Wielu z Was mogło przejść taką drogę jak ja: pierwsze próby z jednorazówkami i piankami do golenia – ucieczka do maszynek elektrycznych – ??? załamanie rąk, bo nie ma gdzie dalej uciekać, a golenie to wciąż przykry obowiązek. Łatwo można wówczas uznać, że kilkudniowy zarost to fajny styl. Można też szukać dalej, tym razem robiąc krok w tył.

Już miesiąc temu obiecywałem wpis na temat moich wrażeń z golenia się tradycyjną maszynką na żyletki. W końcu biorę się za ten temat. Przez dwa miesiące testowałem tę metodę golenia i nadal czuję się nowicjuszem w tej kwestii. Ten okres nauczył mnie jednak wielu rzeczy i zadał kłam kilku stereotypom zasłyszanym tu i ówdzie.

Początki początków

Golenie na mokro było moim pierwszym życiowym doświadczeniem ze skracaniem zarostu. Było to wiele lat temu. Używałem wówczas jednorazówek BICa i Gillette’a oraz gotowych pianek do golenia. O balsamie jeszcze nie myślałem – uważałem to za nie męskie. Z powodu zacięć zdarzało mi się krwawić cały poranek i nigdy nie byłem zadowolony z efektów. Najgorzej było z goleniem wąsa i brody – najwięcej zacięć.

Przerzuciłem się więc na lata na maszynkę elektryczną Phillipsa. Sprzęt oczywiście drogi. Nowe ostrza też swoje kosztują, a nigdy nie ma pewności czy zaraz nie przestaną ich produkować i będzie trzeba kupić nową maszynkę, z jakimś nowym bajerem. Dużym minusem maszynki elektrycznej jest to, że podrażnia ona suchą skórę i bardzo trudno jest się nią ogolić na szyi pod brodą. W międzyczasie zrozumiałem, że bez balsamu człowiek bezsensownie się męczy, więc udało mi się wytrzymać z tą maszynkę kilka ładnych lat. Ale przyszedł czas na zmianę.

Na moje szczęście zacząłem pisać Czas Gentlemanów i zainteresowałem się brzytwami, a później żyletkami. Wcześniej nie wiedziałem, że te rzeczy są jeszcze w użytku i sprzedaży. Po nieudanym przetestowaniu brzytwy, przyszła pora na wynalazek Gillette’a. Zanim jednak przejdę do jego maszynki należy pewną rzecz wyjaśnić: Golenie to nie jest męska rzecz na tej zasadzie, że się dużo krwawi, skóra jest podrażniona, szczypie przy kontakcie z alkoholową wodą kolońską, a wszystko to mężnie się wytrzymuje! To nie survival. Powinna to być czynność przyjemna, miła i chętnie podejmowana każdego ranka. Męska jest już sama z siebie. Kobiety jej praktykować nie będą. Zatem podstawową zasadą golenia będzie – golenie przyjemne. Nic na siłę i przeciw sobie.

<<Zobacz też: Golenie na mokro – video poradnik>>

Zaczynamy

Wbrew pozorom golenie na mokro to nie po prostu nałożenie pianki na twarz i zdjęcie jej za pomocą maszynki – i gotowe! Żeby ogolić się skutecznie musimy po pierwsze: używać dobrych produktów (niekoniecznie drogich); po drugie: nauczyć się obsługiwać każdy z tych produktów; i po trzecie: lepiej poznać swoją twarz. Jeśli chcemy być naprawdę zadowoleni z golenia nie będzie tu łatwych i szybkich rozwiązań.

Posługujemy się tradycyjnymi maszynkami na wymienne żyletki. Sama maszynka nie należy do rzeczy tanich, ale długie jej używanie okaże się tańsze od ciągłego kupowania i wyrzucania jednorazówek. Jakość produktu też będzie o wiele lepsza. Używamy mydła lub kremu do golenia, z których sami wytwarzamy pianę. Pianki w puszkach mają mnóstwo niepotrzebnej chemii, która może mieć zły wpływ na naszą skórę. Zresztą nie zastąpiłbym już niczym wyrabiania piany pędzlem w kubku i nakładania jej na twarz. To jest po prostu zbyt fajne! Używamy też kosmetyków, które dobrze przygotowują naszą skórę przed goleniem i łagodzą po goleniu. Jeśli o tym zapomnimy możemy być w miarę dobrze ogoleni, a jednak pokryci zaczerwienionymi miejscami na całej twarzy. To już ładnie nie wygląda.

