Większości z nas czasem przychodzi jakiś bardzo ambitny pomysł do głowy, ale go porzucamy, bo warunki nie sprzyjają, bo mamy za mało czasu albo za późno się za to zabraliśmy. To nie jest dobre podejście, a dzisiejszy gość jest na to dowodem.

Od dawna fascynuje mnie wizja z filmu „Dzień Świstaka”, w którym bohater codziennie przeżywa ten sam dzień na nowo. W końcu postanawia wykorzystać okazję i nauczyć się wszystkich rzeczy, których pragnął, ale nie miał nigdy na nie dość czasu. W ten sposób nauczył się między innymi gry na pianinie. Kto by tak nie chciał?!

Niestety rzeczywistość jest o wiele bardziej prozaiczna i jeśli sami nie znajdziemy czasu na naukę, nigdy się nie nauczymy. Co więcej, usłyszymy, że na niektóre rzeczy jesteśmy już za starzy, że uczyć się ich należy od dziecka. Z podciętymi skrzydłami i brakiem wiary wracamy do szarości dnia. Ale tak nie musi być. Za przykład chciałbym wskazać Kamila Bryckiego, który w wieku 19 lat rozpoczął naukę gry na skrzypcach. Odbyłem z nim rozmowę o początkach tej pasji, trudnościach i efektach kilkuletniej, wytężonej pracy.

Kamil jest studentem akustyki, ze specjalnością protetyka słuchu, współautorem serwisu Music to the People i 22-latkiem, który nie dał sobie wmówić, że nauka gry na skrzypcach w dorosłym wieku to zły pomysł.

Łukasz Kielban – Podjąłeś, jak mi się wydaje, dość odważną decyzję o nauce gry na skrzypcach, bo ta raczej kojarzy się z czymś co należy zacząć już w dzieciństwie. Jak to się stało, że wpadłeś na taki pomysł i zacząłeś go realizować?

Kamil Brycki – Wpadłem na taki pomysł już w gimnazjum, kiedy usłyszałem „Smells Like Teen Spirit”, bardzo popularnego utworu, nie w wykonaniu Nirvany, a w wykonaniu Davida Garretta. To jest bardzo profesjonalny skrzypek. To wykonanie skrzypcowe z orkiestrą mnie urzekło i stwierdziłem, że muszę się tego nauczyć. Ta myśl nie opuszczała mnie dość długo. Jednak kiedy byłem w gimnazjum nie byłem najbardziej śmiałą osobą. Nie znałem też nikogo w świecie muzyki i nie znalazłem nauczyciela w swoim rodzinnym mieście.

Sytuacja zmieniła się dopiero na studiach. Kiedy przeniosłem się do Poznania okazało się, że to miasto zapewnia bardzo dużo możliwości. Pewnego dnia, przechodząc koło Starego Rynku, zauważyłem szyld lutnika. Stwierdziłem, że muszę wejść, zapytać o nauczyciela i sprawdzić czy uda się zrealizować moje marzenie.

ŁK – Nie wyśmiał cię?

KB – Nie! Był bardzo zafascynowany tym pomysłem. I z czasem okazało się, że kibicuje mi również wiele z osób, które mówiły na początku, że powinienem być młodszy, żeby zacząć, że już jest za późno.

ŁK – Wyobrażam sobie, że nauka gry na skrzypcach w wieku dorosłym jest obarczona ryzykiem całkowitego niepowodzenia, że to jest niemożliwe. I wydaje mi się, że wiele osób tak myśli. Że nawet nie powinno się za to zabierać.

KB – I to jest w tym wszystkim najgorsze! Nie realizujemy tych pasji, które kiedyś nam chodziły po głowie, bo boimy się, że to nie wypali. Ja zapytałem siebie co może tutaj nie wypalić. Przecież nie rzucę wszystkiego, żeby zostać zawodowym skrzypkiem! Już na samym początku postawiłem sobie taki cel, żeby być w tym po prostu dobrym, żeby to sprawiało mi przyjemność, ale nie marzyłem nigdy o scenie, ani nic z tych rzeczy. Nie oszukujmy się, jestem zawsze te 10-15 lat do tyłu w porównaniu do profesjonalistów.

Założyłem sobie, że chciałbym grać utwory muzyki filmowej albo klasycznej, które mi się podobają na takim poziomie, żeby sprawiało mi to przyjemność. I myślę, że to było kluczowe w całym moim nastawieniu. Żeby po prostu przełamać się do gry na skrzypcach.

ŁK – Czy za tym szła jakaś chęć zaimponowania znajomym? Grywasz czasem dla innych osób?

KB – Jak ktoś mnie poprosi, nie mam oporów, żeby zagrać. Po prostu trzeba pamiętać, że jest ogromna różnica pomiędzy tym, jak grałem trzy lata temu, a tym jak gram teraz. Ale to jeszcze nie jest ten poziom, żebym mógł siebie sam nagrać i później to sobie puścić z lekkim zachwytem. Nie.

