Większości z nas czasem przychodzi jakiś bardzo ambitny pomysł do głowy, ale go porzucamy, bo warunki nie sprzyjają, bo mamy za mało czasu albo za późno się za to zabraliśmy. To nie jest dobre podejście, a dzisiejszy gość jest na to dowodem.
Od dawna fascynuje mnie wizja z filmu „Dzień Świstaka”, w którym bohater codziennie przeżywa ten sam dzień na nowo. W końcu postanawia wykorzystać okazję i nauczyć się wszystkich rzeczy, których pragnął, ale nie miał nigdy na nie dość czasu. W ten sposób nauczył się między innymi gry na pianinie. Kto by tak nie chciał?!
Niestety rzeczywistość jest o wiele bardziej prozaiczna i jeśli sami nie znajdziemy czasu na naukę, nigdy się nie nauczymy. Co więcej, usłyszymy, że na niektóre rzeczy jesteśmy już za starzy, że uczyć się ich należy od dziecka. Z podciętymi skrzydłami i brakiem wiary wracamy do szarości dnia. Ale tak nie musi być. Za przykład chciałbym wskazać Kamila Bryckiego, który w wieku 19 lat rozpoczął naukę gry na skrzypcach. Odbyłem z nim rozmowę o początkach tej pasji, trudnościach i efektach kilkuletniej, wytężonej pracy.
Kamil jest studentem akustyki, ze specjalnością protetyka słuchu, współautorem serwisu Music to the People i 22-latkiem, który nie dał sobie wmówić, że nauka gry na skrzypcach w dorosłym wieku to zły pomysł.
Łukasz Kielban – Podjąłeś, jak mi się wydaje, dość odważną decyzję o nauce gry na skrzypcach, bo ta raczej kojarzy się z czymś co należy zacząć już w dzieciństwie. Jak to się stało, że wpadłeś na taki pomysł i zacząłeś go realizować?
Kamil Brycki – Wpadłem na taki pomysł już w gimnazjum, kiedy usłyszałem „Smells Like Teen Spirit”, bardzo popularnego utworu, nie w wykonaniu Nirvany, a w wykonaniu Davida Garretta. To jest bardzo profesjonalny skrzypek. To wykonanie skrzypcowe z orkiestrą mnie urzekło i stwierdziłem, że muszę się tego nauczyć. Ta myśl nie opuszczała mnie dość długo. Jednak kiedy byłem w gimnazjum nie byłem najbardziej śmiałą osobą. Nie znałem też nikogo w świecie muzyki i nie znalazłem nauczyciela w swoim rodzinnym mieście.
Sytuacja zmieniła się dopiero na studiach. Kiedy przeniosłem się do Poznania okazało się, że to miasto zapewnia bardzo dużo możliwości. Pewnego dnia, przechodząc koło Starego Rynku, zauważyłem szyld lutnika. Stwierdziłem, że muszę wejść, zapytać o nauczyciela i sprawdzić czy uda się zrealizować moje marzenie.
ŁK – Nie wyśmiał cię?
KB – Nie! Był bardzo zafascynowany tym pomysłem. I z czasem okazało się, że kibicuje mi również wiele z osób, które mówiły na początku, że powinienem być młodszy, żeby zacząć, że już jest za późno.
ŁK – Wyobrażam sobie, że nauka gry na skrzypcach w wieku dorosłym jest obarczona ryzykiem całkowitego niepowodzenia, że to jest niemożliwe. I wydaje mi się, że wiele osób tak myśli. Że nawet nie powinno się za to zabierać.
KB – I to jest w tym wszystkim najgorsze! Nie realizujemy tych pasji, które kiedyś nam chodziły po głowie, bo boimy się, że to nie wypali. Ja zapytałem siebie co może tutaj nie wypalić. Przecież nie rzucę wszystkiego, żeby zostać zawodowym skrzypkiem! Już na samym początku postawiłem sobie taki cel, żeby być w tym po prostu dobrym, żeby to sprawiało mi przyjemność, ale nie marzyłem nigdy o scenie, ani nic z tych rzeczy. Nie oszukujmy się, jestem zawsze te 10-15 lat do tyłu w porównaniu do profesjonalistów.
