Zgodzicie się ze mną, że mężczyzna z klasą powinien panować nad swoim językiem, prawda? To nie jest jednak takie proste, gdy przyzwyczajeni jesteśmy do rynsztokowego słownictwa naszego otoczenia. Na szczęście można nad tym u siebie pracować i osiągać dobre efekty.
Dlaczego przeklinamy?
Znacie ten dowcip, w którym przedstawiciele różnych nacji kolejno podziwiają jakiś cud natury, w stylu wodospadu Niagara, i wyłącznie Polak nie znajduje wzniosłych słów, tylko przeklina jak szewc, żeby wyrazić jak bardzo podoba mu się ten widok?
Interesujące, że niektórzy są dumni z naszego polskiego przeklinania i nawet chwalą się, że nasz język ma niebywały zasób wulgaryzmów. Te osoby muszę zasmucić, bo zarówno pod względem liczby słów, jak i częstotliwości ich wykorzystania jesteśmy podobni do innych narodów. Wszyscy klniemy zarówno w mowie codziennej, chwilach złości i przy krytyce innych. Niestety wiele osób uważa, że przeklinanie jest męskie i dodaje powagi. Nie, nie jest i nie dodaje.
Uważam, że mężczyzna z klasą, musi panować nad swoim językiem, a stosowanie wulgaryzmów to objaw słabości, utraty kontroli nad sobą. Opanowanie samokontroli jest natomiast jak najbardziej męskie i dodaje powagi.
Jak nas widzą
Często jesteśmy tak obyci z przekleństwami, że nie zastanawiamy się nawet czy używanie ich jest na miejscu. Kiedy klną wszyscy wokół, w transporcie miejskim, na chodnikach, spotkaniach towarzyskich, czy nawet w pracy uznajemy to za coś normalnego. Kiedyś byłem nawet świadkiem jak pewien znany pseudocoach na swoim wystąpieniu przed biznesową publiką przeklinał by dodać sobie luzackiego charakteru. A jednak zazwyczaj większość osób potrafi się powstrzymać w obliczu szefa, babci czy księdza, ale już przy kolegach, dziewczynie czy w miejscach publicznych jest znacznie gorzej.
A przecież ludzie oceniają się wzajemnie również pod kątem używanego słownictwa. Wszyscy dobrze wiemy z kim kojarzy się wulgarny język: od ludzi niedojrzałych, przez zwyczajnie niewychowanych, po podejrzanych. Co więcej, u wielu osób przekleństwa wzbudzają lęk, niechęć i nawet agresję. Pytanie zatem czy chcielibyście być kojarzeni z powyższymi modelami i wzbudzać wymienione uczucia w swoim otoczeniu? Mężczyzna z klasą by nie chciał.
Wyznaczenie celu i diagnoza
Sam też kiedyś sporo przeklinałem, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mi to już nie pasuje. Że nie pasuje to do wizerunku, z jakim się utożsamiam i jaki chciałbym budować.
Poświęć chwilę by zastanowić się jak chcesz być postrzegany przez innych. Zakładam, że odbiorcy Czasu Gentlemanów w większości będą dążyli do bycia mężczyznami dojrzałymi, pewnymi siebie i godnymi szacunku. Jeśli tak właśnie jest, należałoby przyjrzeć się swojemu słownictwu. Praca na tym polu jest równie ważna jak praca nad swoimi gestami czy wyglądem.
Zależnie od sytuacji, w której przeklinamy, będziemy szukać nieco innych rozwiązań.
Przekleństwa w języku codziennym
Często trudno zauważyć nawet, że przeklinamy w mowie codziennej. Wiele wulgaryzmów wydaje nam się tylko kolokwialnym słownictwem, niczym złym. Nie rusza nas „dupa”, wszystko jest „zajebiste” albo „popieprzone”. (No właśnie, czy Waszym zdaniem „zajebisty” to wciąż przekleństwo?) Czasem wymsknie nam się coś mocniejszego, ale przecież „każdemu może się to zdarzyć”. Takie przeklinanie uznajemy za tak głęboko zakorzenione w nas, że wydaje się niemożliwe do wyplenienia. Do czasu, aż spróbujemy to zwalczyć.
W tym wypadku niezbędna będzie świadomość używanego słownictwa. Kontrolę zaczynamy od obserwacji jak sami mówimy. Na szczęście przed każdym wypowiedzianym słowem mamy uchwytny ułamek sekundy między myślą, a wypowiedzią. To tutaj musimy się zatrzymać i „ugryźć w język”. Kiedyś myślałem, że jest to niewykonalna praca, ale odkąd sam zacząłem kontrolę własnej mowy wiem, że, choć trudna, jest w moim zasięgu i pozwala na osiąganie pożądanych wyników.
Bardzo ważne będzie też rozwijanie swojego słownictwa. Wszystko jest dla nas „zajebiste”, bo po prostu nie potrafimy opisywać naszych wrażeń i emocji. A przecież rzeczy piękne mogą być elektryzujące, porywające, wspaniałe, inspirujące, bajeczne… Zresztą w słownikach synonimów znajdziecie ponad 300 (!) odpowiedników słowa „piękny”. Tutaj bardzo przydaje się czytanie książek. Ważne będzie też szukanie towarzystwa osób potrafiących przeprowadzić żywą dyskusję bez rzucenia mięsem i ograniczać kontakt, z tymi co tego nie potrafią.
Przekleństwa w krytyce
Najgorszą formą przeklinania jest używanie inwektyw pod adresem innych osób. Nawet jeśli są to ludzie zasługujący na podłe miano, używanie niskich słów będzie źle świadczyło o nas samych.
Świetną alternatywę podsuwają nam małe dzieci, które jeszcze uchroniły się przed standardowymi przekleństwami. One też się złoszczą i próbują to wyrazić słownie, ale korzystają ze słów im dostępnych. My również potrafimy ostro dopiec komuś nie używając nawet jednego niekulturalnego słowa. Obelga, która trafia w czułe punkty i obnaża czyjeś podłości, będzie o wiele bardziej dotkliwa niż zwykły wulgaryzm, a przynajmniej będzie lepiej świadczyła jej o autorze.
