Czy zupełny amator może uwarzyć piwo w domowych warunkach i czy to piwo będzie w ogóle smaczne? Specjaliści mówią, że tak i że efekt przegoni większość piw dostępnych w sklepach! Postanowiłem sprawdzić czy również ja poradzę sobie z tym zadaniem.

Moje pierwsze piwo.

Moje pierwsze piwo.

Najdłużej przygotowywany artykuł na blogu

Jeszcze żadnego artykułu nie przygotowywałem tak długo. Już latem zeszłego roku zacząłem zbierać informacje o domowym warzeniu piwa. Poprosiłem o pomoc Tomka Kopyrę, doświadczonego piwowara, który przyjechał do mnie na początku października. Na tym spotkaniu powstał między innymi wywiad o jego piwnych podróżach, który mogliście już przeczytać na blogu.

Przez następne pięć miesięcy szukałem odpowiedniego miejsca i czasu, warzyłem, piwo fermentowało, leżakowało (nieco dłużej niż musiało), żeby w końcu trafić w ręce Tomka, który je zrecenzował. Zabierając się za produkcję piwa nie przypuszczałem, że to tyle zajmie.

Całość warzenia, aż do butelkowania, moje refleksje po wypiciu oraz recenzję Tomka na jego blogu blog.kopyra.com możecie przeczytać w tym wpisie albo obejrzeć na poniższym filmie. Nie jest to instruktaż, tylko raczej relacja z wielkich nadziei, licznych potknięć i efektu, który… ale zobaczcie sami.

Spotkanie

Wróćmy zatem do wspomnianego spotkania z Tomkiem Kopyrą. Mój gość przekonywał mnie, że nie jest większym problemem uwarzenie ciekawszego piwa niż dominujące na rynku lagery, których smak i zapach nie ma wiele do zaoferowania. Najważniejsze to trzymać się przepisu.

Wydaje się proste i byłoby takie, gdybym wybrał prosty sposób warzenia. W domu możemy bowiem warzyć z tak zwanego „brewkitu”, co przyrównuje się do zalewania gorącego kubka. Mógłbym warzyć z ekstraktu, czyli pewnych półproduktów. Tomek natomiast namówił mnie na warzenie bez dróg na skróty, tak jak w prawdziwym browarze, tylko w mniejszej skali. Zdecydowałem się zatem na warzenie z zacieraniem słodów.

Zdecydowaliśmy się na uwarzenie dry stoutu, przy czym mój ekspert polecił mi dodać do niego nieco amerykańskich chmielów, żeby nadać bardziej nowofalowy smak i zapach. Nie miałem pojęcia o co chodzi, więc się zgodziłem. Powstać miał w ten sposób american dry stout.

Na szczęście dzisiaj nie trzeba gromadzić z przeróżnych miejsc wymyślnych narzędzi i naczyń do warzenia piwa. Prócz wielkiego gara, kuchenki gazowej i wody, wszystko znalazło się w zestawie od Browamator.pl, który, zainteresowany moim projektem, dostarczył mi swój zestaw Super Start (za co serdecznie dziękuję!).

<<Zobacz też: Akcesoria piwowara, z których korzystałem>>

Idea artykułu

Nie zamierzam opisywać Wam krok po kroku jak wygląda warzenie piwa w domowych warunkach. Przecież jestem tylko początkującym piwowarem! Chciałbym natomiast odpowiedzieć na pytania zadane we wstępie: czy amator może uwarzyć? czy będzie dobre? Opowiem Wam również z jakimi problemami spotkałem się po drodze. Mam nadzieję, że pomogę w ten sposób wszystkim, którzy myślą o podjęciu próby uwarzenia piwa w domu, ale nie wiedzą z czym to się wiąże.

Ja również oglądałem wcześniej poradniki Tomka Kopyry na ten temat, a jednak okazało się, że w praktyce i w rękach amatora, wszystko wygląda nieco inaczej.

Moje studio bez koloryzowania.

Moje studio bez koloryzowania.

Warzenie

Pierwszym problemem było dla mnie znalezienie kuchenki gazowej. Tego typu kuchenki pozwalają dość precyzyjnie utrzymywać jednostajną temperaturę podczas warzenia (np. musiałem utrzymać w garnku 66 st. C przez niecałą godzinę), w przeciwieństwie do elektrycznych, które się nagrzewają i chłodzą na przemian. Ostatecznie trafiłem do piwnicy, która w niczym nie przypomina estetycznego studia, ale w końcu niemal każdy piwowar domowy warzy w podobnych warunkach.

