wykonujące prace fizyczne może także zainspirować ten tekst do tworzenia dla siebie, obok pracy dla pracodawcy.
Z serca pochwalam! Acrius appetimus nova, quam iam parta tenemus – (silniej pożądamy rzeczy nowych, niż trwamy przy już nabytych) A szkoda. Stare rękodzielnicze wyroby mają w sobie piękno i duszę, promienieją kunsztem i trudem wytwórcy. Sam „dla zabawy” trudnię się knifemakingiem ( projektowaniem i wytwarzaniem noży). Przy pomocy starego sprzętu wykupionego za złomową cenę z jakiejś likwidowanej wiejskiej kuźni wraz z przyjacielem, metalurgiem i inżynierem hutnikiem z wykształcenia, a obecnie rencistą, kujemy nie tylko noże z całkiem porządnego damastu skuwanego, ale także i inne formy np. toporki od duńskich mammenów do indiańskich tomahawków. Piękny użyteczny sprzęt. Tak piękny, że… Czytaj więcej »
Wspaniałe pasje! Podziwiam też umiejętność wytwarzania ostrzy i trzymam kciuki za miecz. Kiedyś wielkie wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia własnoręcznie wytwarzanych i naprawianych brzytew. Genialne!
Dziękuję za tak przychylną odpowiedź. Ręczne kucie brzytwy, to najwyższe rejestry. Sam nigdy brzytwy nie kułem i zapewne szybko, może nigdy, się nie poważę. Bo to nie tylko precyzyjne kucie, to hartowanie, wyważanie, szlif, zdobienie, wreszcie oprawa. A wszystko na wyżynach artyzmu. To godziny i tygodnie skupienia się na dziele. Hefajstos zaliczany był w grono bogów. Uprawiał sztukę magiczną. Kucie, zwłaszcza ostrzy, to właściwie swoiste zjednoczenie mistyczne – unio mystica. Idealne zespolenie rzemieślniczego kunsztu, rzetelnej wiedzy i …. wartości duchowych. To niemalże alegoria duchowej drogi człowieka do osiągnięcia, poprzez sztukę rąk, absolutu. Także w wymiarze pozamaterialnym. Sam proces kształtowania gorącego… Czytaj więcej »
Faktycznie nie zawsze będzie drożej, a już na pewno przy naprawach. Niemniej często potrzebne są rzadko dostępne półprodukty (+ koszty przesyłki), specjalistyczne narzędzia itp. Zgromadzenie warsztatu stolarskiego, nawet na potrzeby hobby, to spory wydatek, który zwraca się dopiero z czasem. Ale i tak uważam, że warto odmawiać sobie kolejnej przechadzki do kina czy na piwko, żeby odłożyć na potrzeby swojej pasji.
Trudno nie zgodzić się z tym artykułem – uważam dokładnie tak samo (chyba autor czyta w moich myślach). Czasy mamy takie a nie inne. Są komputery jest Internet telefony komórkowe i wiele innych rzeczy. I dosyć częstym problemem jest chociażby to że dzieci za dużo czasu spędzają przed tym komputerem i żyją tylko nim. I to nie żeby robić coś pożytecznego tylko na grach. W efekcie nie rozwija się aż tak wyobraźni. Również w wyniku tego zaczyna się obniżać poprzeczkę i potem niestety – mamy coraz więcej życiowych kaleków którzy mają dwie lewe ręce. Nie chodzi mi o obróbkę czegoś… Czytaj więcej »
To jest właśnie niesamowita zaleta Internetu. Można go całkiem kreatywnie wykorzystać i znaleźć pomysły, rozwiązania oraz inspiracje. Chyba zdecydowanie gorzej było z tym w latach 90-tych, kiedy już przestawaliśmy „dłubać”, więc nie miał kto uczyć, a chętni mieli utrudniony dostęp do wiedzy.