Rzecz jasna i tutaj pojawia się konieczność rozwijania swojego zasobu słów. Przyda się też kontrola własnych emocji.
Przekleństwa w złości
Trudniej jest zapanować nad swoim językiem kiedy zostaniemy doprowadzeni do szewskiej pasji albo po prostu przeleje się czara goryczy. Czy to ktoś nas mocno zdenerwował, czy w nocy nadepnęliśmy gołą stopą na klocek lego, czy po prostu coś nas niemiło zaskoczyło, zawsze pojawia się wówczas chęć odreagowania wiązanką jakichś soczystych słów.
W takich sytuacjach niezbędna będzie umiejętność panowania nad własną złością, zauważanie jej u zarania i przetworzenie na niegroźną reakcję, której nie będziemy się później wstydzić. Opowiadałem już o tym w materiale Jak zapanować nad własną złością. Samokontrola to jedna z najważniejszych cech gentlemana.
Podsumowując
Przekleństwa mogą psuć nasz wizerunek i zrażać do nas innych, a same w sobie raczej nie dają żadnych korzyści. Dlatego lepiej je rugować z codziennego użycia. Żeby to zrobić musimy nauczyć się wyłapywać momenty, w których przeklinamy i zastępować te słowa neutralnymi, ale równie dobrze tłumaczącymi nasze emocje. W ten sam sposób możemy komuś dopiec w razie potrzeby. Przydaje się tutaj rozbudowywanie własnego słownika. Jeśli natomiast klniemy ze złości, musimy nauczyć się panować nad tymi emocjami.
Czy można od czasu do czasu przekląć?
Mężczyzna z klasą raczej nie klnie, ale wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i każdemu to może się zdarzyć, a wtedy świat się nie zawali. Niemniej przeklinanie w mowie codziennej i obrzucanie innych osób wulgarnymi obelgami to zachowania zdecydowanie nie licujące z byciem gentlemanem. W nagłym przypływie złości przekleństwo będzie jako tako usprawiedliwione i zrozumiałe, ale nadal będzie objawem słabości charakteru. Dodam, że znam argument dotyczący pracy z robotnikami, przy których podobno wręcz trzeba przeklinać, ale jako że nie mam doświadczenia w tej branży, nie będę tego komentował.
Sam, po paru latach pracy nad sobą i swoim językiem, muszę powiedzieć, że nie odczuwam potrzeby używania wulgaryzmów, choć i mi czasem zdarzy się zakląć. Zawsze jednak mam później wrażenie, że to było zbędne. Jest to więc cel na długi dystans, ale jak najbardziej możliwy do osiągnięcia i warto spróbować. Nie łudźmy się bowiem: przekleństwa uroku nam nie dodają.
Ciekaw jestem Waszego zdania: są sytuacje, w których po prostu nie możecie się powstrzymać od przeklinania? A jeśli używacie jakichś alternatywnych zwrotów, żeby ominąć wulgaryzmy, też napiszcie w komentarzach.
Pozdrawiam i trzymajcie klasę!
Zobacz też:
Sztuka prowadzenia rozmowy
Kontakt wzrokowy – 5 kluczowych zasad
Small talk – jak rozmawiać niezobowiązująco
Jak z klasą reagować na krytykę
Trudna sztuka krytykowania
Jak zapanować nad własną złością
Niestety, ale zauważam, że przeklinanie stało się po prostu modne…
W drodze do lekarza , natknąłem się na 19-20 letniego „mężczyznę”, który podczas rozmowy przez telefon, wykrzykiwał przekleństwa w co drugim słowie :/
Niektórzy tak mają. Pewnie dodaje im to animuszu.
Ostatnio? A kiedy nie było?
Witam serdecznie, jagby to takie łetwe było ale według mnie najważniejsza jest samo kontrola i sztuka samo doskonalenia się
Tego nie napisałem, ale uważam, że jest to praca rozpisana na lata. Wulgarnego języka raczej nie da się wyrugować w tydzień czy miesiąc.
„Uważam, że mężczyzna z klasą, musi panować nad swoim językiem, a stosowanie wulgaryzmów to objaw słabości, utraty kontroli nad sobą.” Dokładnie takie samo mam podejście (względem obu płci).
Niestety czasem można trafić na okropny i smutny widok przeraźliwie przeklinających kobiet. Na szczęście jednak kobiety nie mają aż takiego problemu z przeklinaniem jak mężczyźni. Niemniej dobrze by było, gdyby obie strony wzięły sobie ten artykuł do serca.
Przechodziłem raz obok dziewczyny, a że była ładna to zwróciłem na nią uwagę. Niestety paliła papierosa i pluła. Smutno się robi gdy widzi się taką kobietę. Powiedziałem tylko na głos „Pluje to i pali, fuj!”.
Czy sama zainteresowana zareagowala jakos na ten komentarz?
No cóż mówienie o kobiecie ,,to” jest bardzo niekullturalnie, niezależnie od tego o kim się mówi. Smutno się robi, kiedy czyta się taki komentarz…
ale też nie masz od kogoś wymagać by był według twoich standardów.
Podejmę się zadania znalezienia miejsca gdzie przekleństwa są moim zdaniem nie tylko akceptowalne ale… przydatne. Mam na myśli żeglarstwo gdzie (podobnie jak w wojsku) przekleństwa pełnią trzy role. 1 Uniwersalnego zwrócenia uwagi. Smutna prawda jest taka że kiedy ktoś obsługujący linę się zagapi przekleństwo działa resetująco. Jest sygnałem że sytuacja jest poważna i trzeba się natychmiast skupić bo zaraz padnie (bądź zostanie powtórzona) komenda. Przykład: Mimo podania komendy brak reakcji. K* lewy foka szot luuuz było!!! Zadziała z największym prawdopodobieństwem. Zwrócenie się do załoganta po imieniu z mniejszym a do tego go rozproszy (przejdzie z trybu obsługi liny na tryb… Czytaj więcej »
Nieco odchodząc od tematu, szkoda, że mieszkamy tak daleko. Chętnie bym się spotkał, żeby porozmawiać o tej kulturze żeglarskiej! 🙂
Mam nadzieję że ufa się kiedyś spotkać. Chociaż żeglarsko jestem wielki nikt 😉
W Krakowie mamy bardzo mocne środowisko i sporo kapitanów którzy pływają dłużej niż ja żyję i mają więcej wypływanych godzin niż ja zjedzonych kromek chleba.