W zestawie miałem cztery rodzaje, ześrutowanych słodów, które stopniowo dodawałem do wody. Ciemne szły na koniec, ponieważ dawały ciemny kolor i nuty palone. Gdybym trzymał je za długo w ciepłej wodzie, piwo stałoby się kwaśne. Ten etap nazywa się zacieraniem. Następnie należało te słody odfiltrować w wiaderkach z zestawu. Powstała brzeczka trafiała z powrotem do garnka i była zagotowywana, żeby dodawać do niej nieco chmielu Challenger. Nie wszyscy wiedzą, że chmiel w piwie to tylko przyprawa i jest go w nim niewiele. Tutaj było 30 g. w granulacie.

Jasne słody: słód pale ale Weyermann i płatki jęczmienne.

Jasne słody: słód pale ale Weyermann i płatki jęczmienne.

Ciemne słody: - jęczmień palony, słód karmelowy Carafa.

Ciemne słody: jęczmień palony, słód karmelowy Carafa.

Pozostałe ziarna po filtracji.

Pozostałe ziarna po filtracji.

Chmiele. Mniej jest Challengera, a więcej Simcoe.

Chmiele. Mniej jest Challengera, a więcej Citry.

Po dodaniu chmielu i chwili gotowania przechodziłem do jednego z ważniejszych etapów, czyli wychłodzenia brzeczki. Gdybym zbyt długo przetrzymał ją w wysokiej temperaturze, piwo mogłoby się popsuć, a niestety nie posiadam chłodnicy, którą posiłkują się bardziej doświadczeni piwowarzy. W odwodzie miałem jednak wannę, a zima sprawiła, że w kranie woda miała ok. 10-11 st. C. Zejście ze 100 do 20 st. C brzeczki było zadaniem wymagającym, ale na szczęście się udało!

Po tym przyszła już tylko pora na dodanie drożdży i przelanie piwa do fermentora na fermentację burzliwą.

Całość do warzenia trwała 8-10 godzin.

Chłodzenie brzeczki w wannie.

Szczyt osiągnięć technologicznych – zaawansowana chłodnica wannowa. Działa świetnie!

Problemy początkującego

Powyższy opis brzmi ładnie, ale nie oddaje niezliczonych problemów z jakimi się borykałem. Pomijam już fakt, że było ciasno i niewygodnie. Utrzymywanie warki na stałym poziomie temperatury było kłopotliwe. W momencie gdy rozpoczęła się filtracja, zaczęła się praca na kilku frontach naraz i przyznam, że miałem spory problem, żeby to wszystko ogarnąć. Miałem wrażenie, że zaczynam popełniać coraz więcej błędów.

Istotne było też zmierzenie balingomierzem ekstraktu. Dzięki temu mogłem się później dowiedzieć ile piwo ma procent alkoholu, ale też ta informacja pozwala kontrolować proces fermentacji. Niestety sporo problemów miałem z uzyskaniem odpowiedniej temperatury do pomiaru i ostatecznie raczej źle zmierzyłem ten ekstrakt, co ujawniło się dopiero po dwóch tygodniach.

Ogólne zamieszanie z czasem prowadziło do przeciągania niemal wszystkich procesów. Na dodatek, jako początkujący, nie miałem pojęcia czym będą skutkowały moje potknięcia. Obawiałem się więc, że każda nieplanowana minuta podgrzewania, gotowania, chłodzenia itd. prowadzi do zepsucia piwa. Czułem się trochę jakbym pracował z zamkniętymi oczami, gdyż de facto cokolwiek na temat efektu mogłem powiedzieć dopiero po kilku tygodniach. Musiałem więc trwać na posterunku i robić swoje z nadzieją, że będzie dobrze.

Fermentacja

Po uwarzeniu piwo odstawia się na 7-10 dni fermentacji burzliwej, podczas której bulgocząca rurka odpowietrzająca informuje o zachodzących w fermentorze procesach. W tym miejscu dodawałem dla smaku chmiel Citra. Następnie kolejny tydzień, 10 dni trwała fermentacja cicha. W międzyczasie zmierzyłem brzeczkę drugi raz balingomierzem i okazało się, że stężenie cukru jest za wysokie. Było więc ryzyko, że po butelkowaniu piwo będzie dalej fermentowało, co mogło prowadzić do wybuchających butelek, tzw. „granatów”.