Jakkolwiek rodzice powinni czymś dziecko zainteresować. Za naszych czasów nie było tego Internetu i można śmiało powiedzieć że mieliśmy inne zabawki. Ja pamiętam że od małego miałem kontakt z narzędziami – młotki śrubokręty jakaś ręczna wiertarka… i to może zszokować: miałem 5 lat jak się tym bawiłem. Nawet dostałem na Mikołaja zestaw narzędzi (takich już w sumie prawdziwych w wersji dla dzieci). Nie zliczę ile narobiłem dziur w podłodze czy nawbijałem gwoździ w listwy (podpatrzyłem jak tato coś robił) ale na coś się to zdało bo wiedziałem co do czego służy. I nie raz przytrzasnąłem sobie palca młotkiem albo przyszczypnąłem… Czytaj więcej »
Ja znam odpowiedź na ten problem. Wychowałem się już w epoce „wymienności”, a nie w tej lepszej „naprawialności”, sam uwielbiam naprawiać, majsterkować itd.. Ostatnio rozpocząłem projekt kuźni (oczywisty brak czasu i pieniędzy spowalnia prace). Skąd bierze się we mnie ta chęć? Odpowiedź znam i jest mi dobrze znana – harcerstwo. Wierzcie mi bądź nie, ale zbudowanie własnego łóżka z żerdzi sosnowych, wystruganie suwaka dla harcerki, która sukcesywnie podbija serce małego chłopaczka, kombinowanie w układaniu ogniska, budowanie pułek bez gwoździ, śrób, czy linek, budowa piętrowych namiotów lub wiszących.. To jest to, polecam wszystkim, którzy chcą żeby ich dziecko było facetem, a… Czytaj więcej »
Z tą „ciotą” proszę nie przesadzać!
Niemniej dobrze, że harcerstwo tak działa. Byle więcej osób przyciągało.
Znam człowieka który ma prawie 40 lat i dwie lewe ręce do wszystkiego – ani do pędzla ani do młotka ani do innych narzędzi. 0 pojęcia o czymkolwiek. Pomysły ma nieraz takie że głowa mała – dla przykładu chciał założyć piłę tarczową do drewna do kosy spalinowej gdzie piła ma max. 3000obr/min a głowica w kosie 10.000. Takim zestawem chciał ciąć krzaki bo nie wiedzieć czemu dedykowane do tej kosy narzędzie coś mu nie pasowało. Jak mu to wybiłem z głowy to się niemal obraził bo jego teściu znawca mu to polecił.
To, czemu stolarstwa nie uczy się w szkołach już mnie, dawno zastanawiało.
Napisałem więc e-mail, do wojewódzkiego kuratorium. Dostałem odpowiedź po 2 miesiącach (!).
Krótka i na temat, „Na Opolszczyźnie tylko 4 szkoły spełniają warunki BHP”.
Miesiąc temu wysłałem zapytanie „Jakie to warunki?”, jeszcze nie dostałem odpowiedzi.
Pozdrawiam
Jeszcze miesiąc czekania. Może odpowiedzą. 🙂
Czyżby na 2 zdjęciu robisz jakiś kosmetyk do pielęgnacji włosów?
Już niebawem ujawnię.
Oczekuję z niecierpliwością 🙂
Zapraszam więc jutro na blog.
Jakby co, już jest na blogu.