Jednak tak czy inaczej to piękna sprawa.
Ja szczególnie podziwiam samotników. Mierzenie się nie tylko z przyrodą ale i samym sobą jednocześnie to coś po prostu wspaniałego.
Zgadzam się z panem Wojciechem – sam pracuje na statku i zaprzestanie przeklinania w Marynarce Handlowej jest ciężkie w tych warunkach 🙂 . Pozdrawiam serdecznie.
Pozwolę sobie zaoponować. Podane przykłady absolutnie mnie nie przekonują. Sam sporo pływam. Gdy łódź prowadzę ja, lub któryś z moich kumpli, na pokładzie obowiązują cztery żelazne zasady- nie wolno na nim nosić „lądowych” butów, przeklinać, gwizdać, (no chyba że gwizdkiem bosmańskim- bardzo przydatna umiejętność) i spożywać alkoholu na wodzie. Resztę błędów można wytłumaczyć i wybaczyć – w tej właśnie kolejności. Od lat (tak już z trzydziestu paru) pływamy, nawet jeśli w starym , znającym się lepiej niż niejedno małżeństwo, składzie NA KOMENDY. Obowiązuje, zgodnie ze starą szkołą tryb: komenda przygotowawcza – komenda właściwa-potwierdzenie komendy. To wystarczy, wydający komendę wie że… Czytaj więcej »
Jeśli się da i ma ten komfort że pływa się ze stałym zestawem ludzi oczywiście wulgaryzmów należy unikać.
To oczywiste że jeśli nie trzeba bo wszystko gra to… no nie trzeba 😉
Wszystko zależy moim zdaniem od sytuacji.
Wolał bym jednak dostać od kogoś w twarz po zejściu na ląd niż zbierać go pod pokładem po uderzeniu przez bom.
Nie zawsze ze stałym zestawem. Choć na dłuższe rejsy raczej musi być ten „trzon” załogi opływany razem, znający swe wady i zalety tak z 50-60%. Jesteśmy(mówię o sobie i swych kumplach) coraz starsi, bardziej zniedołężniali, wygodni a nawet po prostu leniwi. Musimy wiedzieć kto co robi lepiej, co gorzej. Bezpieczeństwo to podstawa – dlatego właśnie-co podkreślam pływamy na komendy. Święte są też zasady hierarchii – koleżeństwo-tak, po wachcie. Na pokładzie-DYSCYPLINA. Wtedy eliminujemy własną „rozlazłość”, która przecież jest. Do minimum redukuje to możliwe zaniedbania. Przekleństwa na łodzi- moim zdaniem tylko przy tzw „pieprznych ” żartach, naturalnie nie tych ad personam. Jeśli… Czytaj więcej »
„nie jest to żaden rasizm” Fajnie wiedzieć, że kobieta to inna rasa niż mężczyzna T_T Tyle lat zdobywania wiedzy biologicznej runęło w gruzach :c A tak na serio: chyba miałeś na myśli „seksizm”. Ponadto uważam, że mężczyźni to nie dzicz, która w obecności kobiet traci zmysły i zaczyna się ze sobą żreć, bo nie panuje nad instynktami – potwierdza to również moja anecdata (ciut nienaukowo, ale no cóż ludzie w większości posługują się anecdatą do udowadniania własnych poglądów więc chyba choć raz i ja mogę). Zresztą wspominana przez ciebie na początku dyscyplina która powinna panować na statku w wyniku hierarchii… Czytaj więcej »
Ten blog to nie miejsce na przydługawe polemiki (nawet interesujące), zwłaszcza nie na temat. Abstrahując więc od żeglarstwa, puryzmu językowego (vide rasizm ca. seksizm ), problemów dyscyplinarnych ,wyznawanych ideologii itp., powrócę do głównego nurtu dyskusji, a więc przekleństw , tym razem w aspekcie płci, bo i taki się w komentarzach do tego artykułu często pojawia. Mówię o przekleństwach w przytomności dam i dzieci. Tak, dam, a więc kobiet również świadomie operujących językiem i nieukwiecających go przywiędłym kwieciem. Właściwie mniej tu chodzi o to czy kobieta zemdleje, choćby pozornie, po to by potem podano jej flakon z solami, czy sama klnie… Czytaj więcej »
Absolutnie się nie zgadzam! Jako żeglarz od dzieciaka wiem, że przeklinanie do załoganta przy komendach nie tylko nie działa motywująco, ale wzmaga napięcie i powoduje głupie błędy popełniane w nerwach. Jeśli ktoś nie wykonuje komend, to po prostu krzyczę głośniej i dociera tak samo, a jak ktoś nie umie czegoś wykonać, to dodatkowy wulgaryzm nic w materii nie zmienia, a co najwyżej zostawia złe wspomnienia z rejsu (drącego się kapitana-chama trudno zapomnieć) i zniechęca do tak pięknego sportu, jakim niewątpliwie jest żeglarstwo.
Lepszy a przynajmniej mocniejszy przykład to kiepski. Od kiep czyli… z resztą kto chce ten znajdzie od czego.
Gentelman przeklinać może, o ile potrafi to robić. Jedni sypią kurwami jak ryżem na ślubie, a inni dostosowują to do sytuacji, by zaakcentować swoją wypowiedź – albo by ukazać ironię, głupotę, czy cokolwiek innego.
Zgadzam się. Szkoda tylko że niektórym myli się jedno z drugim…
I że niektórzy zapominają że jednak w pewnych sytuacjach część słownictwa jest nieakceptowalna.
Ja obracam się w środowisku generalnie wulgarnym (liceum), znam też nauczycieli którzy przeklinają – ale większość tych ludzi mnie nie zraża. To można wyczuć czy ktoś klnie z głową, czy zastępuje takim słownictwem przecinki. Też zdarza mi się wyzywać i brukać piękno naszego języka, ale nigdy nie zarzucono mi braku kultury, pomimo takiego słownictwa.
