Seria filmów o Jamesie Bondzie długo pracowała by ten agent kojarzył się z prawdziwym gentlemanem. Sprawdźmy co z tym wizerunkiem zrobiły lata 90. i piąty odtwórca roli 007.

 

Artykuł powstaje dzięki wsparciu Patronów.

Często można usłyszeć opinię, że James Bond to przykład filmowego gentlemana. Postanowiłem nie brać tego na wiarę i drobiazgowo sprawdzić całą serię. W poprzednich odsłonach przyjrzeliśmy się kreacjom Seana Connery’ego, George’a Lazenby, Rogera Moora i Timothy Daltona. Niektórzy z nich wypadli zaiste wyśmienicie, kiedy innym sporo brakowało do miana mężczyzny z klasą.

Tym razem na celownik bierzemy piątego odtwórcę roli 007, Pierce’a Brosnana, który wcielił się w postać Bonda cztery razy, w: GoldenEye (1995), Jutro nie umiera nigdy (1997), Świat to za mało (1999) oraz Śmierć nadejdzie jutro (2002). Te odsłony przypadły na połowę lat 90. i pierwsze lata XXI wieku. Był to specyficzny okres z historii męskiej elegancji oraz podejścia do idei bycia gentlemanem, co zresztą dobrze widać w omawianych produkcjach filmowych.

W naszej analizie odpowiadamy na główne pytanie: czy James Bond, w tym wypadku odgrywany przez Pierce’a Brosnsana, może uchodzić za wzór gentlemana? Do tej pory zastrzegałem, że mówimy o starszych filmach, lecz rozpatrujemy je w kontekście dzisiejszych zasad. Tym razem jednak nie skorzystam z tej zasłony. Lata 90. to młodość większości z nas i to wtedy szukaliśmy inspiracji do kształtowania siebie samych. Przykładanie współczesnej miary uznaję więc za uzasadnione.

Seria

Zacznijmy od paru słów o samych filmach. Wiele wskazuje na to, że lata 80. były dla producentów kłopotliwe, a spadki zysków z produkcji z Timothym Daltonem pchnęły ich do przemyślania koncepcji całej serii. Najwyraźniej doszli do wniosku, że seria potrzebuje więcej widowiskowych efektów specjalnych i mniej psychologii postaci. Widać to wyraźnie w samych filmach, gdzie postać Bonda jest najpłytsza z dotychczasowych, a w zamian nastąpił wieli powrót gadżetów rodem z odsłon z Moorem i atrakcyjnych pań, jakich nie brakowało u boku Connery’ego.

Z tego też względu ocena postaci jest dla mnie trudniejsza niż poprzednio, ale przy okazji prowadzi to do ciekawych wniosków.

Charakter

Tradycyjnie przyjrzymy się najpierw charakterowi Bonda. Co można o nim powiedzieć? Chyba najlepiej opisze go słowo „nijaki”. Trudno znaleźć jakąkolwiek zaletę. Nie jest solidny, ani profesjonalny. Co najwyżej odważny, czy raczej brawurowy. Na siłę można by uznać, że jest gotów do poświęceń dla kraju, ale częściej miałem wrażenie, że prowadzi prywatne akcje na własnych zasadach, które szczęśliwym trafem kończyły się dobrze dla korony. Choć trzeba mu oddać, że podczas czternastu miesięcy więzienia i tortur nie zdradził ojczyzny [Śmierć nadejdzie jutro].

Zna parę języków, ale rosyjskim nadal posługuje się bardzo twardo [Świat to za mało]. Doskonale jeździ na nartach i potrafi władać bronią białą. W Śmierć nadejdzie jutro podejmuje rękawicę rzuconą mu przez pewnego milionera i dochodzi do pojedynku na szable angielskie. Zasada „do pierwszej krwi z torsu” jest zgodna z kodeksem honorowym. Można by mu tutaj dać plusa za wiedzę z tego zakresu, ale po chwili gentlemańska walka przeradza się w zwykłą naparzankę bez zasad. Równie dobrze można by im wręczyć siekiery lub maczugi. Chociaż podają sobie ręce po skończonej walce.