Założyłem sobie, że chciałbym grać utwory muzyki filmowej albo klasycznej, które mi się podobają na takim poziomie, żeby sprawiało mi to przyjemność. I myślę, że to było kluczowe w całym moim nastawieniu. Żeby po prostu przełamać się do gry na skrzypcach.
ŁK – Czy za tym szła jakaś chęć zaimponowania znajomym? Grywasz czasem dla innych osób?
KB – Jak ktoś mnie poprosi, nie mam oporów, żeby zagrać. Po prostu trzeba pamiętać, że jest ogromna różnica pomiędzy tym, jak grałem trzy lata temu, a tym jak gram teraz. Ale to jeszcze nie jest ten poziom, żebym mógł siebie sam nagrać i później to sobie puścić z lekkim zachwytem. Nie.
ŁK – Ale sprawia ci to przyjemność, tak?
KB – Tak. Bardzo dużą. I bardzo dużą satysfakcję przede wszystkim. Bo nie da się ukryć, że jest to naprawdę trudne dla mnie, żeby opanować te wszystkie rzeczy – trzymanie smyczka, poprawne układanie palców… Skrzypce są też instrumentem bezprogowym, więc ważne jest kształcenie słuchu i czystość. Kiedy już, po powiedzmy dwóch miesiącach ćwiczeń jakiegoś utworu, to wszystko zaczyna brzmieć tak, jak tego słuchałem kiedyś, sprawia to ogromną satysfakcję.
ŁK – Co byś wskazał jako największe wyzwanie przy nauce gry na skrzypcach?
KB – Rzeczy, których bałem się na początku, okazały się w miarę łatwe. Na przykład czytanie z nut. Największym osiągnięciem, które przyszło mi dość łatwo, było nauczenie się wibrata. To jest ten efekt, kiedy mamy wrażenie, że dźwięk wibruje. Podobno nie należy do najłatwiejszych, ale pewnie dlatego, że uczy się go dzieci. Żeby wyjaśnić jak to robić trzeba mieć już trochę wyobraźni, dlatego, jako osobie dorosłej, przyszło mi to w miarę prosto.
To, co mnie cały czas denerwuje i czego nie mogę przeżyć, że, mimo iż wiem jak trzymać smyczek i jaki powinienem stosować nacisk na danych strunach, cały czas mi to nie wychodzi. To nie tyle bariera, a bardziej przeszkadzająca rzecz w grze, bo bardzo mocno rzutuje na dźwięk. Przy skrzypcach nie jest tak, jak na pianinie, że naciśniemy klawisz, a młoteczek uderzy w strunę głośniej lub ciszej, tylko na strunie skrzypcowej potarcie smyczka ma ogromny wpływ na dźwięk – czy on będzie skrzeczał, czy będzie płynny, gładki, głośny, cichy. Jest tu dużo takich momentów, że słyszę dźwięk, wiem, że nie brzmi i wiem jak zrobić, żeby brzmiał dobrze, ale nie umiem tego zrobić.
ŁK – Jak byś ocenił swoje postępy po tych trzech latach nauki?
KB – Problem jest taki, że nie mam za bardzo do czego się odnieść. Nie mogę się odnieść bezpośrednio do dzieci, które się uczą gry na skrzypcach, bo dużo teorii mnie omija, dużo lekcji, które mają dzieci trzy, cztery razy w tygodniu. Ja niestety nie mam tyle czasu, jako osoba pracująca i studiująca. I jest to też dość kosztowne zajęcie. Moim zdaniem progres jest naprawdę duży i zauważalny, czy to w czytaniu nut, w graniu, czy ogólnie w muzykalności. Ale nie mam porównania czy idzie mi szybciej czy wolniej niż innym. Niestety nie znam innych osób, takich jak ja.