„Ja obracam się w środowisku generalnie wulgarnym (liceum)” – ten tekst moglby przydac sie do niejednego demotywatora czy aforyzmu:)
Nie sądzę żebym pisał nieprawdę. 😉
Nie przecze. To znak czasow w jakich zyjemy. Zreszta jak sie jest nastolatkiem to rzucanie „miesem” jest postrzegane przez rowiesnikow jako niemalze akt dojrzalosci:D
W moim odczuciu wulgarne są już 4 i 5 klasy szkoły podstawowej.
Gimnazjum (choć zdarzają się wyjątki) to już uderzenie sodówki do głowy i język właściwy
melanżerni spod budki z piwem.
________________________________
http://michalgorny.blogspot.com
Gorzej jak ktoś myśli, że co druga sytuacja jest warta zaakcentowania.
Ale tak, też zastanawiałem się nad tą formą wykorzystania wulgaryzmu. Myślę jednak, że to może działać tylko jeśli korzystamy z tej metody bardzo rzadko.
Jestem tego samego zdania. Język i wszystkie jego aspekty są dla ludzi, a przecież gentleman też człowiek 😉
Trzeba jedynie wiedzieć czy dana sytuacja pozwala na trochę więcej luzu w dobieraniu słownictwa, czy jednak trzeba zachować kontrolę. Jestem absolutnym przeciwnikiem przekleństw jako przecinków, ale uważam, że są sytuacje kiedy można (oczywiście nie w nadmiarze) bez obaw o publiczną utratę statusu gentlemana (przy założeniu, że się taki posiadało wcześniej) użyć ostrzejszego języka.
Słusznie ! Chociaż czasami wydaje się, że właśnie powstrzymanie od przekleństw w kluczowych chwilach jest godne podziwu 🙂
Pierdolisz.
Spieszę wyjaśnić, że poprzednia odpowiedź mała jedynie na celu demonstracyjne ukazanie, że owszem – jednym, krótkim wulgaryzmem można precyzyjnie określić swój stosunek do wypowiedzi interlokutora. Z drugiej strony demonstruje również jak beznadziejnie żenująco to wygląda. Coś jak dialog „dżentelmenów” spod budki z piwem. Tak więc wróć – nie zgadzam się z Twoją wypowiedzią.
Pozdrawiam.
Racja, język ewoluuje. Za mojej młodości słowo „fajny” było mocno kolokwialne, a teraz jest już neutralne.
Niemniej „zajebisty” mnie nie przekonuje 🙂
Mógłbym rzec jeszcze ale w przyszłości kto wie 🙂
Językoznawców już przekonał.
Nie. Prof. Miodek cały czas protestuje przeciwko „zajebistości”.
To pewnie tylko dlatego, że nie ma już programu w telewizji 🙂
Gdybym zaprzeczył to bym skłamał, lecz w niestety w oficjalnym słowniku języka Polskiego http://sjp.pwn.pl/ nie jest to już wulgaryzm. Rzeczywiście wyraziłem się zbyt mocno. „Dużą cześć językoznawców już przekonał” byłoby lepiej 🙂
W celu sprostowania – „zajebisty” nie przekonał językoznawców:
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=352:zajebisty&catid=44:porady-jzykowe&Itemid=58
Zajebisty jest jakieś takie… gimnazjalne.
Przeklinać, przeklinam, nie będę ukrywał; staram się tego jednak nie robić beznamiętnie — albo jest to sytuacja nagła (np. jak przyp…łem miską olejową auta w jakiś kamień albo jak niedawno spadłem — po raz pierwszy od przeszło dekady! — z roweru). Albo sytuacyjnie.
Natomiast twórczo też czasem mi się zdarza, ale wówczas sięgam (celowo, dla rozśmieszenia towarzystwa) do form literackich — DO STU TYSIĘCY KARTACZÓW! albo NIECH TO DUNDER ŚWIŚNIE! albo MOTYLA NOGA!
Rozluźniające, ot co 🙂
Moja polonistka z podstawówki uważała, że słowo „fajny” po prostu nie istnieje ;).
Moja polonistka byla podobna i nie wolno nam bylo uzywac go w wypracowaniach.
Co dopiero powiedzieć, o słowie „kpić” 😉
Uważam, że sytuacji usprawiedliwiających stosowanie wulgaryzmów jest niewiele. Do nielicznych zaliczyłbym stosowanie ich w żartach (choć niestosowne żarty też mogą być nie na miejscu), cytatach (choć niektórych wypowiedzi także nie godzi się przywoływać) oraz opowiadając o samych wyrazach ze strony – powiedzmy – językowej. Cytując za przewodniczącym RJP, prof. A. Markowskim, „wulgaryzmy to nie błędy językowe, to braki w kulturze”.
Zawsze sobie powtarzam że: „Przekleństwo jest najbardziej prymitywną formą wyrażania swoich emocji”.
Bardzo watrościowy artykuł!
Dziękuję! Dobre powiedzenie.
Mniej więcej tak samo dobre jak „nie pytaj co kraj może zrobić dla ciebie, spytaj co możesz zrobić dla kraju”.
Czyli — jak niektórzy mawiają — na pierwszy rzut oka wygląda sensownie, ale jak się bliżej temu przyjrzeć, to się okazuje, że to jedna z tzw. „prawd Paulo Coello”.
Słowo „zajebisty” pochodzi od słowa „jeb@ć” czego nie trzeba tłumaczyć. Boli mnie to, że nauczyciele języka polskiego (a znam takich) uważają to słowo za przejaw mowy potocznej a nie mowy wulgarnej i rynsztokowej. Nikt mnie nie przekona do zajebistych zajebiaszczych zajebioz bo sądzę że mamy na tyle bogaty język oraz na tyle możliwości słowotwórczych, że większe zainteresowanie wywołałbyś stosując wyrazy zamienne. Argument o ewolucji zupełnie mnie nie przekonuje – idąc takim tropem niedługo słowo „dziwka” zostanie uznane jako komplement dla płci przeciwnej.
Tylko, że tak już było. Ze słowem „kobieta” 🙂
@Komik W samo sedno lepiej bym tego nie ujął.
