W międzywojniu do towarzyskich spotkań było wiele okazji, których dzisiaj niemal już nie praktykujemy: bale, rauty, wyjścia do teatrów czy opery, wystawne przyjęcia itd. Panujące tam zwyczaje coraz rzadziej mogą nam się przydać. Jest jednak forma, która całkiem dobrze ma się również dzisiaj. To spotkania ze znajomymi przy kawce lub herbatce we własnym domu. Sprawdźcie sami, jak dużo/mało się zmieniło przez ostatnie sto lat.
Niezobowiązująca herbatka
Herbatki (dzisiaj chyba częściej nazywane „kawkami”) miały tę zaletę, że odbywały się w dość nieformalnej atmosferze. Nie wymagały szczególnie eleganckiego stroju i pozwalały na swobodniejsze zachowania. Korzystali z tego zarówno gospodarze, jak i goście. Pan i pani domu nie musieli się martwić o wystawną kolację, wspaniałe torty i drogie alkohole. Natomiast odwiedzający mogli prowadzić luźne rozmowy w wybranym przez siebie kółku i wyjść gdy tylko się znudzą.
Z moich doświadczeń wynika, że to najwygodniejsza forma spotkania we własnym domu również dzisiaj. Można zaprosić tylko wybranych znajomych. Nikt się bowiem nie obrazi za pominięcie go, bo przecież żadnej ważnej okazji nie ma. Zapewnienie poczęstunku to małe zmartwienie. Goście nie muszą się przejmować upominkami dla gospodarzy, a całe spotkanie z pewnością skończy się o przyzwoitej godzinie.
<<Zobacz też: Mowa ciała w trakcie rozmowy>>
Zaproszenia
Oczywiście w świecie tak dokładnie określonym różnymi zasadami, jakim była II Rzeczpospolita, powyższe nie wystarczy do scharakteryzowania tych herbatek. Ważny był już sam sposób zapraszania. Odbywało się to na dwa sposoby. Większość z domów miała ustalone dany dzień w tygodniu i godzinę, o której przyjmowało się odwiedzających. Był to moment na składanie kurtuazyjnych wizyt, przedstawianie się, okazywanie wdzięczności za przysługi itp. Takie odwiedziny były bardziej sformalizowane i trwały ok. 15 minut. Mieczysław Rościszewski nawet dookreślał tę długość względem miesiąca roku:
W styczniu wizyty trwają około dziesięciu minut; w innych miesiącach od piętnastu do dwudziestu.
Na tych wizytach pijano oczywiście herbatę, ale odbywały się też bardziej zaplanowane spotkania, specjalnie dla zaproszonych imiennie gości. Ponieważ herbatka była nieformalnym wydarzeniem, jako zaproszenie wystarczył bilet wizytowy pani domu, z adnotacją w stylu: „Będzie nam bardzo miło mieć Państwa na skromnej herbatce dnia … o godz. … . Zapraszano też osobiście lub telefonicznie. Dzisiaj nie mamy już domów otwartych w danych godzinach, ale forma zaproszeń niewiele się zmieniła. Może jedynie używamy mniej uprzejmych formułek.
<<Zobacz też: Sztuka pisania tradycyjnych listów – epistolografia>>
Miejsca
Ze względu na ich charakter, herbatki podawano w salonie lub gabinecie. Tylko w wypadku gdy nie posiadało się salonu, można było gości wprowadzić do jadalni. Chodziło o to, że stół i krzesła zbyt formalizowały spotkanie i utrudniały swobodne poruszanie się odwiedzających. W salonie zajmowało się kanapy, fotele i krzesła, a jedzenie i napoje stawiało na licznych stoliczkach. Co więcej, nie trzeba było się martwić o miejsce do siedzenia dla każdego z odwiedzających. W końcu młodzi i silni mężczyźni mogli sobie spokojnie stać, a i tak rotacja gości uniemożliwiała przewidzenie dokładnej liczby potrzebnych siedzeń.