ŁK – Czego się uczy, kiedy chce się nauczyć gry na skrzypcach?
KB – Z mojej perspektywy wygląda tak, że trzeba grać utwory klasyczne. Z tego względu, że zostały one napisane tak, aby skrzypek cały czas miał co robić. Gram też czasem muzykę filmową, ponieważ ją lubię, ale jednak na pianinie brzmi ona bardziej imponująco, bo można samemu zapanować nad częścią orkiestry. Skrzypce w muzyce filmowej to jest zazwyczaj tylko jeden główny temat, który się powtarza lub są jego wariacje. To jest po prostu nudne do gry.
ŁK – Abstrahując od samych skrzypiec, masz jakieś metody nauki zupełnie nowej rzeczy? Jak znaleźć czas, jak się nastawić do podjęcia się czegoś trudnego?
KB – Starałem się kiedyś wyznaczyć sobie stałe godziny gry, ale to różnie wychodziło. Czasem wracam bardziej zmęczony, czasem nie mam ochoty na grę. Staram się więc do tego nie zmuszać. Wiem gdzie jestem, wiem gdzie chcę dojść i wiem, że potrzebuję na to dużo czasu. Reszta sama przychodzi. To jest podobnie jak z uprawianiem sportu. Jeśli przez miesiąc będzie się biegało regularnie, to po tym czasie człowiek będzie się czuł winny, że nie biega. Ja też mam czasem takie wrażenie, że „kurcze Kamil, powinieneś wziąć te skrzypce, bo przez dwa dni nie grałeś. Zaraz się okaże, że zapomniałeś czegoś, że wychodzisz z wprawy itd.”. To jest mocno budujące. Po godzinie gry, do której skłoniły mnie takie wyrzuty, jest takie uczucie: „No! Nareszcie pograłem. Jest dobrze”.
ŁK – Rozumiem, że masz jakiś cel, tak?
KB – Jest taki piękny utwór Bacha na skrzypce „Chaconne” w wykonaniu Hilary Hahn. Jest niesamowicie trudny, ale postawiłem sobie taki cel, że jeśli kiedykolwiek go zagram, to już mogę sobie odpuścić granie na skrzypcach. Bo to byłoby coś! Ale jest to jednak cel postawiony tak wysoko, że wiem, że to się nie stanie ani przez rok, ani przez dwa lata. To bardzo motywuje, ale to też nie jest coś takiego, co zaraz osiągnę i będę musiał wybierać nowy.
Trzeba sobie znaleźć motywację dobrą dla danej osoby. Myślę, że tu nie ma żadnego wzoru. Ja wiem, że jeśli zagram kiedyś to „Chaconne”, to już będę grał na takim poziomie na skrzypcach, że będę w stanie zagrać każdy utwór, który będzie mi się podobał na poziomie, z którego jestem zadowolony. Ciężko powiedzieć, czy będę wtedy dalej grał tak regularnie, codziennie, szlifował swoje umiejętności dla siebie, czy raczej będę grał wtedy tylko dla przyjemności. Zobaczymy.
ŁK – To wysoko postawiona poprzeczka! Bardzo ambitny plan.
KB – Bardzo ambitny plan i nie wiem czy do osiągnięcia. W każdym razie ten cel bardzo pomaga. On sobie tam gdzieś jest, a ja do niego małymi krokami dążę. Nawet jeżeli go nie osiągnę… Nie chciałbym kiedyś, za te pięć, dziesięć lat powiedzieć komuś, że zawsze chciałem grać na skrzypcach, ale nigdy w sumie tego nie zrobiłem, bo mi mówili, że „nie”. Chciałbym za te pięć, dziesięć lat powiedzieć, że grałem na skrzypcach pięć, dziesięć lat, spróbowałem, może wyszło, może nie. Zobaczymy. Ale w każdym razie spróbowałem, więc moje sumienie jest czyste. Bo nie da się ukryć: młodszy nie będę. Nie zacznę grać mając sześć lat, bo już nie będę miał sześciu lat. Jak bym zaczął grać w gimnazjum, to już w tym momencie grałbym na skrzypcach sześć lub siedem lat i już bym potrafił znacznie więcej, ale w gimnazjum nie wziąłem się za to i po prostu teraz jestem zawsze te trzy czy cztery lata do tyłu.