Nie do końca – „dziwka” początkowo odnosiła się do młodych panien i prostych kobiet i nie miało związku z wyrażaniem szacunku do nich. W języku czeskim mamy słowo „divka”, które oznacza kobietę ale w Polsce znaczenie to uległo ewolucji i nie zanosi się by to się zmieniło.
Lecz słowo „kobieta” z początku było wulgarnym określeniem na niewiasty pochodzące od słowa „kob” czy od świńskiego żłoba. Tak więc z całą pewnością do najmilszych nie należało to określenie. Druga sprawa sam sobie Pan zaprzeczył, gdyż powiedział Pan, że argument o ewolucji języka Pana nie przekonuje, a sam Pan udowodnił że taka ewolucja następuje, np przykładzie słowa „divka”. Tak więc niestety trzeba zaakceptować to że ogół będzie się wyrażać tak a nie inaczej. Oczywiście można z tym walczyć. Sam osobiście unikam takich słów, jak „zajebiście” czy „kobieta”, lecz większość niestety ustanawia standardy. Z całą przykrością muszę stwierdzić, że niestety elity… Czytaj więcej »
Damianie, pozwól, że przejdę na „ty” bo jesteśmy przecież w internecie, nie licytuję się tutaj na poziom wiedzy związany z językoznawstwem ale po pierwsze primo: nie rozmawiam o słowie „kobieta” ale o słowie „dziwka” (a nawet gdybym mówił/pisał o „kobiecie” to co to wnosi do dyskusji?). Po drugie primo: mówiąc o ewolucji języka wspominałem o języku polskim nie strao-cerkiewno-słowiańskim czy czeskim, więc w czym sobie zaprzeczam…?. Po trzecie „primo-optimo”: Najważniejsze w moim przekazie jest to, że użycia wulgaryzmów IMO nie da się wytłumaczyć żadną ewolucją, rewolucją czy zmianą obyczajów. Ich stosowanie może być wykorzystane w języku tylko w dwóch funkcjach:… Czytaj więcej »
Zgadzam się z większością. Sam niejako ubolewam nad takim stanem rzeczy, gdyż jak już pisałem stronie od słów nieprzyzwoitych. Lecz niestety większość zmienia język i nasz nieliczny sprzeciw nie za wiele tu pomoże.
Natomiast jeśli Pan pozwoli wolałbym bym nie przechodzić na „Ty” zwłaszcza w internecie, gdyż nawet w realnym życiu staram się przechodzić na bardziej spoufaloną formę jedynie z bliskimi przyjaciółmi i rodziną.
Pozdrawiam i również życzę udanego wieczoru, a raczej już miłych snów.
Tak samo jak „kurwa” od „curvus”, a więc też nie trzeba nic tłumaczyć 🙂
Albo „kutas”.
Łatwiej się pozbyć tego przyzwyczajenia, obcując z tymi, którzy nie przeklinają
To z pewnością pomaga. W ogóle takie towarzystwo może mieć wiele zalet.
Według mnie przekleństwa są potrzebne. Wyrażają emocje, które musimy w danym momencie wyzwolić.Oczywiście nie popieram przeklinania w miejscach przeznaczonych na przecinki! Prawdą jest jednak fakt, że czasami nic tak nam nie ulży jak soczyście, na głos wypowiedziane plugastwo.
Według mnie przekleństwa są potrzebne, gdyż wyrażają emocje, które musimy w danym momencie wyzwolić.Oczywiście nie popieram przeklinania w miejscach przeznaczonych na przecinki! Prawdą jest jednak fakt, że czasami nic tak nam nie ulży jak soczyście, na głos wypowiedziana inwektywa.
Artykuł świetny, zmuszający do zastanowienia się nad własnym językiem i słowami jakimi posługujemy się na co dzień, lecz mam jedno „ale”… nie zgadzam się z Panem do końca w kwestii, że kobiety nie mają aż takiego problemu z przeklinaniem jak mężczyźni. Jestem obecnie uczniem 2 klasy liceum i z moich obserwacji wynika, że w tych coraz młodszych pokoleniach to właśnie kobiety swoim językiem potrafią zawstydzić niejednego mężczyznę i to nie są pojedyncze przypadki niestety. Trudno już spotkać dziewczynę (przynajmniej w mojej lub podobnej grupie wiekowej) posługującą się językiem całkowicie lub w dużej mierze pozbawionym wulgaryzmów.
Niestety również obserwuję stopniowy upadek kultury u młodych kobiet. Mam jednak zawsze nadzieję, że trafiam na wyjątki.
Gdy uderzę się młotkiem w palec, czasem coś się wymsknie. Jednak w moim domu rodzinnym powiedzenie”psia krew” było uważane za grube przekleństwo, i to staram się kultywować. Myślę że nauczyłem też tego moje dzieci. Czasem jednak -przewrotnie- w ludziach używających brudniejszego języka można dostrzec swoisty talent i wdzięk. Pewnego razu, w autobusie byłem świadkiem sytuacji gdy niewinne nastoletnie dziewczę puściło napastującemu ją młodzieńcowi „wiąchę” składającą się w zasadzie z jednego nieprzyzwoitego słowa. A było to logiczne, sensowne,wielokrotnie złożone zdanie. Kwiatek polszczyzny. Zainteresowanym powtórzę wyłącznie na ucho, naturalnie za zgodą moderatora.
Tak kiedyś właśnie przeklinano i to też miałem na myśli w pewnym fragmencie tego artykułu. Dobrze dobrane, niewulgarne, słowa mają wielką moc.
Dziękuję Panu za ten wpis Jak sięgam pamięcią z wulgaryzmami, przekleństwami szybko się zatknąłem. Wie Pan są jednak pewne okoliczności, w których trudno wymagać było „eleganckiego języka”. Podczas warsztatów czy praktyk jakie odbywałem jako uczeń technikum trudno było nie usłyszeć ” k…, p…, ch…” przy byle okazji. Potem jak zaraz po szkole trafiłem do wojska, to młode wojsko czym się urabiało?…Całymi wiązkami od białego rana leciały przekleństwa ze strony kadry, starszych żołnierzy. Ale trzeba było zgiąć karki całej grupie „rozbrykanych” 19 – 20 latków dla których wojsko wydawało się wtedy jakąś mityczną „bajką” i urobić do „konsystencji” karnych żołnierzy. Nie… Czytaj więcej »
„Bardzo ważne będzie też rozwijanie swojego słownictwa. Wszystko jest dla
nas „zajebiste” bo po prostu nie potrafimy opisywać naszych wrażeń
i emocji.”
Podpisuję się pod tym stwierdzeniem. Nie powinno się wpadać w wygodę używania pojęć uniwersalnych.
Rozróżniłbym dwa pojęcia: przekleństwo i wulgaryzm. Przekleństwo jest skierowane przeciwko komuś, równoznaczne ze złorzeczeniem, co jest nie dopuszczalne dla człowieka myślącego. Natomiast wulgaryzm jest po prostu używaniem słów powszechnie uznanych za brzydkie, ordynarne, łamiące normy społeczne. Słowo wulgaryzm pochodzi zresztą od łacińskiego vulgaris- zwykły, pospolity, a przecież człowiek dbający o własny rozwój intelektualny nie będzie wyrażał swoich (pionierskich przecież) myśli w sposób pospolity. 🙂
Racja, moim zdaniem, jeżeli się zapanuje nad językiem na jachcie (na jeziorze, morzu), w ekstremalnych sytuacjach, to wszędzie się zapanuje, gwarantuje
Od jakiegoś czasu staram się nie przeklinać, a robiłem to dosyć często z byle powodu i do zwiększenia emocji w przekazywanej treści. Teraz kiedy już niemal w ogóle nie przeklinam drażni mnie niesamowicie kiedy robi to ktoś inny. A nawiązując do myśli czy przekleństwo może być usprawiedliwione ze względu na jakąś „szczególną” sytuację to uważam, że nie, bo ilekroć zdarzy się mi powiedzmy taka sytuacja to kiedy emocje już opadną uważam, że było to zbędne i że do samego wydarzenia mogłem podejść o wiele spokojniej.
Jak natomiast skłonić naszą damę do zaprzestania tego czynu ?
Proponuję podesłać jej link do tego artykułu.
Moze po porstu przestac sie z nia zadawac, a juz na pewno nie nazywac jej dama.
To ja jeszcze polecam ten artykuł:
http://histmag.org/Jak-przeklinali-nasi-przodkowie-8842
Jest jeszcze parę stron, gdzie można znaleźć mniej lub bardziej autentyczne zwroty łacińskie typu „culum meum osculeris” („zadek mój pocałuj”).
Straszne!
Bez przesady z tą narodową domeną… W języku angielskim przeklina się jeszcze „łatwiej”, z czego chętnie korzystają zarówno amerykanie, brytyjczycy jak i inni użytkownicy.
Dla francuzów dzień bez jednego „merde” czy „putain”, wykrzyczanego na przykład na ulicy, jest mniej więcej stracony.
Ponadto zarówno francuski, jak i angielski są językami bardziej ekspresywnymi od naszego, co tym bardziej skłania do dobitnego wyrażania emocji. Morał? Nie jest z nami tak źle, chociaż oczywiście chcąc być postrzeganymi za kulturalnych ludzi powinniśmy walczyć z pokusą przeklnięcia.
Nie twierdzę, że jesteśmy w tym „lepsi” od innych narodów. Wręcz przeciwnie! Dodam, że Hiszpanie i Rosjanie też srogo przeklinają. Ale faktem jest, że w Polsce krąży przekonanie o naszej wyjątkowości pod względem przekleństw.
Zaje.. Fajny art znaczy sie:D Przydala by sie jakas broszurka zamiennikow wulgaryzmow:) Moze kolejny art?:D Pozdrawiam
Ciekawy pomysł!
Przeklinam tylko i wyłącznie kiedy jestem sam (w promieniu 15 metrów nie ma nikogo) 🙂
Dobry nawyk.
Mam zupełnie odwrotny problem od przedstawionego, więc mogę powiedzieć jak to wygląda z innej perspektywy. Nigdy nie przeklinałem, miałem na tym punkcie pewną obsesję, być może wywołaną czynnikami religijnymi. Dopiero w życiu mocno dorosłym zacząłem przeklinać, bo to cenna umiejętność. Dlaczego? Bez przeklinania trudno wyrazić silne emocje. Szczególnie wtedy, gdy potrzebna jest szybka reakcja. Bez strategicznie umiejscowionego przekleństwa, trudniej jest pokazać, że w danym miejscu sprawuje się władzę. Nie mówię, że jest niemożliwe – ale jest znacznie trudniejsze, wymaga sporej dojrzałości i znajomości ludzi. Niektóre wyrażenia tracą koloryt, gdy się je wykastruje z przekleństw. Jak wyżej, strategicznie umieszczone przekleństwo może… Czytaj więcej »
Zaskakujące jest to jak sami nieświadomie wpływamy negatywnie na swoje otoczenie. Za każdym wypowiedzianym słowem idzie ocena nas samych, gorzej jeśli są to nowo poznane osoby, które już od początku mogą wyrobić sobie negatywne zdanie na nasz temat a tym samym zaszufladkować nas.(osoby które nas znają już mają zdanie, które niestety może zostać zmodelowane przez używanie „popularnych” przerywników..) Tak czy inaczej artykuł ciekawy, a kwestia wprowadzenia w życie kontroli nad słownictwem indywidualna.
Jak najbardziej. Rzucenie jakimś soczystym wulgaryzmem już w pierwszych minutach, czy nawet godzinach znajomości, może mocno wpłynąć na opinię o danej osobie. I to opinię, którą będzie później o wiele trudniej naprostować.
Bardzo dobry artykuł. Od tego, co można usłyszeć na ulicy, aż dziw bierze, że uszy nie więdną. Co do pytania z końca tekstu – nie uważam, by były sytuacje usprawiedliwiające przeklinanie, są jednak moim zdaniem przekleństwa ,,gorsze” i ,,lepsze”: co innego powiedzieć np. ,,dupa” (oczywiście określając dół pleców, a nie atrakcyjną kobietę – take nazywanie pań jest haniebne) a co innego wyzwać kogoś sugerując nierząd jako zawód jego matki.
Ryzykowna teza z tą wisienką.
Myślę, że częściowe znaczenie tutaj ma towarzystwo w jakim akurat przebywamy. Różni są ludzie, różne tworzą grupy społeczne lub zbiorowości. Zauważyłem, że w zależności od tego z jakimi ludźmi przebywam, to albo przeklinam dużo (choć tak luzacko, nie w gniewie) albo przeklinam bardzo mało lub wcale. Najłatwiej jest powstrzymać chęć do używania przekleństw, jeżeli czuję do kogoś szacunek i jeżeli rozmawiam z osobą, z którą można porozmawiać również o czymś innym jak tematy przyziemne (np. nie wyspałem się, nie chce mi się dzisiaj pracować, jaką mamy dzisiaj pogodę?). Jeżeli ktoś ma jakieś zainteresowania i w miarę rozbudowany zasób słów, to… Czytaj więcej »
Myślę, że częściowe znaczenie tutaj ma towarzystwo w jakim akurat przebywamy. Różni są ludzie, różne tworzą grupy społeczne lub zbiorowości. Zauważyłem, że w zależności od tego z jakimi ludźmi przebywam, to albo przeklinam dużo (choć tak luzacko, nie w gniewie) albo przeklinam bardzo mało lub wcale. Najłatwiej jest powstrzymać chęć do używania przekleństw, jeżeli czuję do kogoś szacunek i jeżeli rozmawiam z osobą, z którą można porozmawiać również o czymś innym jak tematy przyziemne (np. nie wyspałem się, nie chce mi się dzisiaj pracować, jaką mamy dzisiaj pogodę?). Jeżeli ktoś ma jakieś zainteresowania i w miarę rozbudowany zasób słów, to… Czytaj więcej »
Czytam, czytam i nie mogę się naczytać:D…..jednak ten artykuł zasmucił mnie, jako kobietę. Będzie mi inspiracją w osobistym rozwoju. Jednak jest też druga strona przykrości. Pracuję w biurze, z inną kobietą, której językowi nie mam nic do zarzucenia. Jednak pracuje z nami, w pokoju obok trzech panów zwyczajnie lubujących się w wulgaryzmach słownych i życiowych. Na złość nam, dziewczynom, wyrażają się bardzo obelżywie, znajdując w tym, i w naszym zniesmaczeniu, ogromne upodobanie…..
Polecam wysłać każdemu z osobna powyższy artykuł. Może któregoś to ruszy.
Niestety dziś przeklinanie nie jest piętnowane, a czasem bywa nawet promowane. Być może to pogoń za byciem „wyluzowanym” i „wyzwolonym” człowiekiem. Weźmy np.: telewizję – show, programy kulinarne, etc. – tam pojawiają się już słowa „zajebisty”, „spieprzyć” bez najmniejszego zastanowienia i zahamowania. Przez to wydaje się, że wspomniane wyrażenia przestają być wulgaryzmami, skoro są w obiegu. Moim zdaniem, kultura jest coraz bardziej rynsztokowa. Wystarczy spojrzeć na media, polityków, przejść się ulicą, czy posłuchać, jak studenci zwracają się do wykładowców. Autorytetów jest coraz mniej, przez co wyczulenie na dobre wychowanie maleje. Dlatego gratuluję, dobry, ważny wpis.
Pozdrawiam,
Mateusz Sidorek
Ja słyszałam, że całkiem skutecznym sposobem na wyeliminowanie przekleństw z codziennego użytku jest poproszenie przyjaciela lub osoby z którą przebywamy bardzo często aby za każdym razem gdy nieświadomie będziemy przeklinać szczypała nas lub w inny sposób upominała 😀 Często doprowadzam tak moich znajomych do irytacji, gdy za każdym razem ich upominam, ale wydaje mi się, że to naprawdę pomaga i przynajmniej przy mniej wyrażają się trochę lepiej 🙂
poza tym super tekst, zaraz podeślę kilku moim znajomym! 😀
Jednakże jest tak że wiele słów traci domenę wulgaryzmu, tak na przykład słowo „zajebisty” i pochodne przestało być przekleństwem, kilka lat temu. Zaznaczone jest to nawet w słowniku: http://sjp.pwn.pl/sjp/zajebisty;2542522.html.
Oczywiście ktoś mógłby mówić, że go to nie przekonuje, warto się w wtedy zastanowić, kiedy dane słowo wciąż jest przekleństwem, a kiedy już nie, gdyż np. 100-200 lat temu słowo „dupa” to było pospolite słowo oznaczające zagłębienie w terenie, a słowo „kobieta” było wulgarne.
Natomiast co do samego artykułu, bardzo dobry! Sam nie mogę ścierpieć jak ktoś lży w mojej obecności.
Warto obejrzeć, co mówi autor „Polimatów” na temat pochodzenia wulgaryzmów.
https://www.youtube.com/watch?v=jCBdMrl5UPQ
i
https://www.youtube.com/watch?v=BpoK28EP_jE
Czy istnieja sytuacje kiedy przeklinanie moze byc usprawiedliwione? Pomimo niecheci do przeklenstw mysle ze jednak tak zwlaszcza gdy widzi sie dzialanie niektorych instytucji panstwowych albo nikczenne zachowanie jednych ludzi wobec drugich. Przeklenstwa na nikim nie robia wrazenia? Chyba sa jeszcze osoby na ktorych jednak robia. Przytoczone w artykule slowo ,,zajebiscie” jest tu dobrym przykladem. Robiac pewnego razu zakupy zapytalam pracownice hipermarketu czy moze mi polecic jakis dobry lek na bol zatok. Pracownica wskazala jeden z lekow wylozonych na polce i zarekomendowala go mowiac ze ,,to jest po prostu zajebiste”. Komentarz do takiego zachowania jest chyba zbedny.
Dzień dobry.
Z przyjemnością odwiedzam Pańskiego bloga.
Z treścią tego wpisu zgadzam się w zupełności: nasz codzienny język zaśmiecają wulgaryzmy oraz wszechobecne: masakra, kosmos, LOLe i inne słowa, którymi ludzie maskują brak elokwencji.
Myślę, że jest to po części wina „lęku” przed czytaniem książek, a po części tego, że sporo ludzi jako wyznacznik kultury uznaje celebrytów.
Szczególnie drażni mnie używanie wulgaryzmów przez kobiety…
_________________________________
http://michalgorny.blogspot.com
Widziałem parę wypowiedzi Pana Bralczyka na temat wulgaryzmów i z tego co pamiętam, podejście profesora jest o wiele mniej radykalne, niż w tym artykule. Samo istnienie słownika polskich wulgaryzmów i przekleństw świadczy o szerokim wachlarzu możliwości – a co za tym idzie, być może bardziej i mniej odpowiednimi sformułowaniami.
Mam dość mieszane uczucia co do stwierdzenia:
„Nie łudźmy się bowiem, przekleństwa uroku nam nie dodają.”
Śmiem twierdzić, że przekleństwo w niektórych przypadkach może być wręcz wisienką na torcie.
Polecam zobaczyć:
https://youtu.be/tzIdaE1hU0k?t=5m25s
Pan Profesor to klasa sama w sobie.
___________________________
http://michalgorny.blogspot.com
Przeklinanie to temat=rzeka, ale to, czego chyba nikt nie zauważył, to to, że jest przede wszystkim jednym z przejawów upadku wartości i choroby tego systemu.
Proponuję spojrzeć na wulgaryzmy od strony pewnej teorii naukowej. Mam na myśli memetykę. Cała historia zaczęła się od hipotezy „wirusów umysłu” (Richarda Dawkinsa). W największym skrócie owa teoria głosiła, iż nasze myśli i zachowania są podobne do istot, żywych, iż rządzą się takimi samymi prawami, jak chcące przetrwać geny. Dla takich bytów Dawkins zaproponował nazwę memy. (z czasem internet zapożyczył tą nazwę by określać nią śmieszne obrazki). Memy mogą żyć z nami w symbiozie, pomagać nam w przetrwaniu ale mogą też na nas pasożytować podobnie jak tasiemiec czy wirus grypy. Przykładem pierwszych będzie zdolność porozumiewania się, zdolność używania języka. Przykładem… Czytaj więcej »
Dojdziesz do ideału, jak nie zaklniesz przy tym przysłowiowym klocku lego czy przy wbijaniu gwoździ 😀
Ilość komenatarzy świadczy że problem jest 🙂 Oduczyć się przeklinania jest zapewne tak trudne jak rzucanie palenia ! Korzyści dla zdrowia i psychiki w jedny i drugim przypadku są oczywiste! Zapewne przekilinanie w jednym czy drugim środowisku jest mniej lub bardziej akceptowane i spotykane! Ktoś porusza wulgaryzm w żeglarstwie, tam można a wręcz trzeba to ograniczyć, może w więzieniu będzie to trudne, ale tez tam też trafiają ludzie nie tylko z marginesu i mogą mieć uznanie w tym środowisku bez wulgarnych zachowań i słów! Ja osobiście staram się zminimalizować używanie wulgaryzmów w codziennym życiu, choć ostatnio doradzałem ich użycie (… Czytaj więcej »
Witam. W tym zepsutym świecie, gdzie się nie obejrzysz, ludzie zachowują się poniżej godności wogóle na to nie zwracając uwagi. Przeklinanie razi szczególnie. Człowiekowi, który chce trzymać się tych wznioślejszych zasad, nie jest łatwo „trzymać pion”. Ciekawi mnie skąd Pan, Panie Łukaszu, czerpie motywację do bycia gentlemanem. Czy jak wraca Pan do domu, nie mówi pan w myślach „I jak tu być kulturalnym”? To trochę osobiste pytanie ale będę wdzięczny za szczerą odpowiedź.
Kwestia tego, na ile jesteśmy odporni, do dziś pamiętam swoją najgłośniejszą „k****”, która zdarzyła mi się 40 km od domu, na jakieś małej wiosce, kiedy odkryłem, że zeszło mi powietrze z opony w rowerze, a ja nie miałem sprzętu do naprawy. Inna sprawa, że teraz bym tak nie zareagował, nauczyłem się, że muszę być gotowy na takie sytuacje. Ale co można powiedzieć, gdy zrobimy sobie krzywdę? Mały palec u stopy + noga stołu / futryna drzwi. Młotek + kciuk, drzwi + palce i cegła / wiadro + stopa. Sytuacje nagłe, bolesne, w których pragniemy wykrzyczeć cokolwiek. Tu już nie ma… Czytaj więcej »
Przekleństwa mają sens, w niektórych sytuacjach, gdy mamy do czynienia z typami, na których „normalny” język nie działa. Przyjaciółka mówiła, że obłapiającego nachalnie późno w nocy faceta, potrafi zgasić krótkie „Spier… z łapami” i cóż, jak najbardziej wierzę. Czasem się zwyczajnie nie da inaczej. I niestety, jesteśmy ludźmi. Raczej zdarza mi się rzucić wiązanką, ale zazwyczaj, gdy nikt nie słyszy, a naprawdę coś wyprowadzi mnie z równowagi. Na przykład, gdy po dotarciu do schronienia w czasie samotnej wędrówki w górach, odkryje jak bardzo wszystko zdążyło przemoknąć po brnięciu przez rozlane strumienie w strugach ulewy. W czyimś towarzystwie jednak, nawet w… Czytaj więcej »
Ja tylko dodam, na podstawie własnych przemyśleń, że warto pracować nad ograniczeniem wulgaryzmów już na poziomie własnych myśli, to właśnie tam przekleństwa mają swój początek. Słowa wychodzące z naszych ust są tylko wynikiem tego, co powstaje w głowie.
Artykuł dobry, czytam po raz kolejny.
Hiperpoprawność jest błędem – dokładne wymawianie „ę” i „ą”, jakie widzę od lat na Pana filmikach, jest jej przejawem. Względem zaś tematu artykułu: co w przypadku, gdy dany mężczyzna doskonale panuje nad swoim językiem i sam decyduje o używaniu wulgaryzmów, w formie – powiedzmy – partykuł wzmacniających? Zakładam, że nie robi tego pod wpływem emocji. Czy to również jest niemęskie i świadczy o nieopanowaniu?