Powyższym dzisiaj też nie bardzo się przejmujemy. Zresztą zawsze można znaleźć jakąś poduchę albo ścisnąć się na kanapie. Jednak czy myślimy o tym gdzie kto powinien usiąść? W międzywojniu zwyczajowo pan domu siadał plecami do okna, czy innego źródła światła, a gość naprzeciw niego. Dawało to układ niemal jak w gabinecie, gdzie do gospodarza przychodził petent. Pani domu była natomiast bardziej otwarta i odwiedzającą ją przyjaciółkę sadzała obok siebie na kanapie. Oczywiście z mężczyzną by tak nie postąpiła, a w cztery oczy nawet by się z nim nie spotkała.
Bardziej oczywiste będzie dla nas to, że osobom starszym i kobietom w ciąży ustępuje się najlepsze miejsca na fotelach lub kanapie. Mam wrażenie też, że dzisiaj poszliśmy w takim kierunku, że gospodarz zajmie miejsce ostatni i w ogóle nie będzie baczył na własną wygodę.
<<Zobacz też: Travellers Club – w jednym z najstarszych klubów gentlemanów>>
Odwiedzający
Goście przychodzili oczywiście punktualnie. Spóźniać się bardzo było i jest nieładnie, ale przychodzenie za wcześnie to rzecz niedopuszczalna. Powinniśmy zawsze pamiętać, że gospodarze mogą szykować wszystko na ostatnią chwilę.
Chociaż była to okazja nieformalna, stroje musiały być nienaganne. Dzisiaj wystarczyłby tak zwany styl „smart casual”, czyli koszula, marynarka i klasyczne spodnie, a i tak chętnie zrezygnujemy z marynarek, a nawet koszul. W międzywojniu natomiast nawet na herbatkach preferowano garnitur.
Ciekawą sprawą będą buty i to nie to, jakie założyć, ale czy je zdjąć? W podręcznikach przedwojennych trudno będzie to takie rady, gdyż raczej nikomu nie przychodziło do głowy zdejmowanie obuwia, ale dzisiaj to nie jest takie oczywiste. Zwłaszcza w Polsce, gdyż w innych krajach wręcz gospodarz może się obruszyć na widok skarpet gości. Ogółem butów nie zdejmujemy i jako gospodarze przygotowujemy się na to, że będzie co sprzątać. Ale jeśli w domu są małe dzieci, które siłą rzeczy spędzają sporo czasu na podłodze, polecam zapytać czy buty zdjąć. Dotyczy to szczególnie okresów, gdy na dworze jest mokro mi można by przypadkiem nabrudzić w domu.
<<Zobacz też: Punktualność ma znaczenie>>
Zwierzęta i dzieci
Dochodzimy do kontrowersyjnej kwestii: czy można zabrać ze sobą pieska, kotka albo własne dziecko? W dwudziestoleciu międzywojennym zdecydowanie odradzano zabieranie ze sobą wszelkich zwierząt. Dzisiaj wielu z nas toleruje takich gości, a pewnie jeszcze więcej osób traktuje swojego zwierzaka jak członka rodziny. Choćby jednak nie wiem jak bardzo się go kochało, koniecznie należy zapytać o pozwolenie gospodarza i bacznie uważać na jego reakcje. To bowiem że się zgodził, nie oznacza jeszcze, że będzie cieszył się z obecności Waszych pupili. Co więcej, ktoś w domu może mieć uczulenie na sierść i tylko narobilibyście mu kłopotów.
Z dziećmi sprawa jest bardziej skomplikowana. Rościszewski pisał:
Dzieci o tyle tylko towarzyszą matkom na wizyty, o ile mają rówieśników w domu, z którymi bawią się w sąsiednim pokoju. Wprowadza się je do salonu jedynie tylko na wyraźne żądanie którego z gości. Kłaniają się, powiedzą jakie słówko i odchodzą.
O ile ostatnie zdanie nasuwa skojarzenia z małpkami w zoo, to warto mieć na uwadze zdanie pierwsze. Zwłaszcza małe dzieci mogą się strasznie nudzić, jeśli w okolicy nie ma nikogo, z kim mogłyby się pobawić, a to z kolei utrudni wszystkim rozmowę. Zwłaszcza młodzi ludzie, którzy jeszcze nie planują potomstwa, albo nawet starsi, którzy nie chcą go mieć, mogą czuć się niekomfortowo, jeśli przyprowadzicie swoje pociechy. Niemniej wydaje mi się, że obecnie jesteśmy całkiem otwarci na dzieci w każdym wieku i kwestia zabierania dzieci to problem marginalny.
<<Zobacz też: Do ojców>>
Kawa czy herbata?
Choć istotą herbatek były (i są!) rozmowy, niezwykle istotną kwestię stanowił poczęstunek. Jedną z ważniejszych różnic między spotkaniami dzisiaj i sto lat temu jest obecność służby w międzywojniu. W kilka minut po wejściu gości, służba wnosiła na tacach filiżanki z herbatą i ciastka. Dbano o to, by zastawa była możliwie prosta i klasyczna, bez zbędnych upiększeń. Unikano szkła i podawano napoje w porcelanowych lub fajansowych filiżankach. Tylko przy liczniejszej grupie gości podawano napoje w dzbankach, a pani domu lub najstarsza córka rozlewała je do filiżanek gości.
Do herbaty i kawy podawano osobno ciastka, herbatniki i owoce. Nie podawano pieczywa i masła. Unikano też tortów, chyba że był to wypiek pani domu czy córki i od razu pokrojony na porcje.
Młode panny zajmują się napełnianiem filiżanek. Jedna z nich podaje filiżankę pełną bez serwetki, trzymając w drugiej ręce cukiernicę ze szczypczykami, – inne panienki częstują mlekiem, śmietanką, ciastkami, tartinkami z szynką, z pasztetem, sardelami, jajkiem siekanem, kawiorem i t. p. W kubkach kryształowych, wstawionych w ażurowe srebrne półkubki z uszkiem, podaje się poncz, wino, piwo, likiery, głównie wtedy, gdy są mężczyźni. Często herbata stanowi jedynie pretekst i zamienia się na prawdziwy wieczorek.
Dzisiaj jest podobnie. Pewnie każdemu z nas zdarzyło się, że popołudniowa kawka była na tyle przyjemna, że przeciągnęła się do wieczora. Później w szafce znalazło się jakieś wino, a w lodówce coś do przegryzienia. Nawet w międzywojniu mogło się to skończyć tańcami.
Na marginesie dodam radę dla osób nie pijących kawy z mlekiem – jeśli gość prosi o kawę z mlekiem (nie śmietanką!), a mleko nalewa się samemu wedle uznania, należy do filiżanki nalać tylko 2/3 kawy. W przeciwnym razie gość będzie najpierw musiał upić czarnej kawy, żeby zrobić miejsce na mleko. To jedna z częściej popełnianych gaf na dzisiejszych herbatkach.
<<Zobacz też: Parę słów o piciu kawy – z lekką nutką dekadencji>>
Urok herbatek
Cała przyjemność tych spotkań polegała właśnie na nieangażującej formie. To oczywiście nie oznaczało, że można było sobie towarzysko „luzować”. Gospodarz powinien poświęcić choć chwilę każdemu z gości, a wszyscy musieli pamiętać o zwyczajnej grzeczności. Czy należy się dziwić, że herbatki przetrwały do dzisiaj? Raczej nie. Przecież to sama przyjemność!
Na koniec przykład niezobowiązującej rozmowy na takiej herbatce (oczywiście z poradnika Rościszewskiego, a jakżeby inaczej!):
– Filiżanką herbaty mogę służyć?
– Z cukrem?
– Może śmietanki?
– Proszę, oto arak i cytryna.
– A może ciasta?
– Pieczywo mojej córki!
– Ach tak? Proszę. Wyborne!…
– Może jeszcze?
– O nie! Dziękuję!