ŁK – Ale zawsze lepiej późno niż wcale. Podejrzewam, że już teraz masz na tyle poukładane w głowie te rzeczy, że jak w przyszłości przyjdzie ci pomysł zdobycia bieguna, to będziesz miał schemat, który pozwoli ci jakoś do niego dotrzeć. Nie będzie to kolejne marzenie take: „o! Fanaberia”.
KB – To spojrzenie, fakt, że spróbowałem i ułożenie planu pomogło mi mniej więcej w realizacji innych rzeczy. Na przykład w pisaniu tekstów, które też lubię. Co prawda wyznaczenie sobie takiego celu, jak ja, z tym „Chaconne”, które jest naprawdę trudne, może przytłoczyć. Ale jeśli spojrzymy na to tak, że od tego dzieli mnie jeszcze kilka lat, dziesiątki, jeśli nie setki lekcji, dziesiątki utworów do zagrania… I tak rozbijamy to na mniejsze części. Nagle okazuje się, że jest to cel na szczycie, ale po drodze jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które jestem w stanie zrobić.
Zanim zacząłem grać ludzie faktycznie mówili, że jestem stary, że nic z tego nie będzie itd. Nic z tego nie będzie przez rok. Nic z tego nie będzie przez dwa lata. Ale po tych czterech latach to już kolędę na święta zagram. Chociaż tyle!
Jak zaczyna mi brakować motywacji i chcę odłożyć skrzypce na jakiś czas, myślę o tych wszystkich ludziach, którzy faktycznie kojarzą mnie z tego, że zacząłem grać na skrzypcach kiedy byłem, można powiedzieć, w miarę stary. I motywuje mnie też to, żeby ich nie zawieść. Daje to, kolokwialnie mówiąc, takiego kopa do gry.
***
Jeśli więc chodzą wam po głowie jakieś ambitne pomysły, których nie podejmujecie się, bo ludzie mówią, że tego nie da się zrobić, że nie warto, może jednak powinniście spróbować? Nie zawsze trzeba liczyć na efekt w ciągu paru miesięcy. Ambitne projekty wymagają czasu, ale też satysfakcja z nich płynąca jest większa.
Następnym razem, gdy będziecie mieć podobne wątpliwości, pomyślcie sobie o Kamilu, który mimo wszystko realizuje marzenie. Jego postawa niesamowicie mi imponuje i inspiruje do działania. Może i was zainspiruje.
Macie takie pomysły w głowie? A może nawet już je realizujecie? Koniecznie napiszcie o nich w komentarzach!
Zobacz też podobne artykuły:
- Od czego zacząć słuchanie muzyki klasycznej
- Każdy mężczyzna powinien odbyć swoją podróż
- Kolekcjonerstwo – gentlemańskie hobby
- Pirografia, czyli wypalanie w drewnie – hobby z klasą
- Kaligrafia – pismo z charakterem dla mężczyzny z klasą
- Zostałem piwowarem domowym – moje pierwsze piwo
Można by było trochę podrasować formatowanie tego wywiadu, żeby był przyjemniejszy w odbiorze. Np. dodanie pogrubionych tytułów w ważniejszych punktach.
Dziękuję za uwagę. Nie pomyślałem o tym.
Pogrubienie pytań załatwia sprawę „przyjemniejszego odbioru”. Jedna z najstarszych gazetowych sztuczek.
Nie chciałem tu za bardzo podkreślać mojej osoby, ale może to był błąd.
Łukaszu, za dużo skromności 🙂 To jak najbardziej kwestia techniczna związana ze składem tekstu, nikt Ci nie zarzuci megalomanii z tego powodu.