ŁK – Ale sprawia ci to przyjemność, tak?

KB – Tak. Bardzo dużą. I bardzo dużą satysfakcję przede wszystkim. Bo nie da się ukryć, że jest to naprawdę trudne dla mnie, żeby opanować te wszystkie rzeczy – trzymanie smyczka, poprawne układanie palców… Skrzypce są też instrumentem bezprogowym, więc ważne jest kształcenie słuchu i czystość. Kiedy już, po powiedzmy dwóch miesiącach ćwiczeń jakiegoś utworu, to wszystko zaczyna brzmieć tak, jak tego słuchałem kiedyś, sprawia to ogromną satysfakcję.

Kamil Brycki grający na skrzypcach.

ŁK – Co byś wskazał jako największe wyzwanie przy nauce gry na skrzypcach?

KB – Rzeczy, których bałem się na początku, okazały się w miarę łatwe. Na przykład czytanie z nut. Największym osiągnięciem, które przyszło mi dość łatwo, było nauczenie się wibrata. To jest ten efekt, kiedy mamy wrażenie, że dźwięk wibruje. Podobno nie należy do najłatwiejszych, ale pewnie dlatego, że uczy się go dzieci. Żeby wyjaśnić jak to robić trzeba mieć już trochę wyobraźni, dlatego, jako osobie dorosłej, przyszło mi to w miarę prosto.

To, co mnie cały czas denerwuje i czego nie mogę przeżyć, że, mimo iż wiem jak trzymać smyczek i jaki powinienem stosować nacisk na danych strunach, cały czas mi to nie wychodzi. To nie tyle bariera, a bardziej przeszkadzająca rzecz w grze, bo bardzo mocno rzutuje na dźwięk. Przy skrzypcach nie jest tak, jak na pianinie, że naciśniemy klawisz, a młoteczek uderzy w strunę głośniej lub ciszej, tylko na strunie skrzypcowej potarcie smyczka ma ogromny wpływ na dźwięk – czy on będzie skrzeczał, czy będzie płynny, gładki, głośny, cichy. Jest tu dużo takich momentów, że słyszę dźwięk, wiem, że nie brzmi i wiem jak zrobić, żeby brzmiał dobrze, ale nie umiem tego zrobić.

ŁK – Jak byś ocenił swoje postępy po tych trzech latach nauki?

KB – Problem jest taki, że nie mam za bardzo do czego się odnieść. Nie mogę się odnieść bezpośrednio do dzieci, które się uczą gry na skrzypcach, bo dużo teorii mnie omija, dużo lekcji, które mają dzieci trzy, cztery razy w tygodniu. Ja niestety nie mam tyle czasu, jako osoba pracująca i studiująca. I jest to też dość kosztowne zajęcie. Moim zdaniem progres jest naprawdę duży i zauważalny, czy to w czytaniu nut, w graniu, czy ogólnie w muzykalności. Ale nie mam porównania czy idzie mi szybciej czy wolniej niż innym. Niestety nie znam innych osób, takich jak ja.

ŁK – Czego się uczy, kiedy chce się nauczyć gry na skrzypcach?

KB – Z mojej perspektywy wygląda tak, że trzeba grać utwory klasyczne. Z tego względu, że zostały one napisane tak, aby skrzypek cały czas miał co robić. Gram też czasem muzykę filmową, ponieważ ją lubię, ale jednak na pianinie brzmi ona bardziej imponująco, bo można samemu zapanować nad częścią orkiestry. Skrzypce w muzyce filmowej to jest zazwyczaj tylko jeden główny temat, który się powtarza lub są jego wariacje. To jest po prostu nudne do gry.

skrzypce

ŁK – Abstrahując od samych skrzypiec, masz jakieś metody nauki zupełnie nowej rzeczy? Jak znaleźć czas, jak się nastawić do podjęcia się czegoś trudnego?

KB – Starałem się kiedyś wyznaczyć sobie stałe godziny gry, ale to różnie wychodziło. Czasem wracam bardziej zmęczony, czasem nie mam ochoty na grę. Staram się więc do tego nie zmuszać. Wiem gdzie jestem, wiem gdzie chcę dojść i wiem, że potrzebuję na to dużo czasu. Reszta sama przychodzi. To jest podobnie jak z uprawianiem sportu. Jeśli przez miesiąc będzie się biegało regularnie, to po tym czasie człowiek będzie się czuł winny, że nie biega. Ja też mam czasem takie wrażenie, że „kurcze Kamil, powinieneś wziąć te skrzypce, bo przez dwa dni nie grałeś. Zaraz się okaże, że zapomniałeś czegoś, że wychodzisz z wprawy itd.”. To jest mocno budujące. Po godzinie gry, do której skłoniły mnie takie wyrzuty, jest takie uczucie: „No! Nareszcie pograłem. Jest dobrze”.

ŁK – Rozumiem, że masz jakiś cel, tak?