Jedną z bardziej wyrazistych cech Bonda jest poczucie humoru. To co za czasów Moora było zaletą 007, u Brosnana jest łopatą kopiącą bunkier, w którym miałoby się ochotę go schować. Tym żarcikom słownym nie tylko brakuje polotu, one są po prostu żenujące, niczym żarty stereotypowego wujka, którego cała rodzina się wstydzi. Swoje dno osiągnął w Świat to za mało, gdy jego znajoma o imieniu Gwiazdka (sic!) mówi Jak nie odzyskam plutonu, to dam dupy” Bond odpowiada „Wszystko w swoim czasie”. Natomiast pod koniec filmu, spędzając już ostatnie dni grudnia w Turcji, do tejże znajomej mówi: „Zawsze chciałem zaliczyć Gwiazdkę w Turcji”.

Nic więc dziwnego, że sama M określiła go dosadnie: „Dla mnie jesteś szowinistą. Reliktem z czasów zimnej wojny.” [GoldenEye]. A inna agentka: „Ma licencję 00, szaleniec, w trudnej sytuacji zdziała jak zapalnik, zagrażając sobie i innym. Najpierw zabija, potem zadaje pytania. To taran, który ma prowokować i walczyć. Jako mężczyzna unika bliskości. Kobieciarz” [Śmierć nadejdzie jutro]. Tak też możemy go podsumować.

Wizerunek

Pod względem charakteru okazał się niestety nieciekawy, a jak było pod względem wizerunku? Tutaj też nie znajdziemy wzoru do naśladowania, ale za to możemy przyjrzeć się zmianom, które sprawiły, że w okolicach 2010 roku musiały się pojawić blogi uczące młodych mężczyzn czym faktycznie jest męska elegancja.

Bond chodzi często poprawnie ubrany, ale zazwyczaj nieciekawie i z pewnymi wpadkami. W oczy rzucają się podstawowe zmiany: garnitury są mniej dopasowane z nieco zbyt długimi rękawami i na trzy guziki, zresztą zazwyczaj rozpięte. I choć nie ma tu karykatury, daleko im do czasów świetności serii. Poszetki zdarzają się coraz rzadziej zarówno u 007, jak i innych bohaterów. Zazwyczaj wybiera odcienie szarości: grafit, w przypadku zestawów formalnych i popiel, na ciepłe dni. Koszule są przeważnie niebieskie lub błękitne i dość obszerne. Natomiast krawaty nieciekawie zlewają się z całością. Kolorystycznie więc Bond wypada bez polotu.

Niestety brakuje lepszego ujęcia.

Raz widzimy go w ciekawej dwurzędowej marynarce klubowej, ale jest rozpięta, co nadaje mu bardziej bylejakości niż luzu. Bond zresztą często chodzi w koszulach rozpiętych, niekiedy przesadnie, prezentując bujne owłosienie klatki piersiowej i brzucha. Szczytem było pojawienie się w piżamie, całkiem rozpiętej, w eleganckim hotelu. Z jakiegoś powodu nie pomyślał by chociaż tych kilka guzików zapiąć, żeby nieco mniej zwracać na siebie uwagę [Śmierć nadejdzie jutro].

W tych filmach ewidentnie widać akcent kładziony na zarośniętą klatę piersiową Brosnana. To nie może być przypadek.

Pojawia się kilka razy w tradycyjnym już dla serii smokingu, ale zazwyczaj bez kamizelki czy pasa hiszpańskiego, które są wymagane w tym stroju. Na domiar złego stale chodzi z jednym zegarkiem na ręku. Chwaliłoby się to z uwagi na wdrażanie minimalizmu, ale jest to zegarek roboczy na bransolecie, który tylko psuł stylizacje formalne i przyciągał oczy. Nawet jeśli to Omega Seamaster, nie nadaje się na uroczyste okazje.

Nie wiem jak można było wpaść na pomysł by założyć takie okulary do smokingu.

Ten zegarek widzimy w każdej odsłonie z Brosnanem.

W nieformalnych zestawach wypada jeszcze słabiej. Można by mieć nadzieję, że świetnie uszyte garnitury zostaną zastąpione najwyższej klasy strojami nieformalnymi, ale i tu nie ma niczego do zaproponowania. Ogółem, jeśli chciałbyś się ubierać jak 007 Brosnana wypadniesz przyzwoicie, czasem pokażesz się w fajnym golfie czy przyciągającej oko dyplomatce, ale raczej nie zostaniesz zapamiętany ze względu na strój.

 

Relacje z kobietami

Jak natomiast wypada w relacjach z innymi ludźmi? Tutaj nie dowiadujemy się niczego szczególnego w kontaktach z mężczyznami. Musimy więc skupić się wyłącznie na kobietach. Na pierwszy rzut oka Bond jest po prostu seksistowskim macho, nastawionym na uwodzenie wszystkich atrakcyjnych kobiet w okolicy. Nie zaskakuje to jednak, bo znamy tę cechę z odsłon z Connerym i Moorem. Bond Brosnana również uwodzi nieznajome, kobiety związane z wrogiem, jak i pracownice agencji, w której pracuje. Nie jest jednak przy tym szczególnie uwodzicielski, więc musimy niestety na wiarę przyjmować, że jest w nim coś, co przyciąga jego kochanki. Może chodzi o zapach?

Tylko raz widzimy scenę, w której 007 odmawia zostania na noc z piękną kobietą, co jest nieco dziwne, bo chwilę później i tak się z nią przesypia. Ciekawą relację prezentuje natomiast ze swoją miłością z dawnych lat. Rozmawia z nią zwyczajnie, stara się ją otoczyć opieką i wcale sam nie wskakuje jej do łóżka. Ten związek jest silnym kontrastem na tle pozostałych, ale jego wyróżnikiem jest normalność lub pewien znany nam z życia standard, a nie jakieś szczególnie wyszukane zachowania. Niestety na więcej go nie stać.

Czy James Bond Jest gentlemanem?

Przyszła pora, żeby wydać wyrok. Nie będzie tu zaskoczenia. James Bond w wykonaniu Pierce’a Brosnana jest słabym wzorem do naśladowania. O jego charakterze wiemy bardzo mało, a to co wiemy nie działa na jego korzyć. Zwłaszcza te kiepskie żarty. Wizerunkowo jest co najwyżej poprawny. Nawet dzisiaj wyglądałby lepiej niż wielu mężczyzn starających się ubrać elegancko. Ale zdecydowanie nie była to chodząca reklama klasycznego wizerunku. W relacjach z kobietami nie zalicza tak dramatycznych wpadek jak Connery czy Moore w pierwszych filmach, ale też nie ma momentów, w których błyszczy.

Podsumowując 007 jest nijaki na każdym polu. To wielka szkoda, bo poprzednik Brosnana stworzył wreszcie wiarygodną postać, którą można było otoczyć ciekawszymi wydarzeniami. Postać poszła jednak do kosza, a seria wróciła do stylu odsłon z początku lat 70. Dostrzegam tu pewną sinusoidę.

Ewidentnie w drugiej połowie lat 90. twórcom nie zależało na utrzymaniu wizerunku gentlemana przez Bonda. Z drugiej strony nadal pojawiają się tu garnitury, będące już przecież symbolem mężczyzn z klasą, kluby gentlemanów, smokingi, kawior i drogie szampany. Te wszystkie niuanse tylko podnoszą nasze oczekiwania wobec głównego bohatera, który niestety nie udźwignął tej presji.

Odpowiedź

W poprzednich odsłonach tej analizy rozbijałem ocenę na różne pola aktywności Bonda, ale tym razem nie jest to konieczne. Zdecydowanie nie można tego agenta nazwać gentlemanem, ani dawać za wzór do naśladowania. Nie jest to nawet postać, którą chciałoby się spotkać w życiu.

Zgadzasz się z moją oceną, czy byłem zbyt surowy? Napisz koniecznie w komentarzu.

Już wydawało się, że seria zmierza w bardziej gentlemańskie rejony, a tu spotkał nas zwrot o 180 stopni. Ciekawe jak wypadną filmy z Danielem Craigiem.

Jeśli podobają Ci się moje produkcje, będzie mi bardzo miło jeśli polecisz je znajomym. Możesz też mnie wesprzeć na Patronite. Zachęcam też do zakupu mojej książki „Charakter”, który jest przewodnikiem prawdziwego mężczyzny z klasą.

Pozdrawiam i trzymajcie klasę!

James Bond powróci w wykonaniu Daniela Craiga.