Ja w wieku 30 lat zacząłem się uczyć tanczyc i calkowicie zmieniło to moje postrzeganie na swój czas. Rok później dolaczylem do zespolu jazzu tradycyjnego i dzisiaj dosyć często z nim koncertuje w Polsce i za granica (gral na gitarze 14 lat nigdy nie wystepujac publicznie podczas tego okresu). Z tego powodu zacząłem grać na banjo i dodatkowo od 9 miesięcy ucze grać na klarnecie.Ostatnio także uczę się programować i zgłębiać zagadnienia statystyki i modelowania rzeczywistości. Wiec uważam że nidgy nie jest za późno na realizację swoich, ciężko jest co prawda z czasem w dorosłym życiu. Ale daje się to… Czytaj więcej »
Gratuluję! Taniec, banjo, klarnet… ewidentnie jest coś w tym, że jak się już pokona pierwsze bariery, później nic człowieka nie powstrzyma przy kolejnych pomysłach.
Panie Kamilu,
Życzę wytrwałości w dążeniu do celu! Ja w wieku 35lat porwałem się na studia od zera, także postawiłem sobie cel i do niego zmierzam. Motywacja to podstawa. A ta wewnętrzna jest najbardziej istotna. Nigdy nie jest za późno 🙂
Pozdrawiam Panów i życzę miłego dnia!
Studia to też dobry przykład! Trzymam kciuki!
Ja w tamtym roku postanowiłam, że nauczę się języków obcych, miałam wtedy 33 lata. Zawsze lubiłam uczyć się języków obcych, ale wybrałam inne wykształcenie niż filologiczne. Znam biegle język angielski, podstawy języka niemieckiego i rosyjskiego (jeszcze z liceum) i zaczęłam od odkurzenia języka niemieckiego. Potem postanowiłam jeszcze nauczyć się j. włoskiego. I od prawie roku regularnie uczę się niemieckiego i włoskiego i angielskiego (choćby 5 minut dziennie, ale codziennie). Postanowiłam też zrobić licencjat z języka angielskiego (zaocznie, bo dziennie nie dam rady z pracą i rodziną). Chciałabym nauczyć się niemieckiego na poziomie b2/c1, a włoskiego na a2/b1. A potem moim… Czytaj więcej »
Mam wrażenie, że rzadko docenia się możliwość nauki języków w szkole. To przychodzi później.
Niemniej osobiście uważam, że nauka języka poprzez filologię to pomysł dla osób, które raczej chcą pracować językiem. Cała reszta więcej zyska mając jakiś bardziej konkretny zawód i do tego ucząc się i szlifując język.
Powodzenia w ambitnych planach!
Dziękuję.
Ma Pan rację – w szkole traktuje się lekcje języka obcego jak nieszczęście, a przecież często znajomość obcego języka ma bezpośrednie przełożenie na pracę (większe niż inne przedmioty).
Oczywiście, studia są dla osób, które potrzebują tego do pracy. Ja właśnie rozważam zmianę (przynajmniej częściową) wykonywanego zawodu. A pozostałe języki to hobby.
Szkoda, że mi tego nikt nie powiedział wcześniej. Człowiek był młodziutki, miał marzenia i świat u stóp a życie wygląda trochę inaczej.
Jak się nim już jest to nie jest ani super, jest zwyczajnie i czasami nawet się ukrywa.
Nie wiem jak obecnie wygląda nauka języka obcego w szkole ale w latach 90 sposób nauczania nie był dobry. I choć ja tym systemem się sama uczę to po tym jak poznałam inne sposoby wiem, że marnowało się wiele czasu, bo lekcje były mało produktywne.
Życzę powodzenia!
Truizmem będzie stwierdzenie, że wszystko zależy od nauczyciela. Ja miałam w podstawówkę świetną rusycystkę, która jeszcze zaszczepiła we mnie miłość do Wysockiego i Okudżawy, podczas gdy na niemieckim musieliśmy wkuwać znaki zodiaku na poziomie początkującym. Za to w liceum było, w kwestii jakości uczenia, odwrotnie.