Ja korzystam z zestawu opisanego we wpisie Zestaw podstawowy do tradycyjnego golenia. Ciekawe kosmetyki dla mężczyzn znajdziecie na przykład w sklepie „dla Gentlemana”. Trzeba tu nadmienić, że pochopnie kupiłem maszynkę do dość agresywnego golenia i muszę z nią bardziej uważać. Warto rozejrzeć się za czymś łagodniejszym na początek.

<<Zobacz też: Niedrogi zestaw do golenia na mokro – Wilkinson i Nivea>>

Przygotowanie skóry

Przed goleniem należy porządnie nawilżyć całą powierzchnię, jaką chcemy ogolić. Dobrze jest wziąć wcześniej kąpiel i nie wycierać po niej twarzy. Można też zwyczajnie wklepywać i wmasowywać gorącą wodę w skórę. Są również kosmetyki, które pomagają w tej czynności, ja jednak jeszcze ich nie testowałem, więc nic o nich nie napiszę.

Mimo dokładnego nakładania wody na twarz, długo walczyłem z podrażnieniami. W moim wypadku sprawę definitywnie załatwiło używanie oliwki (takiej zwykłej, dla dzieci). Wmasowuję ją w skórę nie raz, ale przed każdym przejściem. To naprawdę pomaga!

<<Zobacz też: Podrażnienia i zacięcia przy goleniu na mokro>>

Mydło, pędzel i piana

Ponieważ mam drażliwą skórę od razu chwyciłem za jedno z najdelikatniejszych mydeł do golenia, jakie udało mi się znaleźć – białe Proraso. Jestem z niego zadowolony. Nie testowałem jeszcze kremów do golenia, ale na pewno to zrobię. Korzystam też z pędzla z borsuczego włosa firmy HJM. Nie należy do najdelikatniejszych i ciągle wychodzą mu pojedyncze włoski, ale swoje zadanie spełnia bardzo dobrze. Do kompletu mam jeszcze genialny kubek/filiżankę do herbaty. Jest idealny do wyrabiania piany. Trzyma się go świetnie i dobrze utrzymuje się na wodzie.

Pianę można wyrabiać na kilka sposobów. Albo na twarzy, albo na dłoni, albo w jakimś pojemniku. Nigdy na samym mydle bo zużyjemy go zbyt dużo. Podczas przygotowywania twarzy pędzel powinien moczyć się w gorącej wodzie (z kranu, nie z czajnika!). Po strzepnięciu nadmiaru wody, kilkakrotnie należy przejechać nim po mydle – z czasem wyczuwa się ile tego mydła potrzeba. Następnie kręcimy nim na wszystkie strony w naszym kubku. Zbyt dużo wody na pędzlu sprawi, że piana będzie zbyt lejąca, a za mało, że będzie za sucha. W drugim wypadku można to jeszcze naprawić, w pierwszym już nie. Dlatego lepiej zacząć z bardziej suchym pędzlem niż zbyt mokrym.

<<Zobacz też: Wyrabianie piany do golenia na mokro – video poradnik>>

Ubijanie piany trwa około 1,5 do 2 minut. Warto spokojnie i bez pośpiechu tę pianę bić. Od jej jakości zależy jakość golenia, a my możemy się wówczas zrelaksować przed goleniem i ostatecznie rozbudzić (jeśli golimy się rano). Kiedy cały pędzel jest już pokryty gęstą pianą możemy zabrać się do dzieła. Początkującym polecam bicie piany nawet trochę za długo. Czasami myślimy, że już więcej z tego nie wyjdzie, a tu proszę! Niespodzianka.

Pianą pokryty ma być nasz zarost, a nie całe ciało. Pędzel to, wbrew pozorom, dość dokładne narzędzie. Nie musimy też wyglądać jak święty Mikołaj. Nadmiar piany będzie utrudniał golenie, więc bez przesady z tym. Co jest też ważne, nie zużywamy całej piany od razu, gdyż będziemy jej używać dwa, a nawet trzy razy. Dobrze jest natomiast chwilę poświęcić na wmasowywanie pędzlem tej piany w twarz. Zmiękczy to lepiej zarost.