Balingomierz. Niestety nie zaprzyjaźniliśmy się.

Balingomierz. Niestety nie zaprzyjaźniliśmy się.

Pozostałość po drożdżach z fermentacji burzliwej.

Pozostałość po drożdżach z fermentacji burzliwej. Trzeba przyznać, że prezentują się malowniczo.

Nie mogłem dłużej czekać, a stężenie cukru już nie spadało, więc zdecydowałem się na butelkowanie. I tutaj nie obyło się bez problemów. Okazało się, że czyste butelki do piwa to produkt sezonowy i musiałem je sprowadzać przez internet (kolejne dwa dni opóźnienia). Przy kapslowaniu obawiałem się natomiast, że kapslownica Greta utnie szyjkę butelki (wiele osób się na to skarżyło).

Na szczęście dalej poszło już z górki. Piwo z powodzeniem zabutelkowałem, nic nie wybuchło i po kilku tygodniach zabrałem się za degustację.

Nawet nowe butelki trzeba zdezynfekować.

Nawet nowe butelki trzeba zdezynfekować.

Kapslowanie. Od lewej kapsel przed zaciśnięciem, kapsel po zaciśnięciu i tradycyjna zawleczka.

Kapslowanie. Od lewej kapsel przed zaciśnięciem, kapsel po zaciśnięciu i tradycyjna zawleczka. Na stole leży kapslownica Greta.

Efekt

Zacznę od tego, że wypicie własnego piwa to niesamowita przyjemność. Już sam ten fakt dodawał mojemu piwu sporo do pozytywnej oceny. Niestety po pierwszym nalaniu tego piwa wyszło na jaw, że piana jest raczej kiepskiej jakości i szybko opada. Miałem też wrażenie, że goryczka jest w górnej granicy moich preferencji. Poza tym mój american dry stout przypadł mi do gustu. Jest zdecydowanie inny niż znane mi, popularne piwa.

Byłem umówiony z Tomkiem, że zrecenzuje moje piwo. Gdyby nie to, pewnie nie wymyślałbym dla niego nazwy i nie robił etykiety, ale skoro miało być oceniane, należało się postarać. Nazwą chciałem nawiązać do moich zainteresowań i charakteru bloga. Pierwszym typem był „Sekundant”, ale ostatecznie padło na „Słowo Honoru”. Butelkę z etykietą możecie zobaczyć poniżej.

Etykiety - "Słowo Honoru".

Etykiety – „Słowo Honoru”.

Pełen obaw o ocenę pojechałem do Tomka. Byłem przygotowany na najgorsze. Okazało się, że faktycznie Tomek skrytykował wygląd mojego piwa, ale smak bardzo przypadł mu do gustu. Na szczęście moje potknięcia wpłynęły tylko na mętność i pianę, ale smaku nie zepsuły. Byłem więcej niż uradowany! Przy tej okazji Tomek przeprowadził ze mną krótką rozmowę, a jej zapis możecie zobaczyć na poniższym filmie. Polecam!

Kilka refleksji i rad dla początkujących

Na koniec podkreślę, że mimo sporego nakładu energii jestem więcej niż zadowolony z całej pracy, której piwo jest najlepszym efektem. Jak zwykle potwierdza się teza, że nie ma to jak zrobić coś własnymi rękami! Do moich umiejętności z dumą mogę teraz dodać umiejętność warzenia piwa.

Popełniłem jednak wiele błędów i wiem już, że zlekceważyłem to zadanie. Powinienem był przygotować się o wiele lepiej. Oglądanie video poradników i czytanie przepisów to za mało. Powinienem był przygotować szczegółową listę czynności i zastanowić się czego ona nie obejmuje. Na przykład błahe pytanie jak mierzyć temperaturę brzeczki stało się podczas warzenia sporym dylematem.

Odpowiadając więc na postawione wcześniej pytania powiem, że można uwarzyć dobre piwo w domu i amator da sobie z tym radę, ale oszczędzi sobie mnóstwo stresu dopiero gdy podejdzie do tego zadania na poważnie.

Warto spróbować! Polecam!

Podejrzewam, że jest wśród nas przynajmniej kilku domowych piwowarów. Ciekaw jestem czy mieliście podobne problemy.

<<Zobacz też: Gentleman i alkohol – o piciu z klasą>>

Dumny.

Dumny.