„Jak się nim już jest to nie jest ani super, jest zwyczajnie i czasami nawet się ukrywa.” – skąd ten pesymizm?
Nie chodziło mi o nauczyciela a o ogólny sposób nauki języka. W latach 90 był prawie u każdego taki sam. Gramatyka i uczenie się słówek bez większego ich używania.
Oh, to nie pesymizm a własne doświadczenie. Umiejętności są w pewnym momencie częścią nas i nie są niczym nadzwyczajnym, są zwyczajne. To chyba ze wszystkim tak jest. Chcemy nauczyć się grać na pianinie, bo będzie fajnie, będziemy mogli tworzyć muzykę itd. ale jak już potrafimy to dla nas nie jest to nic szczególnego, ta umiejętność jest częścią nas samych.
Najbardziej cieszy łapanie króliczka, a nie złapanie go, prawda? Ja najbardziej cieszę się, gdy we Włoszech potrafię przeprowadzić choćby najprostszą konwersację w tym języku.
Co do sposobu nauczania – to faktycznie – gdy sobie przypominam, to tylko jeden nauczyciel kazał nam pisać całe zdania z nowymi słówkami. Zresztą ten model nauki był najbardziej efektywny.
Niby tak ale w języku to właśnie rezultat daje największą satysfakcję, choć ja z tych, co do spania gramatykę czytam i nie dlatego, że nie mogę zasnąć. Choć z drugiej strony jak przypomnę sobie radość, gdy zrozumiałam słowa piosenki, dialogi w filmie czy przeczytałam pierwszą książkę w obcym języku. Takie małe sukcesy. I bardzo dobrze, że Pani mówi, próbuje. z czasem będzie łatwiej, szybciej i jakoś tak naturalnie. Zgadzam się, to miłe uczucie być w innym miejscu i moc się porozumieć. Dodaje skrzydeł. Polecam otaczanie się włoskim> włoskie muzyki i nie musi być to italiano disco, choć mnie ta muzyka… Czytaj więcej »
Fantastyczna sprawa! Przypadkowo trafiłam na ten artykuł i bardzo mnie to cieszy, ponieważ sama jestem nauczycielką skrzypiec i walczę ze stereotypem, że zacząć grać mogą tylko dzieci. Chcieć to móc 🙂 Na pewno umieszczę odnośnik do artykułu na swoim blogu (raczkującym, ale mam nadzieję że szybko się rozwinie – a tematyką są właśnie skrzypcowe inspiracje). Będzie świetnym motywatorem 🙂 pozdrawiam obu Gentlemanów!
Świetnie, że walczy się z takimi stereotypami. W końcu muzyka jest też dla zwykłych ludzi, a nie tylko osób myślących o profesjonalnej karierze.
To jest ciekawy przykład na to jak upowszechnienie profesjonalnych nagrań zmieniło podejście do muzyki. Kiedyś śpiew czy gra na instrumencie była czymś normalnym – gdy chciało się podłuchać muzyki, trzeba było ją samemu zagrać/zaśpiewać, albo znaleźć kogoś kto zagra/zaśpiewa dla nas. Dzisiaj gotowe nagrania zdominowały odbiór muzyki.
Wywiad bardzo mi się spodobał, sama muszę odkurzyć swój instrument, na którym zrobiłam sobie zdecydowanie za długą przerwę. Pozdrawiam! 😉
Powodzenia!
Spoko loko! Skrzypce nawet fajnie falszuja 😛 Trzymamy kciuki!
Bardzo wazny i wartosciowy wywiad. Obecnie przebywam w Chinach i tutaj ludzie czesto ucza sie cale zycie, a nieraz zaczynaja dopiero pod jego koniec, bo dopiero wtedy pozwolily im na to warunki. Zetkniecie sie z takim podejsciem do nauki (jako jednej z najbardziej naturalnych czynnosci w CALYM zyciu) bardzo mi pomoglo w przestaniu przejmowaniem sie tym, jak niewiele umiem – mam jeszcze cale zycie, by opanowac rozne umiejetnosci.