Kubek z pianą i pędzlem odkładam do ciepłej wody w umywalce. W pewnym stopniu pozwala to utrzymać wysoką temperaturę piany. Trzeba tylko uważać by nie nalać do kubka wody. To byłaby katastrofa!

Wkracza maszynka i żyletka

Prócz włożenia żyletki do maszynki (jedna starcza na kilka goleń), nie trzeba jej specjalnie przygotowywać. Uważaj na te żyletki, nawet zamontowane! Wydaje się, że będąc w maszynce jest zupełnie nie groźna. Mi zdarzył się wypadek. Nie mam do mojej maszynki pokrowca czy etui i raz, gdy leżała na dnie kosmetyczki, a ja czegoś w niej szukałem, przecięła mi boleśnie paznokieć. Ku przestrodze zamieszczam zdjęcie pod linkiem (nie każdy musi to oglądać).

Pisałem wcześniej, że żeby ogolić się skutecznie musimy lepiej poznać swoją twarz. Należy bowiem dokładnie sprawdzić gdzie, w jakim kierunku rosną włoski. Od tego będzie zależało jak się golimy. Włosy mają tendencję do rośnięcia w dziwnych kierunkach zwłaszcza w okolicach szyi, brody i linii szczęki. Poznanie tych kierunków pozwoli nam uniknąć zacięć i podrażnień.

Pierwsze z przejść maszynką prowadzimy z włosem. Drugie w poprzek włosa, a trzecie (jeśli będzie jeszcze taka potrzeba) pod włos. Ideą jest stopniowe skracanie zarostu. Pierwsze i drugie przejście może być w miarę szybkie. Przy goleniu pod włos, należy już działać ostrożniej. Jak zwykle pozwala to uniknąć zacięć i podrażnień. W moim wypadku najpierw trochę zbagatelizowałem tę technikę, a dopiero zmiana podejścia bardzo poprawiła komfort golenia.

Golimy się w miarę krótkimi ruchami, tym krótszymi im trudniejszy jest „teren”. Kąt przyłożenia maszynki to ok. 30 – 45 stopni, ale sam wyczujesz to miejsce gdzie maszynka już goli, a jeszcze nie orze. Ruszamy całą ręką trzymając maszynkę lekko. Jest ciężka więc potrafi golić własnym ciężarem. Jak najszybciej pozbądź się nawyku używania własnej siły! Przez każde miejsce przechodzimy tylko raz. Nie golimy miejsc bez piany. Nie naciągamy też skóry. Może to prowadzić do wrastania włosków. Robimy to tylko tam gdzie powierzchnia jest zbyt nierówna.

Po każdym przejściu przemywam skórę, nakładam kolejną kroplę oliwki i pianę. Przy ostatnim goleniu należy pamiętać by wycisnąć z pędzla ukrytą w środku pianę. Jest niesamowicie mięsista i genialnie łagodzi już podrażnioną skórę. Warto trochę piany zachować na sam koniec. Zawsze po goleniu nabieram ją na rękę i masuję twarz sprawdzając czy nie trzeba gdzieś się jeszcze dogolić.

Nie ma co się nastawiać na gładkość „pupci niemowlęcia”, zwłaszcza przy mocnym zaroście. Ja właściwie to nie jestem w stanie dojść do tego efektu i odkąd zdałem sobie z tego sprawę i przestałem gnębić moją skórę kolejnymi przejściami, jest o wiele lepiej. Różnicy na oko nie widać, w dotyku czuć tylko pod włos, a mniej się podrażnia skórę. Z początku dobrze jest kończyć nawet po drugim przejściu bez względu na efekt. Skóra musi się przyzwyczaić do tego typu golenia.

<<Zobacz też: Pierwsza brzytwa – jak wybrać, na co zwrócić uwagę>>

Po goleniu

Po goleniu spłukuję całą twarz gorącą wodą, a później łagodzę ją jak najzimniejszą. Na to idzie balsam po goleniu Nivea. Twarzy nie osuszam ręcznikiem w ogóle. Pozwalam czerpać jej tyle wilgoci ile zapragnie.

Zawsze mogą zdarzyć się krwawiące miejsca. Nie jest to jednak żaden problem odkąd dowiedziałem się o istnieniu ałunu. Jest to specyfik, który należy zwilżyć i przyłożyć do ranki. Nie jest to przyjemne, ale diabelnie skuteczne. Po sekundzie nic nie ma prawa krwawić. Żadnych bibułek czy papierów toaletowych przyklejonych do twarzy. Ałun pozostawia niekiedy odrobinę białego proszku. Można go strzepnąć jak już skóra wyschnie. Jest to dla mnie chyba największe odkrycie związane z tym testem. Problem z ałunem jest taki, ze topi się pod wpływem wilgoci. Należy więc uważać gdzie się go odkłada.

Po goleniu trzeba też zadbać i nasz sprzęt. Pędzel dokładnie myjemy pod ciepłą wodą i strzepujemy. Następnie wycieramy go w suchy ręcznik i odkładamy do wyschnięcia. Ważne jest by wysechł. Włosie może się brudzić i w końcu psuć, zwłaszcza w głębi pędzla. Maszynkę opłukuję pod mocnym strumieniem wody, by wszystkie pozostałości po goleniu spłynęły. Ręką przejeżdżam tylko po główce golarki (dla połysku), ale z żyletką już nic nie robię. Całość dokładnie czyszczę dopiero przy wymianie żyletki.

Wodę kolońską używam jak już skóra dojdzie do siebie. Alkohol zawarty z tych kosmetykach może dodatkowo podrażniać, nie mówiąc już o szczypaniu. Czekając można wszelkich nieprzyjemności uniknąć. Jeśli nie masz na to czasu, zawsze można nałożyć perfum w miejsce, którego nie goliłeś.

<<Zobacz też: Old Spice – kultowy zapach dla mężczyzny>>

Efekty

Przez pierwsze tygodnie miałem dość mocno zaczerwienioną twarz. To pewnie dlatego, że skóra nie była przyzwyczajona do takiego ostrza, ale też dlatego, że zbyt małą uwagę przykładałem do techniki. Sugerowano mi nawet, że taką mam po prostu skórę i zaczerwienienia będą zawsze występowały. Nic z tego! Przetrzymałem, technikę dopracowałem i dzisiaj efekt jest o niebo lepszy. Doszedłem nawet do wniosku, że golenie maszynką na żyletki sprawia, że następnego dnia zarost jest krótszy niż przy użyciu maszynki elektrycznej, dzięki czemu niekoniecznie trzeba się golić.

Na potrzeby tego wpisu ogoliłem się jednak ostatnio moją starą maszynką elektryczną. Żeby było obiektywnie – pół twarzy żyletką, pół elektryczną. Efekt mnie zaskoczył – nie było różnicy! Kolejnego dnia obie strony twarzy były równo zarośnięte. Wcześniej tylko było czuć, że zarost zgolony żyletką był bardziej kłujący, a elektryczną miękki (te włosy są bowiem poszarpane, a nie ścięte). Niemniej samo golenie na sucho maszynką elektryczną jest bardziej drażniące i zupełnie pozbawione uroku.

<<Zobacz też: Męska fryzura>>

Podsumowując

Golenie maszynką na żyletki bardzo mi się spodobało i zamierzam przy nim pozostać – przynajmniej na jakiś dłuższy czas. Jest to jeden z tych męskich rytuałów, którego nie warto wyrzucać na śmietnik. Pozwala on lepiej poznać siebie i uczynić czymś fajnym to, co było dotychczas przykrym obowiązkiem. Pochłania jednak trochę czasu, więc nie warto na siłę chwytać za żyletkę, jeśli się spieszymy. Golarka elektryczna pozwoli osiągnąć podobny efekt, choć będzie mniej przyjemnie. Polecam sprawdzić się w świadomym goleniu na mokro i dopiero wówczas decydować czy lepsze są elektryczne maszynki.

Przyjemniej jest praktykować taki rytuał i zgłębiać jego tajemnice. Poza tym taki komplet do golenia, stojący na półce w łazience, zrobi dobre wrażenie na odwiedzającym, czy odwiedzającej! Obecnie jestem strasznie rozdarty między noszeniem brody, którą oczywiście musiałem zgolić dla tego testu, a goleniem na mokro. Obie sprawy bardzo mi się spodobały, a niestety się wykluczają. Cóż. Będę musiał poszukać jakiegoś kompromisu.

W skład mojego zestawu wchodzą:

Inne przydatne akcesoria:

PS W treści zostały umieszczone linki na zasadach komercyjnych. W niektórych wypadkach otrzymam prowizję w razie dokonania zakupu poprzez link zamieszczony w artykule. Dzięki!