Bardzo się cieszę że propagujesz postawy które są przez wielu blogerów zaniedbywane. Ten blog porusza bardzo ważne męskie postawy które na większości innych blogów się wykluczają. Artykuł o modzie, następny o kulturze po to by między nie wpleść wątek DIY. Co do majsterkowania: dobrze wyposażony warsztat swoje oczywiście kosztuje, ale narzędzia dobrej jakości wytrzymują długo i spokojnie wystarczą nawet na 3 pokolenia. Sam ogromną ilość narzędzi dostałem od ojca i długo nie zdawałem sobie sprawy z wartości tego prezentu. Myślę że warto taki warsztat skompletować, przyda się nie tylko nam ale i synowi czy wnukowi.Podstawowe klucze i śrubokręty nie zmieniły… Czytaj więcej »
Nie wiem czy wszystkim podoba się ten misz-masz na blogu, ale wynika on z tego, że pojmuję bycie gentlemanem – mężczyzną z klasą całościowo. Może kiedyś zdecyduję się na artykuł o kopaniu ogródka, które pochłania mnie ostatnio bez reszty, ale pewnie byłbym z tym tematem wygwizdany. Natomiast co do warsztatu problem polega też na tym, że dobre narzędzia kosztują. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po jakimś czasie, po zniszczeniu kilku badziewnych przyrządów. Marzy mi się profesjonalny zestaw, ale wiem, że to będą lata zbierania. I w sumie to mi nie przeszkadza. Raczej traktuję to jako długoterminową drogę, która sprawia… Czytaj więcej »
Ciekawy tekst ale chciałbym zwrócić Panu uwagę na różnicę pomiędzy znaczeniami słów „reprezentatywny” i „reprezentacyjny”.
Biję się w pierś! Nie wiem jak to wyszło spod moich palców.
Poprawione.
Jak nauczyć się naprawiania i majsterkowania np. kranów, gniazdek, robienia prostych rzeczy np. półek etc? Chodzi o to, abym nie musiał wołać fachowca do drobiazgów. Wychowała mnie mama i nie umiem tego wszystkiego.
Najlepiej po prostu podejmować próby. Przed rozpoczęciem jak najdokładniej przeanalizować budowę danego urządzenia, a podczas rozbiórki dokładnie zapamiętać gdzie co było umieszczone. Następnie odszukać uszkodzenie lub inną wadę i poszukać sposobu na jej usunięcie. Nie zawsze wyjdzie, nie zawsze będzie to łatwe, ale bez próbowania nie ma szans na powodzenie.
Za dużo mamy też w okół przeróżnych urządzeń, żeby było jedno rozwiązanie każdego problemu. Z drewnem pracuje się zupełnie inaczej niż z metalem lub plastikiem. Ten ostatni jest niestety najczęstszy i najgorszy, bo trudno go naprawić lub zastąpić czymś nowym.
Świetny artykuł! Osobiście jak najbardziej popieram propagowanie wszelkiego majsterkowania, własnoręcznego wytwarzania przedmiotów i w miarę możliwości ich naprawiania i to przekonanie towarzyszy mi odkąd pamiętam. A trzeba zaznaczyć, że rozpowszechnianie takiego podejścia jest na prawdę potrzebne w tych czasach. Ludzie często nawet nie zdają sobie sprawy jak wiele tracą, gdy bezmyślnie lub po prostu nieświadomie jedynie kupują i wyrzucają poszczególne rzeczy nie zwracając uwagi na żadne pośrednie opcje typu najzwyklejsza ocena usterki i próba jej naprawy. Wielokrotnie zdarzało mi się naprawiać swoje i cudze rzeczy właściwie nie ponosząc żadnych kosztów. Dodatkowo, wspomniana w artykule satysfakcja z każdego powodzenia i świadomość… Czytaj więcej »
Zgadzam się z Panem. Dodam, że rękodzieło to również bardzo szlachetny sposób spędzani wolnego czasu. Ja również jestem pasjonatką kuchni, kolekcjonuję książki kucharskie. Dzięki swojej pasji nauczyłam się parzyć doskonałą kawę i herbatę, robić kombuchę i zakwas na chleb. Dzięki temu gotowanie sprawia mi wiele radości. Ponadto umiem szyć ubrania. Ma to ogromną zaletę, ponieważ mogę się luksusowo ubrać za cenę ubrań w sieciówkach. Pozdrawiam wszystkich pasjonatów rękodzieła. Ja zarażam miłością do tego swoje dzieci. Moja 10 letnia córka chodzi na zajęcia rękodzieła do domu kultury.