To zdecydowanie dobre nastawienie! W sumie to szkoda, że u nas tak mało ludzi w podeszłym wieku stara się czegoś nowego nauczyć. W końcu to wyśmienity po temu czas.
Witam serdecznie! 🙂 Aż prosi się żebym coś napisała! 😉 Ja również zaczęłam się uczyć późno gry na skrzypcach choć było to moim marzeniem od dziecka. Swoje pierwsze dostałam na 18 urodziny od siostry i brata, (aktualnie mam 22 lata:)) później z inicjatywy mojego Taty zainwestowaliśmy w skrzypce jakie sobie wymarzyłam:). Grze w tym wieku nie sprzyja porównywanie się z innymi choć mnie osobiście przychodzi to z ogromnym trudem, ale trafiłam na wspaniałego (!!) nauczyciela, z którym spotkania zawsze mnie niesamowicie inspirują do pracy i uświadamiają, że naprawdę jest dobrze ;). Dla mnie najtrudniejsze w nauce gry jest to, że… Czytaj więcej »
Bardzo podobna historia. Brawa za determinację!
Fajny artykuł, bardzo się cieszę, gdy ktoś przełamuje swoje pozorne bariery i uczy się czegoś nowego. Sam mogę o sobie powiedzieć, że jestem na trochę podobnym etapie. Mniej więcej dwa lata temu bardzo zafascynowała mnie polska muzyka tradycyjna (taka ze wsi, przejmowana od autentycznych muzyków, nie mylmy jej z profesjonalnie wykonywaną muzyką „ludową” pokroju ZPiT „Mazowsze”, która została wykreowana za czasów wczesnego PRL na potrzeby, nie oszukujmy się, uroczystości państwowych) i chciałem sam zacząć grać taką muzykę. Od ponad dziesięciu lat gram na perkusji, co nijak nie pasuje do charakteru tej twórczości. Tak się zdarzyło, że wpadł w moje ręce… Czytaj więcej »
Mój kłopot jest nieco inny. Interesuje mnie kilkanaście rzeczy, umiejętności nad którymi pracuję mniej lub więcej i w których chciałbym się cały czas rozwijać. Jeśli wybiorę wszystkie, to nie znajdę odpowiedniej ilości czasu żeby się w nich wszystkich zagłębić, będę robił wszystko po łebkach, z kolei jak próbuję wyselekcjonować 1-3 rzeczy, w których chciałbym być naprawdę dobry, to nie potrafię.Najchętniej poświeciłbym się większości z pasji które zaraz wymienię. Jakie są Wasze sposoby, jak łączycie zainteresowania ? Moje to: 1. Język angielski 2. Matematyka i programowanie 3. Siłownia 4. Akwarystyka 6. Gra na keyboardzie 7. Szachy 8. Modelarstwo szkutnicze 9. Robienie… Czytaj więcej »
Witam, ja mam 50 lat i wlasnie w kwietniu zaczelam uczyc sie gry na skrzypcach, dodam nie znajac nut. Nie jest latwo, ale jest cudownie! I mam zamiar wytrwac! Pozdrawiam serdecznie
Ja mam 48 i coraz większą potrzebę rozpoczęcia przygody z grą na instrumencie i śpiewaniu.
Nigdy nie jest za późno na nową pasję, człowiek musi się realizować. Tylko w ten sposób może czuć się potem spełniony. A po co żałować, że się czegoś nie zrobiło? Dlatego ja, pani księgowa z 20 letnim doświadczeniem pragnę zostać florystką. Także żak już na mnie czeka 🙂 jestem szczęśliwa, że po tylu latach wreszcie chcę o siebie zawalczyć.
Powodzenia zatem!