Arak – aromatyczny azjatycki napój alkoholowy (zawartość alkoholu pomiędzy 40% a 80%), o smaku anyżowym. (źr. Wikipedia)
Źródła:
Maria z Colonna Walewskich Wielopolska, Obyczaje towarzyskie, Lwów 1938.
Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich. Kodeks wypróbowanych przepisów, porad i wskazówek, Lwów – Złoczów 1905.
Mieczysław Rościszewski, Zwyczaje towarzyskie. Podręcznik praktyczny dla pań i panów, Warszawa 1928.
Zdecydowanie warto zwrócić uwagę na obecność dzieci i zwierząt, idąc w gości.
Kwestia uczestnictwa dzieci i zwierzat w spotkaniach doroslych budzi moj sprzeciw.
O dzieciach na przyjęciu napisał dziś dr Stanisław Krajski – http://krajski.wordpress.com/2013/11/27/gdy-goscie-nie-pilnuja-swoich-dzieci/
No proszę! Czyli temat jest na czasie. Zresztą dość kontrowersyjny zważywszy na dyskusję, jaką wywołał na profilu na Facebooku.
Nie cierpię, gdy dziecko gryzie nogę gościa a drugie drze się wniebogłosy a rodzice siedzą, nic nie robią, nie reagują, bo wkońcu wychowują dzieci na liderów i nie chcą ich stresować- koszmar 😉
Jako chłopiec zawsze lubiłem iść „w gości” z Rodzicami, zwłaszcza jednak gdy były inne dzieci. Wówczas bawiliśmy się w innym pokoju i nie było problemu. Chętnie bym wrócił do tych dziecięcych lat… A co do mojego stanu obecnego – jako gospodarz sam się krzątam wśród gości jako Pan Domu służąc nalewaniem kawki, herbatki i wszelkim szykowaniem. Dawniej była to rzecz nie do pomyślenia, jeśli się nie mylę jedyne co Pan Domu zwykł robić to „polewanie” trunków.
Brak służby wiele z dawnych obyczajów zmienił. Mamy trochę więcej obowiązków, ale to nie znaczy, że jest to nieeleganckie.
W odpowiedzi do uzytkownika LoS.
Wlasnie takie sytuacje mam na mysli. Tzw. bezstresowe wychowanie prowadzi do tego, ze dzieci nie wiedza gdzie sa granice i przez to wchodza doroslym na glowe. Nie lubie tez kiedy rodzice tlumacza nieodpowiednie zachowanie swojego dziecka slowami iz ,,to tylko dziecko”. Kiedys to dziecko stanie sie osoba dorosla, bedzie przebywalo wsrod ludzi i nie bedzie juz miejsca na tego typu usprawiedliwienia, a zle zachowania beda utrwalone gdyz nie zostaly skorygowane w dziecinstwie.
Jako ojciec trójki dzieci podpisuję się wszystkimi kończynami pod tym co napisał pan Rościszewski o zabieraniu swych pociech w gości 🙂
Witam. Przyjemny artykuł, lecz z jednym nie mogę się zgodzić. Moim zdaniem buty należy zawsze zdejmować, a wchodzenie w nich to objaw buractwa. Więdzac, że będziemy w gości warto przemyć nogi po całym dniu i założyć nowe, stonowane i długie skarpetki przed wyjsciem z domu. Gospodarz też powinnien mieć obowiązek zapewnienia kapci gościom, i gdy proponuje- w moim odczuciu nie powinniśmy odmawiać. Dlaczego trzeba zdejmować buty ? Po pierwsze nasza polska aura ze sniegiem, błotem i solą przede wszystkim, która niszczy wszystko. Po drugie dla mnie to taki wyraz pogardy, zdepczę Twój dom w butach bo nie szanuję Cię i… Czytaj więcej »
Ja też pozwolę sobie odkopać, aby zauważyć, że jako czytelnik cieszę się, że ktoś to jednak napisał. 🙂 Inaczej stanąłbym przed dylematem: odkopywać czy nie? 😉