KB – Jest taki piękny utwór Bacha na skrzypce „Chaconne” w wykonaniu Hilary Hahn. Jest niesamowicie trudny, ale postawiłem sobie taki cel, że jeśli kiedykolwiek go zagram, to już mogę sobie odpuścić granie na skrzypcach. Bo to byłoby coś! Ale jest to jednak cel postawiony tak wysoko, że wiem, że to się nie stanie ani przez rok, ani przez dwa lata. To bardzo motywuje, ale to też nie jest coś takiego, co zaraz osiągnę i będę musiał wybierać nowy.

Trzeba sobie znaleźć motywację dobrą dla danej osoby. Myślę, że tu nie ma żadnego wzoru. Ja wiem, że jeśli zagram kiedyś to „Chaconne”, to już będę grał na takim poziomie na skrzypcach, że będę w stanie zagrać każdy utwór, który będzie mi się podobał na poziomie, z którego jestem zadowolony. Ciężko powiedzieć, czy będę wtedy dalej grał tak regularnie, codziennie, szlifował swoje umiejętności dla siebie, czy raczej będę grał wtedy tylko dla przyjemności. Zobaczymy.

ŁK – To wysoko postawiona poprzeczka! Bardzo ambitny plan.

KB – Bardzo ambitny plan i nie wiem czy do osiągnięcia. W każdym razie ten cel bardzo pomaga. On sobie tam gdzieś jest, a ja do niego małymi krokami dążę. Nawet jeżeli go nie osiągnę… Nie chciałbym kiedyś, za te pięć, dziesięć lat powiedzieć komuś, że zawsze chciałem grać na skrzypcach, ale nigdy w sumie tego nie zrobiłem, bo mi mówili, że „nie”. Chciałbym za te pięć, dziesięć lat powiedzieć, że grałem na skrzypcach pięć, dziesięć lat, spróbowałem, może wyszło, może nie. Zobaczymy. Ale w każdym razie spróbowałem, więc moje sumienie jest czyste. Bo nie da się ukryć: młodszy nie będę. Nie zacznę grać mając sześć lat, bo już nie będę miał sześciu lat. Jak bym zaczął grać w gimnazjum, to już w tym momencie grałbym na skrzypcach sześć lub siedem lat i już bym potrafił znacznie więcej, ale w gimnazjum nie wziąłem się za to i po prostu teraz jestem zawsze te trzy czy cztery lata do tyłu.

ŁK – Ale zawsze lepiej późno niż wcale. Podejrzewam, że już teraz masz na tyle poukładane w głowie te rzeczy, że jak w przyszłości przyjdzie ci pomysł zdobycia bieguna, to będziesz miał schemat, który pozwoli ci jakoś do niego dotrzeć. Nie będzie to kolejne marzenie take: „o! Fanaberia”.

KB – To spojrzenie, fakt, że spróbowałem i ułożenie planu pomogło mi mniej więcej w realizacji innych rzeczy. Na przykład w pisaniu tekstów, które też lubię. Co prawda wyznaczenie sobie takiego celu, jak ja, z tym „Chaconne”, które jest naprawdę trudne, może przytłoczyć. Ale jeśli spojrzymy na to tak, że od tego dzieli mnie jeszcze kilka lat, dziesiątki, jeśli nie setki lekcji, dziesiątki utworów do zagrania… I tak rozbijamy to na mniejsze części. Nagle okazuje się, że jest to cel na szczycie, ale po drodze jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które jestem w stanie zrobić.

Zanim zacząłem grać ludzie faktycznie mówili, że jestem stary, że nic z tego nie będzie itd. Nic z tego nie będzie przez rok. Nic z tego nie będzie przez dwa lata. Ale po tych czterech latach to już kolędę na święta zagram. Chociaż tyle!

Jak zaczyna mi brakować motywacji i chcę odłożyć skrzypce na jakiś czas, myślę o tych wszystkich ludziach, którzy faktycznie kojarzą mnie z tego, że zacząłem grać na skrzypcach kiedy byłem, można powiedzieć, w miarę stary. I motywuje mnie też to, żeby ich nie zawieść. Daje to, kolokwialnie mówiąc, takiego kopa do gry.

Kamil Brycki grający na skrzypcach.

***

Jeśli więc chodzą wam po głowie jakieś ambitne pomysły, których nie podejmujecie się, bo ludzie mówią, że tego nie da się zrobić, że nie warto, może jednak powinniście spróbować? Nie zawsze trzeba liczyć na efekt w ciągu paru miesięcy. Ambitne projekty wymagają czasu, ale też satysfakcja z nich płynąca jest większa.

Następnym razem, gdy będziecie mieć podobne wątpliwości, pomyślcie sobie o Kamilu, który mimo wszystko realizuje marzenie. Jego postawa niesamowicie mi imponuje i inspiruje do działania. Może i was zainspiruje.

Macie takie pomysły w głowie? A może nawet już je realizujecie? Koniecznie napiszcie o nich w komentarzach!

 

Zobacz też podobne artykuły: